|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Witold Arkam
Urodziłem się na terenach dawnej Polski, która obecnie była zajmowana przez wrogów. Byłem synem jednego z bogatych kupców, który zamieszkiwał tak zwaną Galicję. Zaborca stosował tam wobec nas Polaków niezwykle Liberalną politykę. W wielu rzeczach mieliśmy wolny wybór, jednak to nie było to, co własne państwo. Mój ojciec chciał się przyczynić do próby odbicia Polski, był człowiekiem schorowanym znędzniał przez te wszystkie lata, kiedy jego kraj był rozszarpywany jak na części między wrogów. Posłała mnie do szkół bym się kształcił i potrafił potem jakoś pomóc w odbudowie naszego państwa. Cóż nigdy nie pyłem specjalnie pilnym uczniem. Uczyłem się tylko tego, co mnie samego ciekawiło i sprawiało przyjemność. W szkole nauczyłem się przede wszystkim języków, angielskiego, francuskiego i niemieckiego. Posługiwałem się nimi niezwykle biegle, po za tym często wybierałem się do szynków gdzie nie raz i nie dwa brałem udział w nielichych burdach.
W jednym z takich zajazdów poznałem Johana, był on Niemcem jednak dało się z nim dogadać nie chodzi t o język, ale poglądy. Johan kochał wolność, nie cierpiał, gdy ktoś próbował nim kierować. Zapoznał mnie z dość niezwykłą bronią, batem. To była naprawdę wspaniała broń pozwalała rozbroić przeciwnika uzbrojonego w dowolną inną broń białą. Przez długi czas uczył mnie posługiwania się nią. Czemu to robił? Tego niestety nie wiem, powiedział mi tylko kiedyś, że widzi we mnie ducha wolności, któremu chce pomóc się uwolnić, a to, że umiem się bić daje mi przewagę, mogę bronić swojej wolności. Nauczył mnie posługiwać się jeszcze dwoma innymi broniami, były to długie na prawie 25 cm noże niezwykle poręczne i zabójcze i dość broń palna, ech początkowo strasznie opornie mi to szło broń była ciężka źle wyważona, ale skuteczniejsza od jakiegokolwiek łuku lub kuszy. Uczył mnie jednak nie tylko walczyć nauczył mnie czegoś, czego bym się nie spodziewał po wojowniku. Zawsze nosił ze sobą taki dziwny instrument takie jakby prostsze skrzypce, nazywał to banjo. Nauczył mnie na tym grać, naprawdę muzyka płynąca z tego instrumentu była niezwykle piękna. Uwielbiałem te lekcje z nim, dowiedziałem się od niego wiele o świecie, również o tak zwanym Nowym Świecie, Ameryce. Mój ojciec niestety nie był zbyt zadowolony z tej nauki, jaką przekazywał mi Johan. Pewnego wieczoru, gdy wróciłem do domu przywitał mnie w nim Ojciec Franciszek, jeden z miejscowych dominikanów. Dowiedziałem się od niego, że mój ojciec zmarł. Byłem zdruzgotany, przez całą noc nie mogłem spać, nie chciało mi się nawet płakać. Popadłem w stan całkowitego zobojętnienia. Przez następnych kilka dni jakoś sobie z tym poradziłem, ale dla mnie nie było tu już miejsca.
Spotkałem się jeszcze raz z Johanem. Opowiedziałem mu, co się stało, okazał niezwykły spokój. Zaakceptował moją decyzje odejścia stąd. Na pożegnanie podarował mi niezwykle dobrze i mocno wykonany bicz, dwa noże i pistolet. Podarował mi również swoje wysłużone banjo mówiąc bym sobie przygrywał na nim, kiedy będę czuł nostalgie za domem. Był to dar naprawdę niezwykły, niestety nie zdążyłem mu podziękować. Zaraz po tym jak dał mi ten pożegnalny prezent zniknął, po prostu zniknął. Wyjechałem z terenów dawnej Polski z wieku dwudziestu lat. Przewędrowałem przez większość Europy, często korzystając z prezentów od Johana. Dotarłem do Francji rządzonej wtedy przez Napoleona wielkiego wodza Francuskiego. Potem przeniosłem się do Anglii, a stamtąd jako członek załogi statku handlowego prosto do Ameryki, konkretnie do Nowego Jorku.
