|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Zygfryd von Grawth
Tak, to że jestem gońcem ma oprócz dobrych stron także i złe. Te złe są naprawdę złe. I na co mi to było? Jak zwykle dałem się wrobić w taka parszywą robotę. I teraz musze iść do Ludwika Niemca z tą wiadomością od tego dziwnego, ciemnego Jegomościa. Jeżeli to zła wiadomość to nie wyjdę z tego z głową na karku..... Takie były moje myśli kiedy pierwszy raz spotkałem Wampira(wampiry). Za bardzo się nie pomyliłem...
Urodziłem się w lato w 820r. W dzisiejszych Niemczech. Od małego chciałem być kimś. No i PRAWIE mi się udało. Chociaż bądźmy szczerzy. To co osiągnąłem było i tak o wiele więcej niż się wszystkim wydawało. Wszystko zaczęło się w momencie jak nowy książę przybył na nasze Ziemie. Zwał się Ludwik. Dopiero później nazwano go Niemcem. Przybył z małym orszakiem toteż szybko zaczął zatrudniać sługi. Wiedziałem, że to dla mnie szansa. Dosyć szybko dostałem się tam gdzie miałem największe szanse zarobić i kogoś poznać. Zostałem gońcem. Tak naprawdę, to zawsze mnie śmieszyło jak nim zostałem. Poszedłem do człowieka, który tym wszystkim zarządzał. Wszedłem do jego komnaty i usiadłem. Widać było, że mu się to nie spodobało. Ale nic nie robiłem. Wreszcie spytał się czego chcę. "Chcę zostać gońcem" odpowiedziałem. Jego zdziwienie nie miało granic. Chciał mnie wyrzucić na zbity pysk. Nie docenił mnie. Nie po to śledziłem go trzy niedziele, aby teraz mnie tak potraktował. Już chciał mnie brać za fraki gdy powiedziałem "A jak zareaguje książę, jak mu powiem że codziennie zabierasz z pieniędzy które daje Ci na wypłaty, sporą cześć dla siebie?". "Nie dowie się"- odpowiedział. "Czyżby?" potem już poszło szybko. Napisał na kartce skierowanie i zabronił mi kiedykolwiek tu przychodzić po cokolwiek. Mi to było na rękę. Teraz go już nie potrzebowałem. I teraz mogłem mieć znajomości. Szybko awansowałem. Wiedziałem o współpracownikach dużo. Umiałem tak mówić do przełożonych, że Ci robili co chciałem. To był raj. A w dodatku bardzo szybko awansowałem. Dziwnym trafem wiedziałem o wielu złych rzeczach, które robią moi przełożeni. Byłem "lojalny" tylko wobec tych, którzy mieli władzę. Do czasu. Aż trafi się ten człowiek. Od początku wiedziałem że szuka kogoś wyjątkowego do swojej służby. Wiedziałem jak do niego dojść. Cały czas byłem przy nim i dawałem się zauważyć. Nie na darmo. Szybko zauważył moją lojalność. Aż wreszcie zawołał po mnie. Gdy przyszedłem wręczył mi list i kazał zanieść go samemu księciu. Byłem podekscytowany. Ale tamten człowiek miał ponura minę jak mi wręczał ten list. Czyżby to była zła wiadomość? I tak dotarłem do komnaty księcia
Kiedy oddałem list do rąk Ludwika temu oczy zabłysły. Przeraziłem się. I słusznie. Wstał i kazał mi wejść do komnaty obok. Tam powiedział mi wprost, że potrzebuje sługi. Bezgranicznie wiernego, oddanego, i nie cofającego się przed niczym. W zamian oferował mi wieczną egzystencję. Nie wierzyłem mu. To było wprost niemożliwe. Ale gdybym odmówił nie uniósł bym głowy... i tak zostałem wampirem. Rytuał przemienienia był straszny. Cmentarz, groby, ten ból wstrząsający każdym skrawkiem mego parszywego ciała. I to wspomnienie. Te zęby Ludwika, to uczucie wewnętrznej pustki i ten wstrętny smak krwi kiedy wlewał mi ją do ust. Głód, jaki mnie potem ogarnął był jeszcze gorszy. Nie potrafiłem się opanować. Byłem całkowicie opętany przez Bestię. To okrutne wspomnienie, lecz ciągle żywe w mej pamięci. Było to roku pańskiego 845.
