AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1





Venatrix


Nie wiem czy warto zagłębiać się w moje pierwsze życie. Ot zwykłe, nudne i pozbawione miłości.
Moja piękna matka zmarła rodząc mnie przez co ojciec, który wielce ją kochał, po prostu ignorował mnie czując do mnie wyrzuty o jej śmierć. Nigdy nie brakowało mi niczego...niczego materialnego. W przeciwieństwie do miłości, która miała być mi okazana w moim późniejszym, drugim życiu.
Nie pamiętam imion moich śmiertelnych rodziców, swego nazwiska, ani nawet kiedy i gdzie się urodziłam. Nigdy nie świętowano moich urodzin i nie winie za to ojca, w pełni go rozumiem...teraz, gdyż wcześniej czułam do niego z tego powodu prawie, że nienawiść. Za tą całą obojętność co do mojej osoby. Wydaje mi się, że ojciec obchodził jedynie dzień śmierci mojej matki. Jednak nawet wtedy nie mogłam się zorientować jaki to był dzień, gdyż spędzał on prawie codziennie wiele godzin przy grobie matki.
Ogólnie nigdy specjalnie nie interesowało mnie to ile mam lat, który mamy rok. Żyłam w naszej bogatej posiadłości w luksusach...samotnie siedząc w swoim pokoju. Wszystko było mi obojętne, jednak miałam w sobie ciekawość. Ciekawość, która pozwalała mi żyć w tamtym smutnym, pozbawionym miłości i przepełnionym wspomnieniami mego ojca domu. To ta ciekawość zaprowadziła mnie pewnej księżycowej nocy do pokoju, który zawsze był zamknięty. I pomimo moich usilnych starań i prób włamania się do niego (próba otworzenia zamka, wyłamania drzwi, przedostanie się przez balkon lub choćby zerknięcia do środka) nigdy nie udało mi się odkryć co kryje ten tajemniczy pokój. Aż do tamtej nocy, kiedy to ze snu zbudziły mnie głosy...męskie głosy. Jeden należał do mojego ojca, drugiego nie znałam. Ale to właśnie ten drugi głos zwrócił moją uwagę i zapragnęłam dowiedzieć się do kogo on należy. Wstałam, więc z łoża, narzuciłam na siebie cieniutką koszulkę na ramiączkach jedwabną podomkę i udałam się zobaczyć właściciela intrygującego głosu. Jednak nie zdążyłam wyjść jeszcze z pokoju, kiedy przez nie otwarte jeszcze szeroko drzwi zobaczyłam w głębi korytarza idącego szybkim krokiem ojca. Wyszedł pośpiesznie z owego tajemniczego pokoju, był wyraźnie oburzony. Za nim po chwili podążył wysoki, smukły mężczyzna o kruczoczarnych włosach do ramion. Zapewne do niego należał głos, który mnie zaintrygował...jednak zapomniałam o tym z jakiego powodu wstałam z łóżka. To co od zawsze mnie intrygowało, co było zawsze ukryte i zamknięte przed moimi oczami teraz stało otworem! Pokój był otwarty! Najwidoczniej gość musiał tak zdenerwować ojca, iż ten zapomniał zamknąć pokój. Oczywiście natychmiast pobiegłam zobaczyć tajemnicze pomieszczenie. Dziko rozglądałam się na boki, aby przypadkiem ktoś nie zniweczył moich planów wejścia do komnaty. Byłam cała podniecona i szczęśliwa kiedy przestąpiłam próg i zobaczyłam gabinet urządzony z wielkim smakiem. Ale nie wystrój przykuł moją uwagę tylko...pełno portretów na ścianach. Cały pokój pełen był mniejszych i większych obrazów kobiety. Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam prawie że identyczną twarz jak moja. Już wiedziałam kim była modelka z płótna...to była moja matka. Stałam tam oniemiała pośrodku pokoju i przyglądałam się największemu portretowi wiszącemu nad kominkiem, ogień w nim płonący nadawał pomieszczeniu dziwnej atmosfery. Postać przedstawiona na płótnie także wydawała się jakby...