AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






W goscinie...







Powitała ją ciemność, cisza i chłód. Leżała na wilgotnej posadzce w jakiejś celi. Przy próbie wstania poczuła zdecydowany i silny ból w nogach. Spojrzała w dół i zastała łańcuchy. Ostro zakończone kolce przy każdym ruchu wbijały się jej w kostki. Usiadła na ziemi klnąc szpetnie. Z niezadowoleniem spostrzegła, że nie działają jej też żadne dyscypliny.
-Czyli jednak wpadłam..
Nie mogąc użyć żadnej lepszej mocy spaliła krew by choć zerwać powodujące ból pęta. Przymierzyła się raz, drugi, po czym zdecydowanym ruchem szarpnęła stal.
-Agrhht!!
Nie dało rady. Wbijające się w miękką tkankę ostrza oznaczały kolejne fale cierpienia. Zakwiczała cicho delikatnie przesuwając ciernie tak by nie kuły. Rozmasowała uszkodzone ciało.
- Oby tylko nie było na tym jakiegoś świństwa- pomyślała- Bo jeśli zarażą mnie tak jak Snake'a kiedyś.. Nie uśmiecha mi się być- pożywką dla jakiegoś cholernego pasożyta-rzekła w pustkę- I woda święcona lana na rany tez nie...
Po chwili odpowiedział jej kpiący śmiech.
Zdezorientowana i nieco przestraszona rozejrzała się uważnie za źródłem dźwięku. Wyszedł z cienia jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się słodko odgarniając z twarzy kosmyk białych włosów, których koniec opadał mu na długi czarny płaszcz. Był wysoki, postawny i można by nawet powiedzieć, że przystojny, gdyby nie szaleństwo czające się jego nieco smutnych, szaro- niebieskich oczach. Właściwie nawet trochę podobny do Sephinrotha, którego wszyscy znali jako Shadow Snake'a. Z tym, że był od niego znacznie szczuplejszy, jakby nieco wynędzniały.
Tak, wynędzniały to dobre słowo.
Dobre, ale wcale nie oznaczające, że będzie słaby lub skłonny do współpracy. Blask jego oczu mimo wszystko mógł niepokoić, nawet jeśli ciało nie miało się najlepiej. A w dodatku znając choć kilka opowieści o jego "dokonaniach" skóra aż cierpła na plecach na samą myśl o konieczności stanięcia z nim twarzą w twarz. A ta konieczność właśnie się pojawiła i była raczej nie do uniknięcia...
Okrążył ją powolnym, pewnym krokiem, zupełnie jak kot okrąża swoja ofiarę nim się na nią rzuci. Victoria powiodła wzrokiem za jego postacią. Szykowała się, że w każdej chwili może spodziewać się ataku agresji z jego strony, a jednocześnie wiedziała, że uwięziona w pętach nie ma go nawet jak uniknąć. Jeśli ją zaatakuje, to po niej. Pozostaje mieć nadzieję, że jest dziś w dobrym humorze.
- Cuucuucuu- zacmokał pochylając się lekko nad nią- Te rany w nogach nie wyglądają za dobrze, nie sądzisz? Może warto by zdjąć- z nich stal i zregenerować-? Kajdany ci nie pasują. Nie do twarzy ci w nich i tyle...
Nie wierzyła w jego dobrą wolę i słowa. Coś tu było nie tak. Najprawdopodobniej albo chciał ją przeciągnąć na swoją stronę i stąd był taki milutki, albo planował osłabić czujność i wtedy zaatakować.
Przykucnął przy niej po chwili, majstrując przy kajdankach. Ze zdziwieniem zauważyła, że był bardzo delikatny w tym co robił.
-Jeśli obiecasz nie robić- nic głupiego i mnie nie atakować-, to cię rozkuję. Walka ze mną to samobójstwo dla ciebie, a sama wiesz, że nasz Pan wyjątkowo nie chciałby abyś mu się.. "uszkodziła"..
Skrzywiła się.
"A więc to o to chodzi. To King mu nie pozwala mnie uszkodzić"- przeleciało jej przez myśl.
- Obiecujesz?
- Co?- spojrzała zaskoczona- A nogi.. tak, tak, obiecuje, ale zdejmij mi to do cholery...
- Dama nie powinna się tak wyrażać-- złośliwie docisnął na chwile kolec do jej nogi, tak że ten powiększył dziurę- To nie przystoi.
Zamruczała gniewnie pod nosem. Wbił jej kolejny kolec.
-Cos nie w porządku Pani? No chyba ze ten pomruk miał oznaczać- "przepraszam". Przydałoby się za tamto przekleństwo..