Tak zaczęła się moja służba. Ludwik był złym panem. Na początku dbał o mnie. Nauczał. Dowiedziałem się fascynujących rzeczy. O Klanach, Dyscyplinach. Ale szybko nasza nauka się skończyła. Mój ojciec chciał się poświęcić nauce. Poświęcić Strefie Mroku. Był w niej niezrównany, ale ciągle chciał więcej. I potrzebował do tego mojej pomocy. Bardzo często sam byłem przedmiotem eksperymentów. Ludwik zupełnie się mną nie przejmował. Z jednym wyjątkiem. Dbał żebym się za dużo nie nauczył. I prawie mu się to udało.
Miałem Brata. Ludwik Stworzył go jako swojego następcę, jako prawdziwe Dziecko. To jemu poświęcał czas i to on uczył się wszystkiego. Ale nie podzielał zainteresowań Ojca, a był strasznie ambitny. Wolał szkolić Dominację. I to znowu ja byłem wykorzystywany jako "królik doświadczalny". Bycie Dominowanym to parszywe uczucie. I Ludwik i mój Brat potrzebowali lojalnej służby, na której można by eksperymentować. I w ten sposób przez ponad 600 lat nie nauczyłem się prawie niczego. Prawie to dobre określenie. Ludwik nie przewidział jednego. Moich ambicji. Będąc eksperymentem musiałem się czegoś nauczyć. W ten sposób nauczyłem się Obtenebracji i Dominacji. Ale to ciągle było nic w porównaniu z innymi Spokrewnionymi.
Tak mijały wieki. Przez ile lat można służyć jednemu Panu? Jednak tym razem wiedziałem, że pokonanie go nie będzie proste. Jedynym moim ratunkiem mogła okazać się wiedza. Po wielu próbach dostałem wreszcie dostęp do biblioteki Ludwika. I zacząłem czytać. Tutaj dopiero dowiedziałem się o innych Dyscyplinach. Cała moja wiedza o tak dziwnej wiedzy jak Okultyzm pochodzi ze starych ksiąg. Ale przede wszystkim dowiedziałem się wszystkiego o wampirach. O wielu klanach. Znalazłem niektóre zapiski z księgi "Nod". Ale to nadal było za mało, żeby pokonać Ojca.
Nigdy nie utrzymywałem stosunków z innymi wampirami. Tym śmieszniejszym okazał się fakt, iż to właśnie one pomogły mi wyrwać się z okowów. Dowiedziałem się, iż szykuje się bunt Anarchistów. To była moja szansa. Cóż mógł zrobić Ludwik, kiedy to wszystko się zaczęło? On bał się wszystkiego, więc uciekł. Ale potrzebował sługi. Wziął mnie. Mój brat okazał się takim samym zdrajcą jak ja i nawet próbował go zgładzić. I tu obaj dostaliśmy wielka lekcję. Dominacja nie działa na Starszych. Za to Ludwik nie wiedział że i ja maczałem w tym palce, i że również nie podzielam władzy starszych. Wyjechaliśmy aż do Francji. Tam Ludwik spotkał swojego Ojca i Brata. I ich Ojca. To był naprawdę stary wampir. I zaledwie dwa dni po naszym przyjeździe, przyszła pogoń. Pogoń, która tropiła nas aż od samych Niemiec. Chcieli zdobyć nasz dom, gdzie się skryliśmy. Wchodziliśmy coraz wyżej i wyżej, zamykając za sobą kolejne wrota i zostawiając ghule do walki. W pewnym pomieszczeniu zostałem tylko ja i brat Ludwika. To była moja szansa. Od tyłu wbiłem szpikulec w serce wampira i wypiłem z niego całą Krew. Poczułem siłę. Wielką siłę ogarniającą całe moje ciało. To było to czego potrzebowałem do pokonania Ludwika. Pobiegłem na górę. Tam stał Ludwik gotowy do walki. Zorientował się że coś jest nie tak. Lecz na wiadomość że wróg już się tu wdziera, zląkł się i nie zwrócił na mnie uwagi. Był wielkim tchórzem. Mógł wyczuć moja zbrodnię, lecz za bardzo się bał aby normalnie myśleć. To był jego błąd. Zapłacił za to końcem swej nędznej egzystencji. Teraz posiadłem moc również i jego Krwi. Zostały mi ostatnie drzwi. Gdy tylko wszedłem od razu rzucił się