Wspaniale wspominam czas rejsu, była to trudna i ciężka praca, jednak, gdy patrzyło się w dal, a pod stopami czuło się niemal falujący pokład czuło się prawdziwy szacunek do tej potęgi, do morza. Tam czułem się wolny, nieskrępowany ciasnym uliczkami, świat rozpościerał się aż po granice mojego spojrzenia. Byłem szczęśliwy.
W końcu dotarłem do Nowego Jorku, było to miasto dość ciekawe, w przeciwieństwie do niektórych miast Europejskich nie było tu praktycznie żadnych fortyfikacji. Przez pewien krótki okres pracowałem tam jednak miejski zaduch szybko mnie zniechęcił i postanowiłem wyjechać gdzieś dalej na południe, gdzie było wiele otwartej przestrzeni gdzie można się było napawać pięknem przyrody. Cóż nie jestem dumny z tego okresu w moim życiu. Pracowałem jako poganiacz niewolników tam na południu. Wyjątkowo parszywa praca, niestety za coś musiałem żyć. Wielokrotnie byłem zmuszony do naprawdę paskudnych rzeczy. Jednak jakoś to wytrzymywałem, szczególnie dzięki banjo, które kiedyś otrzymałem od Johana i dzięki niej. Nazywała się Francine Bird. Była to naprawdę przepiękna kobieta, zauroczyła mnie, kiedy tylko ją zobaczyłem.
Pierwszy raz spotkaliśmy się, gdy siedziałem pod drzewem wieczorem i przygrywałem na swoim banjo, spodobała się jej moja muzyka. Lubiła siedzieć na ławeczce przed domem i słuchać mnie, a ja grałem. Grałem dla niej i patrzyłem na nią podziwiałem jej piękną twarz, podziwiałem ten najwspanialszy w mych oczach twór natury. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Zdziwiło mnie nieco, czemu widuje ją tylko wieczorami, wyjaśniła mi spokojnie, że nie przepada za słońcem gdyż źle wpływa na jej skórę. Ta odpowiedź mi wystarczyła. Miesiąc później nastąpił swoisty przełom w naszych stosunkach, przyznała mi się do czegoś. Przyznała, że jest wampirem, nie chciało mi się wierzyć, myślałem, że ze mnie żartowała. Aż mnie nie ugryzła, nie wiem nawet jak długo to trwało, bo w moim wyobrażeniu trwało to całą wieczność, a jednak za krótko. Nie byłem przerażona, jak można się bać ukochanej osoby, byłem zafascynowany.
Przez kilka najbliższych tygodni opowiadała mi o wampirach i o sobie. Opowiedziała mi, że to właśnie moja muzyka tak ją zauroczyła, należała do klanu Toreador, klanu wampirzych artystów. Pewnego wieczora zaproponowała mi bym został jej dzieckiem. Zgodziłem się na to chciałem być przy niej, miłość zagłuszała we mnie wszystkie inne uczucia. Pewnie skończyłoby się to tym, że stałbym się jej dzieckiem, jednak pewne późniejsze wypadki zmieniły wszystko.
Pewnego razu wyjechałem do miasta, tam z ciekawości zajrzałem do pewnego niezwykłego sklepu, okazało się ze jego właściciel oferował robienie tatuaży. Zgodziłem się i zapłaciłem mu, poprosiłem by na prawym przedramieniu wytatuował mi wizerunek wilka. Wilki to w moim mniemaniu najwspanialsze stworzenia, jakie żyją, są szybkie, silne i przede wszystkim wolne. To mnie właśnie w nich urzekało wolność. Od mojej ukochanej jakieś czas wcześniej otrzymałem przepiękny prezent, był to kolczyk w kształcie małego krzyża, niezwykle misternie wykonany.
