|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Ryoko
Nazywam się Ryoko i urodziłem się w 1980 roku w Yokohamie. W czasach samurajów moja rodzina była jednym z najsilniejszych klanów samurajskich. Przetrwała u nas tradycja przekazywania z ojca na syna umiejętności walki mieczem. Ponadto doskonaliłem swoje umiejętności w koreańskiej sztuce walki Tae Kwon Do. W wieku 18 lat mogłem przystąpić do testu, podczas którego miałem udowodnić, że jestem już mężczyzną. Testem miała być walka na drewniane miecze z moim mentorem, oraz walka wręcz. Pierwsza część testu poszła mi strasznie ciężko, bo mieczem nie władałem tak dobrze jak nogami. W walce wręcz udało mi się dwa razy posłać ma matę mojego trenera. Ostatecznie zaliczono mi ten test i stałem się prawdziwym wojownikiem.
Wyruszyłem z mojego rodzinnego domu do Stanów Zjednoczonych, który to kraj fascynował mnie odkąd tylko sięgam pamięcią. Ameryka była zupełnie inna niż moja ojczyzna. Szczątkowa znajomość języka angielskiego okazała się wystarczająca. Z małymi problemami dogadywałem się z napotkanymi ludźmi. Zatrzymałem się w jednym z nowojorskich hoteli. Od tej chwili oddawałem się zwiedzaniu i beztroskiemu spędzaniu czasu, wydając pieniądze w które zaopatrzyli mnie rodzice na tę daleką i trudną podróż. Po pewnym czasie zauważyłem że jestem obserwowany. Włócząc się po mieście zauważyłem ogłoszenie na drzewie, o treści: "AMATORSKI TURNIEJ SZTUK WALKI". Zapisy odbywały się w jednym z klubów karate. Wstąpiłem i zapisałem się na ów turniej. Było do wygrania trochę gotówki, więc tym bardziej chciałem wziąć w nim udział. Emocje związane z turniejem spowodowały, że zapomniałem o moim obserwatorze. Ze zdwojonym zapałem zabrałem się do treningu. Miałem zaledwie dwa tygodnie na poprawienie swojej formy, więc skoncentrowałem się na ciężkich i mozolnych treningach.
Gdy nadszedł dzień turnieju adrenalina rozsadzała mi żyły. Strasznie się denerwowałem ale po pierwszej walce trema minęła. Przechodząc przez kolejne etapy turnieju, zauważyłem znajomego obserwatora. Przyglądał się z zaciekawieniem jak rozkładam na ringu kolejnych przeciwników. W walce finałowej zmierzyć się z najlepszym wychowankiem nowojorskiego klubu karate. Tę walkę publiczność zapamiętała na długo. Ring schlapany był krwią. Dostałem cios w twarz i upadłem. Mimowolnie spojrzałem na tajemniczego obserwatora. Nagle poczułem w sobie niesamowitą siłę i chęć pokonania mojego przeciwnika. Wstałem i wymierzyłem mu serię uderzeń. Po pięciu minutach sędzia wzniósł moja rękę do góry, obwieszczając, że wygrałem. Potem widziałem tylko ciemność. Ocknąłem się w szatni. Stał nade mną jakiś facet, którego wcześniej nie widziałem.
- Obudziłeś się wreszcie - powiedział.
- Długo byłem nieprzytomny?
- Dwie godziny.
- Muszę iść - stwierdziłem, po czym wstałem i wyszedłem.
Było już późno. Na zewnątrz czekali na mnie mój obserwator i jeszcze jakiś mężczyzna.
- Chodź z nami - odezwał się lodowatym tonem nieznajomy.
Nie wiem dlaczego, ale podążyłem za nimi. Po godzinie doszliśmy do małego lotniska. Po drodze dowiedziałem się, że polecę jednym z prywatnych samolotów do Alamuth. Wsiadłem na pokład. Zająłem fotel przy oknie i czekałem na start. Samolot ruszył po 10 minutach. Obok usiadł mój obserwator i tajemniczy nieznajomy.
- W jakim celu wysyłacie mnie do Alamuth? - zapytałem.
- Lecisz tam na szkolenie.
- Szkolenie?
- Tak, zostaniesz tam 6 lat.
- Mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
- Później, teraz masz wypij to - powiedział mężczyzna podając mi glinianą miseczkę z czerwonym krystalicznym płynem.
- Co to jest?
- Wypij to. Dzięki temu staniesz się moim sługą tak jak .......