na mnie najpotężniejszy wampir jakiego widziałem w życiu. Aż dziwne że mnie nie trafił. Nie, to nie było dziwne. On też się bał. Strach to wielki wróg. Ale ja jestem gorszy. Tak mu ręka drżała, że nie trafił mnie ani razu. Za to ja pewny i spokojny zatopiłem zęby w jego krtani. Wydaj z Siebie dziwny syk....to były ostatnie dźwięki jakie wydał.. ale wiedziałem że na tym nie koniec. Nawet potężna siła którą posiadłem mogła mi nie zagwarantować bezpieczeństwa. Zbiegłem na dół chcąc przebić się na zewnątrz. Ale nie musiałem. Okazało się że mój brat tam był. Skłamałem mu bez problemu że jestem po ich stronie, i że tam są nasi prawdziwi wrogowie. On zawsze był łasy na władze a tam mógł ją dostać. Uciekając usłyszałem jego ryk, gdy zorientował się że został oszukany. Nie pomny na niebezpieczeństwo zaczął mnie gonić. Nie wiem jak, ale dogonił mnie. Był sam. I był wściekły. Tak wściekły że nie pomyślał że teraz jestem od niego potężniejszy. Ale miał szczęście. Spadł z urwiska. Jestem pewien, że tylko wpadł w letarg.
Postanowiłem uciekać na wschód. Ten kierunek wydał się mi najodpowiedniejszy, gdyż nie miałem tam wrogów, a i Klan taki jak mój mógł tam spokojnie się rozwijać. Krążyłem trochę po tych kraikach. Zwiedziłem Pragę, Bratysławę. Do Wiednia nie zawitałem. Dojechałem aż do Gniezna. Spodobał mi się ten kraj i te obyczaje. Postanowiłem tu zostać. Z początku było ciekawie. Jedyne wampiry, jakie tam zastałem były z Rodu Tzimisce. Wiedziałem, iż jedyna szansą na przetrwanie były dzieci. Mogłem stworzyć potężnego potomka. Więc chciałem wybrać dobrze. Pierwszym kandydatem był ciekawy jegomość. Mimo, iż pochodził z niskiego stanu, liczył się na dworze. Postanowiłem spróbować. Przemieniłem go, trochę wyszkoliłem. Wmówiłem mu, że wie już wszystko. I dałem szansę pokonania mnie. Pozorną, oczywiście. Zdradził. Bez wahania. Pożałował tego. Śmierć tego śmiertelnika mogła się jakoś nagłośnić, więc wyjechałem do Gdańska. Tam znalazłem następnego. Tym razem szukałem kogoś mniej porywczego. Takiego który nie zabije przy pierwszej sposobności. Wiedziałem, iż w szlachcie takiego nie znajdę. Odnalazłem zwykłego mieszczanina. Miał duże ambicje i duże predyspozycje. Jednak mało możliwości. Dałem mu możliwość. Postąpiłem tak samo jak przedtem. I ten także chciał się mnie pozbyć. Lecz nie mógł się zdobyć na to żeby mnie zabić. Zbyt dużo zostało w nim Człowieczeństwa. Musiał zginąć. Spodobał mi się ten kraj. Więc postanowiłem spróbować w ostatnim ważnym mieście. Tym razem na końcu drogi znajdował się Kraków. Chciałem kogoś innego. Musiałem znaleźć kogoś zupełnie innego od poprzednich. I znalazłem. Kobieta. Szlachcianka, lecz nie tak bliska dworu. Miała ambicje, chciała władzy, lecz żądza nie zaślepiała jej. W mojej próbie zrobiła coś niespodziewanego. Nie ryzykowała siebie. Posłała zwykłego śmiertelnika. Miał nawet smaczną Krew. Wtedy dopiero zacząłem prawdziwe szkolenie. Owszem, wiem. Nie mogę jej ufać. Lecz wiem, że nie zrobi niczego głupiego. Jeżeli będzie chciała mnie zniszczyć, to i tak nie będę wstanie nic przeciw temu zrobić, ale dużo musi się jeszcze nauczyć zanim do tego dojdzie. Inaczej już by to zrobiła. Pojechałem z nią do Warszawy. Tak. To było idealne miejsce. Tu przybył nowy król. Tu się zadomowiłem. Stworzyłem schronienie. Wysłałem moją Córkę w świat, żeby się trochę dokształciła i zdobyła znajomości. Dziwne, nie zdradziła mnie. Widać wybrałem dobrą Córkę. Jest lojalna. Do czasu.