Kiedy wracałem do miasta, spotkałem pewnych ludzi, byli to cyganie, którzy przybyli niedawno do Ameryki. Chcieli się mnie spytać o drogę, więc opowiedziałem im jak i co, jednak jeden z nich zaszedł mnie od tyłu i chciał okraść, obiłem go i kilku jego towarzysz, a potem w te pędy ruszyłem ku swojej farmie. Tydzień później wybuchł bunt niewolników. Teraz już wiem, że było to wywołane przez pewnego, Ventrue, który nie mógł ścierpieć, że farma jego konkurenta, przynosi większe dochody. Wielu z poganiaczy wtedy zginęło mieliśmy wielkie problemy gdyż mieli oni przewagę liczebną, ale my mieliśmy broń palną oni nie umieli się nią posługiwać. Wieczorem tego dnia, gdy już słońce schowało się za linią horyzontu napadło nas kilku czarnych, poradzilibyśmy sobie z nimi gdyby nie ta przeklęta Gangrelka. Uderzyła w nas tak szybko i silnie, że od razu zabiła dwóch z nas i raniła dwóch pozostałych, ja odskoczyłem i nie byłem ranny, jednak widziałem jak dorzyna moich towarzyszy. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się paskudnie, rzuciła się na mnie przyparła i powaliła na ziemię. Uderzyłem głową o grunt i straciłem przytomność. Następne, co pamiętam to jak byłem przywiązany do drzewa, a ona moim własnym batem biła mnie po plecach. Zabiłaby mnie gdyby nie przybyły posiłki, było to Toreadorka, razem z swoimi dwoma ghulami. Gangrelka starła się z nimi, jednak mieli przewagę i uciekła po krótkiej wymianie ciosów. Zabrali mnie do domu, gdzie Toreadorka jako tako opatrzyła rany na moich plecach. Nie krwawiły już, ale wyglądały naprawdę paskudnie. Powiedziała, że później zajmie się mną jak trzeba. Chciała wyjść, ale wtedy właśnie wpadła tam Gangrelka i rozsmarowała na ścianie jednego z ghuli. Walczyły ze sobą, Gangrelka okazała się jednak silniejsza i po poważnym poranieniu przeciwniczki, podeszła do mnie. Przeistoczyła mnie szybko i bez jakiejkolwiek litości, a potem zostawiła na pastwę losu. Toreadorka gdzieś znikneła, nie wiem, co się z nią stało, ale czuje i mam nadzieję ze przeżyła. Tymczasem jednak musze dopaść swoją "matkę" i wykończę ją choćbym miał przy tym sam zginąć.
Wygląd:
Brunet o ciemnoniebieskich oczach, długie zebrane w kucyk włosy, długie skórzane spodnie, bluza z wysokim kołnierzem osłaniającym szyję, długi płaszcz, okularki przeciwsłoneczne
Uzbrojenie
Dwa 25 cm noże
Bat 4 m
2x Desert Eagle
Szotgun półautomatyczny
Imię: Witold Arkam
Gracz: Andarion
Klan: Gangrel
Natura: Sędzia
Postawa: Samotnik
Pokolenie: 9
Ojciec: ??
Data Urodzenia: 16.VII. 1686
Data Przeistoczenia: 1.III.1714
Wiek: 28
Atrybuty:
Fizyczne: Siła 4, Zręczność 4, Wytrzymałość 4
Społeczne: Charyzma 2, Oddziaływanie 2, Wygląd 3
Mentalne: Percepcja 4, Inteligencja 3, Spryt 3
Zdolności:
Talenty:Czujność 2, Bójka 3, Zastraszanie 3, Uniki 3, Wysportowanie 3
Umiejętnosci:Broń palna 4,Krycie się 2, Sztuka przetrwania 2, Walka wręcz 3, Zabezpieczenia 2, Muzyka 3, Prowadzenie 2
Wiedza: Lingwistyka 3, Medycyna 2, Prawo 2, Informatyka 2
Atuty:
Dyscypliny : Potencja 1 , Odporność 1, Transformacja 3, Akceleracja 2, Animalizm 2, Nadwrażliwośc 2
Cechy pozycji: Znajomości 2, Sprzymierzency 2, Trzoda 2, Pokolenie 4
Cechy charakteru: Sumienie 3, Samokontrola 4, Odwaga 3
Człowieczeństwo: 6
Siła woli: 5
ZALETY
Przyjaciel - Wilkołak
Wielka Miłość
Powiązania z Podziemiem (Gangi motocyklowe)
WADY:
Wróg - Rodzic
Kłopoty z Trawieniem
Nienawiść - Rodzic,
Nienawiść - Handlarze żywym towarem
Koszmary
|
|