żywa. To odczucie dodawało upiorności i nutki tajemniczości. gdyż zdawało się, że moja matka uśmiechała się do mnie. Silniejsze jednak było poczucie, że zaraz do mnie przemówi. Wpatrywałam się w obraz i czekałam na jej słowa. Płomień pełgał w kominku. Czułam jak w około zaczyna narastać mrok. Spoglądałam w oczy namalowanej matki i usłyszałam cichy szelest. Trwałam czekając na upragnione słowa matki. "Jesteś do niej niezwykle podobna, moja Droga" usłyszałam głos, który wcześniej tak mnie zaintrygował, a teraz nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona. Peniuar osunął się na podłogę, moich odsłoniętych teraz ramion dotykały delikatne, zimne, wręcz lodowate dłonie. Zadrżałam, a jednak nie było to drżenie wywołane zimnem. To było drżenie...pożądania. "Jesteś już dojrzałą kobietą ,moja Droga" usłyszałam szept. Zamknęłam oczy. Nie było nic po za mną i tą zimną postacią trzymającą moje ramiona. Resztę pochłonął mrok. Nie wiem ile to trwało, jednak czułam jakby minęły wieki. Miałam wrażenie, że mężczyzna o chłodnych dłoniach jest mi znany i bliski od niepamiętnych czasów. Wyczuwałam gęstniejący mrok i jego usta tuż przy mojej szyi. Marzyłam i pragnęłam z całych sił, aby mnie pocałował. "Victor!" znajomy krzyk. Ojciec. Mrok zniknął, powróciłam do tamtego pokoju pełnego portretów mej matki. Mężczyzna nadal trzymał dłonie na mych ramionach. "Tak przyjacielu?" jego cudowny głos. Byłam zła, że tak brutalnie nam przerwano. W tym momencie nienawidziłam ojca bardziej niż kiedykolwiek. Miałam wręcz ochotę go zabić. "Co ona tu robi?!" przestraszyłam się, przecież nie wolno mi tu wchodzić. "Chciałem jej pokazać po kim odziedziczyła urodę". Ulga. "hmm..." ciężkie kroki ojca skierowane w naszą stronę. Patrzyłam na jego reakcję zła, ale i zlękniona. Krążył wokół jak wygłodniały sęp i spoglądał na mnie jakby z pogardą. Dziwne. Jakbym usłyszała jego myśli... 'ona nigdy nie będzie tak piękna jak matka'. Złość, smutek. "Tak. Widać podobieństwo, ale wiele jej brakuje do Marii" powiedział jakby na odczepnego, a mnie ucieszyły jego słowa. Prawdziwe czy nie...ojciec zwrócił na mnie uwagę. Cieszyłam się. "Tak przyjacielu. Maria była niezwykle piękną kobietą" poczułam zazdrość, ale mężczyzna jakby wyczuwając to zacisnął mocniej dłonie. "Jednak uważam, że wasza córka dorównuje jej urodą. Ba! Nawet i ją przewyższa." Zwolnił trochę uścisk i zaśmiał się perliście. Boshe, jak bardzo chciałam go pocałować i trwać na wieki w jego ramionach. "Zabierz ją!" wysyczał ojciec. "Zabierz! Nie chce jej tu nigdy widzieć!" krzyczał jak oszalały, a ja stałam oniemiała. "Zabieraj ją sobie! No już! Niech zniknie z mego życia na zawsze!" miotał się po pokoju i wrzeszczał wymachując groźnie pochwyconym koło kominka pogrzebaczem. "Dziękuje Przyjacielu. Wiedziałem, że zawsze byliśmy przyjaciółmi" usłyszałam w jego wspaniałym głosie nutkę zimnej ironii i zadowolenia. Pochylił się i podniósł podomkę, wciąż trzymając jedną dłoń na moim ramieniu. "Chodź, moja Droga" szepnął ciepło prostując się i okrywając mnie