Początkowo wszystko robiłem ostrożnie. Tak aby nie zwracać na siebie uwagi. Ale po kilku wiekach musiało wyjść na jaw że tu jestem. Wiedziałem żeby nie popełnić błędu mego ojca. Przez te parę-set lat nie mogłem nie spotkać pana tych Ziem. Wielkiego Nathaniela. Kiedy jeszcze służyłem Ludwikowi znalazłem wiele ksiąg. Kiedy Ojciec spuszczał mnie z oka czytałem. Wiedziałem, że ta wiedza kiedyś mi się przyda. I przydała się. Prowadząc z nim wiele ciekawych dyskusji powiedziałem mu wiele istotnych spraw o jego Klanie. Zdarzyło się nam nawet stanąć ramię w ramię w walce. W ten sposób zaczęliśmy ze sobą współpracować. To on nauczył mnie Transformacji. Ale na tym nasza znajomość nie mogła się skończyć.
Lata mijały. Przyszła wojna. Wspaniałe czasy. Nikt się nie dziwił jak ginęli śmiertelnicy. Czasy nad wyraz przyjemne. Ale wojna się skończyła. Przyszli obcy. Były to wampiry z Niemiec. Chciały założyć organizację. Sabat. Nathaniel początkowo się zgodził, lecz nie przepadał za nimi. Ale Sabat musiał tez się liczyć ze mną. To w tedy poznałem Alfreda. I to on nauczył mnie Ścieżki Oświecenia. Jako że widziałem w tym szansę na zwiększenie mojej władzy zgodziłem się również. Sabat zaczął działać. Jakiś czas później przyjechali następne niemieckie wampiry. I zaczęło się wszystko psuć, ponieważ mój Brat był wśród nich. A on nigdy nie zapominał długów. Zapragnął się zemścić. Zapragnął mnie zgładzić. Był teraz potężniejszy niż ja i wiedziałem, że z nim nie wygram. Miałem już tylko jeden ratunek. Nathaniel. Poszedłem do niego. Zawarłem z nim przymierze. Ufamy sobie i wzajemnie sobie pomagamy. I nigdy nie działamy na swoją niekorzyść. Za to miałem dostać jedno. Śmierć mojego Brata. Zgodził się nad wyraz chętnie. Niemcy zaczęli zagrażać jego władzy. Potem już poszło szybko. Najpierw zginał mój Brat. To była moja szansa na ostateczny koniec konfliktu z moją częścią Rodziny. Jego Krew była parszywa w smaku. Ale dała mi dużą moc. Potem Nathaniel walczył z resztą Sabatu. Nie stanowili dla niego problemu. Oczywiście strzegłem Alfreda. Byłem mu to winien. Nic więcej.
Ten wewnętrzny bunt w Sabacie zagroził jego istnieniu. Nawet gorzej. Zakończył Sabat. Na prawie 60 lat. Teraz mamy szansę się odrodzić. Kiedy Nathaniel przyszedł do mnie wiedziałem czego chce. Chciał znowu powołać do życia Sabat. Pomogłem mu. Teraz jesteśmy słabsi. Ale już niedługo. Już niedługo będziemy rządzić.
Jestem Zygfryd von Grawth. Wraz z Nathanielem(tu miejsce na imiona innych ze starszyzny) tworzymy Sabat. I tym razem nic nas nie powstrzyma!