Patrzyłem przez chwilę na gliniane naczynie. Wypiłem jego zawartość nie pozostawiając ani jednej kropli.
- Wypiłeś moją krew. Jeśli szkolenie wypadnie dla ciebie pomyślnie zostanę Twoim ojcem, a ty będziesz dla mnie synem. Będziesz członkiem mojego klanu.
Słuchając nieznajomego przełknąłem ślinę. Spojrzałem ukradkiem na chłopaka, który wciąż mnie obserwował.
- Czy to znaczy, że zostałem w jakimś sensie wybrany?
- Nie pytaj już o nic. Jeśli uznam, że jesteś godzien należeć do nas tak się stanie. Jeśli się nie spiszesz czeka cię śmierć.
- Czy będę tam sam?
- Nie zawiedź mnie Ryoko - powiedział ściszonym głosem nieznajomy.
Odwróciłem głowę. Nie mówiłem nic bojąc się, że nie spodoba się to moim towarzyszom podróży Po dwóch godzinach wylądowaliśmy na ogromnym lotnisku. Wyglądało jak prywatne, ponieważ wszędzie widniało nazwisko Burdouu. Wysiedliśmy na płytę lotniska. Tam czekała już czarna limuzyna.
- Pojedziesz teraz do mojej rezydencji. Tam będzie czekał ........., który zabierze cię na obrzeża miasta gdzie odbędzie się twoje szkolenie.
- Dobrze... - westchnąłem cicho.
- Jedź i pamiętaj liczę na ciebie.
Zrobiłem tak jak mi nakazał.
Szkolenie miało się zakończyć jutro. Z pewną obawą czekałem na to co powie o mnie pan Burdouu. Chciałem wypaść jak najlepiej. Długo nie mogłem zasnąć, myśląc tylko o jednym. Obudziłem się wczesnym rankiem. Obmyłem zaspaną twarz i ruszyłem długim korytarzem na śniadanie, po którym zostałem zaprowadzony do dużego ciemnego pokoju, gdzie czekał na mnie pan Burdouu. Stanąłem na środku i czekałem na dalsze wydarzenia.
- Ryoko przeszedłeś szkolenie na wysokim poziomie. Uznałem, że jesteś godzien tego by być jednym z nas.
Spuściłem nisko głowę.
- Teraz uczynię cię moim synem i stanę się tym samym twoim ojcem.
- Tak - szepnąłem.
- Oddaj teraz wszystko swojej nowej rodzinie i przeżyj bezlitosne cierpienie, by po tym ukoić je w wiecznym życiu spijając krew śmiertelników- powiedział pan Burdouu i szybkim ruchem zbliżył twarz do mojej szyi.
Poczułem ból i spływającą krew. To było takie dzikie i nieokiełznane. Czułem się jak ofiara a nie ktoś kto został wybrany. Kiedy pan Burdouu wbijał w moja szyję dwa ostre kły czułem jakby moje ciało cięło tysiąc noży, ale to był dopiero początek. Głowa bezwładnie opadła w dół. W jednej chwili odczułem gniew, smutek, radość, złość, nienawiść, miłość i zazdrość. Miałem wrażenie, że moje ciało eksploduje. Mięśnie zaczęły rosnąć. Czułem jak twardnieją mi kości, jak serce zmienia swój kształt a płuca pulsują nierównym rytmem. Z żył spłynęła cała krew, pozostawiając dławiącą pustkę. Ból wypełnił całe moje ciało. Był tak nieograniczony. Czułem jakby pan Burdouu wysysał ze mnie życie, a potem ofiarował mi swoje napełniając mi żyły swoją zimna, a zarazem gorąca krwią. Wszystko działo się powoli, a przynajmniej mi się tak wydawało. Straciłem przytomność. Obudziłem się pełen sił. Spojrzałem na siebie. Byłem nagi. Na krześle leżało moje kimono. Założyłem je. Spojrzałem w lustro, w którym ukazała się moja twarz, była jakaś inna. Skóra miała blady odcień, a w niektórych miejscach na ciele żyły były widoczne. Kiedy patrzyłem na swoje odbicie zrozumiałem, że nie jestem już tym samym człowiekiem. Zrozumiałem, że nie jestem już człowiekiem...
Imię: Ryoko
Gracz: GATO
Klan: Assamita
Natura: Wojownik
Postawa:
Pokolenie: 6
Ojciec: Maxymilian Budrouu
|
|