peniuarem. Pociągnął mnie lekko w stronę drzwi, szłam zanim posłusznie. Jednak oglądałam się co jakiś czas za siebie i zerkałam na ojca. Usiadł w fotelu, otworzył wino i popijając prosto z butelki wpatrywał się w obraz nad kominkiem. Spojrzałam ostatni raz na ojca i próbowałam uśmiechnąć się do niego, jednakże on nawet nie zerknął. Stanęliśmy na korytarzu. Zadrżałam, tym razem jednak z zimna. Okryłam się szczelniej jedwabiem. Po raz pierwszy spojrzałam w oczy temu mężczyźnie. były czarne, nieprzeniknione...biło z nich doświadczenie wielu przeżytych stuleci. Ale zauważyłam również iskierki radości i jakby...pożądania. Ucieszyło mnie to. Czułam się dumna i piękna...
Tamtego wieczoru zamknął się jeden rozdział mojego jakże nudnego dotychczas życia. Victor zabrał mnie stamtąd do starej posiadłości. Niewiele różniło ją od domu, w którym się wychowałam. Był równie okazały i świadczył o zamożności jego właściciela. Jednak czymś się różnił. Do tej pory nie potrafię powiedzieć co poczułam wchodząc do niego. Przyzwyczajenie sprawiło, że tamto uczucie znikło lub po prostu nie zwracam na nie uwagi.
W owym domu zostałam zaprowadzona do ogromnego gabinetu. Dom był jeszcze bardziej bogaty i okazały od mojego poprzedniego domostwa, co wielce mnie zdziwiło. Nigdy bowiem nie sądziłam, że można żyć bardziej luksusowo niż dotychczas.
Pominę szczegóły wydarzeń tamtej i kilkudziesięciu następnych nocy.
Gospodarzem okazał się Armand Denox. Miły ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku. Z jego bladej twarzy nigdy nie znikał pełen sympatii uśmiech. Szczerze mówiąc odkąd go ujrzałam od razu go polubiłam. Spędziłam w jego domu wiele miłych chwil, tam dopiero poczułam się jak w domu... kochana i szczęśliwa. Armand poświęcał mi bardzo wiele czasu, co noc rozmawialiśmy, gdyż jak mówił na początku w dzień wyjeżdża pilnować interesów. Jednak ponownie moja ciekawość pomogła mi odkryć prawdę. Obserwowałam go jak po naszych rozmowach udaje się do swojej komnaty i wychodzi z niej by ponownie udać się na rozmowy ze mną. Pewnej nocy powiedziałam cóż za obserwowałam i zapytałam ze łzami w oczach czemu mnie okłamał... wtedy znowu poczułam się oszukana i jakby zagrożona iż ten piękny sen jakim było wtenczas moje życie może się skończyć. Armand jednak zbliżył się do mnie, uśmiechnął i pogładził po włosach. Wtedy to zaczął snuć swoją opowieść o jego dziejach o tym kim naprawdę jest i czemu rozmawiamy tylko nocą... nie byłam zszokowana, ani przerażona. Nie pragnęłam uciec, czego najbardziej obawiał się Armand po ujawnieniu prawdy. Okazało się, iż od wielu pokoleń jest "przyjacielem" mojej rodziny. Pomagał jej osiągnąć bogactwa, sławę i poważanie wśród innych śmiertelnych. Wytłumaczył mi, że dzięki swoim umiejętnościom jakimi obdarzył go wampiryzm wszystko było bardzo proste. Moja rodzina miała jedynie być połączeniem między światem śmiertelnych i zapewniać Armandowi dostęp do szybko rozwijającej się techniki. Po wielu nocach spędzonych na wysłuchiwaniu opowieści, Armand zapytał czy nie zechciałabym przyłączyć się do kainickiego społeczeństwa. Zaproponował mi jak to ujął "odrodzenie się i rozpoczęcie życia od nowa". Oczywiście trochę się bałam, ale on zapewnił mi oparcie, dom, miłość... zastąpił mi ojca... teraz on był moją rodziną, więc przyjęłam jego propozycje.