Teraz musiałem się dopasować do sytuacji. Więc dopasowałem swój wygląd. Staram się być niezauważalny. Ubieram się na czarno. Nie korzystam z łaskawości kolorów. Nie wyróżniam się jakoś wyjątkowo. Jedyne co pozostało mi z dawnych lat to długie włosy. Jak już mówiłem, staram się znikać w tłumie. Każdy, kto mnie poznał, nie docenił mnie. I tak ma być. Nie popełnij tego samego błędu...
Preludium:
"Pamiętam, jak kiedyś, kiedy jeszcze byliśmy młodzi i nie musieliśmy tak dużo pracować. Przyszli do nas szlachcice. Zachowywali się jak na szlachtę przystało. Rzucili się na nasze kobiety i nasze pieniądze, pewni, że niczego im nie zrobimy. Podszedłem w tedy do najspokojniejszego z nich, tego, który tylko stał i patrzył. Podszedłem i powiedziałem, że żaden z nich nie wyjdzie z tej osady żywy, jeżeli zaraz nie odjadą. Reakcja szlachcica była do przewidzenia. Zaśmiał mi się w twarz i zdzielił nahajką. Ale nie upadłem, nie zachwiałem się. Zniosłem ból. I patrzyłem w oczy tego człowieka. I patrzyłem w nie tak długo, aż uśmiech znikł z twarzy szlachcica... odjechali, bez słowa. Widać było, że się spieszyli z odjazdem.... W tedy doceniłem moc spojrzenia..."
Imię: Zygfryd von Grawth
Gracz: Silny
Klan:Lasombra
Natura: Autokrata
Postawa: Manipulator
Pokolenie: 6
Ojciec: Ludwik
Przemieniona: ??
Data Urodzenia: 820
Wiek: ??
Atrybuty:
Fizyczne: Siła 2, Zręczność 4, Wytrzymałość 7
Społeczne: Charyzma 3, Oddziaływanie 7, Wygląd 3
Mentalne: Percepcja 3, Inteligencja 3, Spryt 5
Zdolności:
Talenty: Bójka 1, Czujnośc 2, Autorytet 5, Uniki6, Zastraszanie 5, Przebiegłość 5
Umiejętnosci: Etykieta 1, Broń palna 2,Walka wręcz 1, Krycie się 4
Wiedza: Informatyka 1, Lingwistyka 1, Okultyzm 7, Polityka 2, Prawo 2
Atuty:
Dyscypliny: Obtenebracja 7, Dominacja 4, Transformacja 3
Cechy pozycji: Znajomości 6, Pokolenie 7, Mienie 4, Status w Sabacie 4, Świta 1, Trzoda 1
Cechy charakteru: Nieczułośc 5, instynkty 5, Morale 5
Ściezka Mocy i Wewnętrznego Głosu: 9
Siła woli: 10
Vinculum: 8
Poziom krwi: 30
WADY
Mściwy- na von Grawth'ach 2
Mania - Akceleracja 2
Mania wyglądu - Włosy 3
Leń 2
ZALETY
Przesunięte Serce(miednica) 2
Urodzony Przywódca 2
Śpiewny Głos 1
Prestiż Klanowy:
Starszy Klanu
Założyciel Linii Krwi
Członek Les Ames Noir
Kontakty:
Starsi Sabatu
-Starszy Ravnos
-Starszy Malkavian
-Starszy Toreador
Kardynał (Starszy Tzimisce)
Arcybiskup Bielsko Białej (Starszy Brujach)
Serafin(Starszy Assamita)
Świta i poddani:
Wilchelm Holszt - ghul
Alicja Nora - Córka
Allucard - Wnuk
Status:
Starszy Klanu
Członek Rady Sabatu w Polsce
Arcybiskup Warszawy
Ekwipunek
W samochodzie (mercedes z zaciemnionymi szybami):
Ak 47, namiot, lodówka (2l krwi), palnik, kołki, kamizelka Keflarowa
Wilchelm:
H& K MP5, kołki, noże
Von Grawth:
Beretta F92, nóż, komórka, Amulet(ukrywa Amarant)
|
|