Armand stał się mym Ojcem pewnej zimnej, jesiennej nocy. Była to niezwykła ceremonia, bardzo bogata i szykowna. Bardzo miło wspominam tamtą noc. Jednak było to dla mnie zbyt osobiste przeżycie, abym mogła je tu teraz opisywać. Tamta noc była wyjątkowa... tamtej nocy stałam się wampirem...
Szybko zapomniałam o starym życiu i przystosowywałam do wymogów nowego. Na początku miałam małe trudności z przyzwyczajeniem się do innego rodzaju pożywienia, ale z czasem i do tego przywykłam. Poznałam też resztę mieszkańców... mą nową rodzinę... inne "dzieci" Armanda...
Rex... najstarszy, najpoważniejszy i najbardziej nietowarzyski z całego mego rodzeństwa.
Saevitia... drugie dziecko Armanda, bardzo hmm... żywiołowa i lekko roztargniona, ale od początku okazywała swoją przyjacielską naturę.
Brevis... hmm Brevis... cichy, spokojny, uległy i zamknięty w sobie. Chociaż stałam się jego siostrą to nigdy nie potrafiłam się do niego zbliżyć i poznać. Ojciec uczył mnie i zapoznawał ze wszystkim co uznał za słuszne i pomocne w przyszłości. Jego nauki trwały około 20 lat. Kolejne 20 lat nowego życia spędziłam u jego toreadorskiej przyjaciółki, kształcąc się w zakresie manier, dobrego wychowania, kultury i wszystkiego co było z tym związane. Tamte lata w domenie Glorii wspominam równie mile jak te wcześniejsze przeżycia. Mogłabym długo opowiadać o pobycie u niej, o swoich przeżyciach i wielu osobach, które poznałam w swym kainickim życiu.
Po powrocie z domu Glorii, mój Ojciec powiedział mi ze wybieramy się na wieczorny bankiet zorganizowany z okazji mojego powrotu.. Jednak na miejscu okazało się, że jest to przyjęcie, na którym miałam zostać przedstawiona Księciu. Okazał Nim się Ojciec Victora, który zabrał mnie z mego ludzkiego domu. Teraz jednak nie wydawał mi się taki jak przedtem... teraz wiedziałam dlaczego... wcześniej użył swoich mocy, abym bez oporów opuściła stary dom. Był to kolejny niezwykły wieczór. Wracając do domu Ojciec oznajmił, że od teraz sama będę decydować o reszcie swego życia. Otrzymałam od niego posiadłość, kilka rodzinnych firm oraz konto, z którego mogłam korzystać. Wtedy też powiedział mi o pewnym Elizjum, w którym każdego pierwszego wtorku miesiąca miały się odbywać spotkania naszego klanu. Minęło parę lat kiedy to jak zwykle ciekawość sprowadziła mnie do tamtego miejsca... do domeny Księżnej Victorii Esche... tam znalazłam swój drugi dom... drugą rodzinę...

Imię: Venatrix
Gracz: Venatrix
Klan: Ventrue
Natura: Opiekun
Postawa: Opiekun
Pokolenie: 7
Ojciec: Armand
Przemieniony:??
Data Urodzenia:??
Wiek: ??

Atrybuty:
Fizyczne: siła-1, zręczność-3, wytrzymałość-2;
Społeczne: charyzma-3, oddziaływanie-3, wygląd-4;
Mentalne: Ppercepcja-3, inteligencja-3, spryt-2

Zdolności:
Talenty: empatia-2, przebiegłość-2, uniki-1;
Umiejętnosci: etykieta-3, krycie się-1, prowadzenie-2, walka wręcz-3;
Wiedza: finanse-2, informatyka-2, lingwistyka-3, nauka-3, wykształcenie-3;

Atuty:
Dyscypliny:dominacja-2, prezencja-1;
Cechy pozycji:mienie-5, świta-1, status-2, pokolenie-6;
Cechy charakteru: sumienie-3, samokontrola-4, odwaga-3;
Człowieczeństwo: 9
Siła woli: 7
Poziom krwi: 30

WADY

ZALETY
jedzenie żywności