Nie chcąc podsycać jego gniewu przybrała jak najsłodszą minkę.
- Przepraszam..
- Tak o wiele lepiej.
Zdjął obręcze z jej nóg- wraz z metalem zniknęła też cześć powodowanego przez kolce bólu. Delikatnie przysunęła stopy do reszty ciała- wolała, by zbyt długo jej nie dotykał. Przesunął dłonią po jej łydce i zjechał do kostki choć chciała nogę schować.
- Nie wierzgaj. Trzeba to zaleczyć-.
Przyciągnął ją brutalniej do siebie i zagłębił palce w rany jakby czegoś szukał. Rzuciła się bólu i chciała wyrwać ale za mocno ją trzymał. Wyciągnął z rany jakiś odłamek, wyjął pazurki, po czym zniekształceniem zaczął zasklepiać całość. Po chwili na kostkach nie było żadnego śladu.
Natychmiast zawinęła nogi pod siebie ze szczerym postanowieniem, że dobrowolnie to już ich teraz nie wyciągnie i będzie musiał iść po trupach chcąc ją jeszcze ruszyć.
Uśmiechnął się dziwnie patrząc na nią, a Vic aż ciarki po plecach przeszły.
- No chyba nie było aż tak źle tym leczeniem, że masz taką minę kocie.. To tylko trzy pazury w ranie i kawałek metalu. Wygląda na to, że bardzo wymiękłaś od czasu wydostania się z Sabatu. Niedobrze.. A taka twarda zawodniczka z ciebie była..
Ventrka zgłupiała.. Jak, skąd.. Jakim cudem on się dowiedział o Sabacie, a tym bardziej jak sobie w nim radziła? Co jeszcze może wiedzieć o jej życiu? Kim są jego donosiciele? Co tu jest grane do licha ???
- Ja i Władca mamy swoje małe wtyczki i odpowiednie kontakty. Nie licz, że ukryjesz cokolwiek przed nami. Goratrix bardzo nam pomógł zainteresować- się twoją osobą. Tak, on dobrze wiedział gdzie jesteś i był ciekawy, jak długo tam wytrzymasz. Być- może nie widział od razu, bo i nie miał jak, ale kiedy przyleciałaś do Stanów to cię wyczuł.
Ciąg nieuporządkowanych, chaotycznych i nieokreślonych myśli zaczął przepływać przez jej głowę. Jaki by nie był, była pewna, że Goratrix gdyby wiedział na co jest skazana to by zainterweniował. Mogli się nie widzieć całe wieki, ale ze względu na stare dzieje i lata jej młodości nie dopuściłby, by musiała tak cierpieć i być tak upadlana. Był jej Ojcem przez 400 lat i byli ze sobą blisko.. Nie pozwolił by na to.. Nie w ten sposób... Nie On...
Malakhaii z lekkim uśmieszkiem spojrzał na jej błądzący gdzieś wzrok i postanowił kontynuować.
- Szczerze mówiąc jak tylko się dowiedział że jesteś u Polonii był gotowy lecieć- i cię wyciągać, by przyłączyć do siebie i zapewnić, że nie zginiesz, ale kazaliśmy mu się wstrzymać. Rzucał się jak węgorz, ale my musieliśmy być pewni, że jesteś dość- wytrzymała i godna szansy, jaką postanowiliśmy ci zaofiarować. Testy w ciągu tych 50 lat przeszłaś pomyślnie, ale gdy się już zakończyły, ten lasombrzański frajer nie chciał cię za nic oddać. Tak jakby Goratrixa i Władcę cokolwiek obchodziło, ze pan Polonia był jakimś sabatniczym Kardynałem i chciał cię mieć tylko dla siebie. Miał kardynalina szczęście, ze Camarilla mu wpadła wtedy do miasta i to ona odbiła małego Ventrasa no cóż, gdybyś jeszcze trochę pobyła u niego, a on się stawiał.. Hmm, pewnym jest, ze wtedy na pewno nie byłby z wami w Umbralnej Dziedzinie która wykreował ten żałosny Tremere. A właściwie pewnym jest że w ogóle by nie był, jeśli kojarzysz o czym mówię. Tak, tak, kojarzysz... Ty cwana jesteś, bardziej niż to komukolwiek pokazujesz kocie.. Ale jest ktoś, kto twe wnętrze zna lepiej niż ty sama... Mała bestyjka, która chce się schować w owczej skórze i pozwala sobie wmawiać, że jest owcą.. Tyle, ze Mistrz nie lubi owczych skór..
Wolała milczeć ze spuszczoną głową niż wdawać się w jakieś większe dyskusje.
-Mała słodka Victoria wychowana pod cudze dyktando.. mały potworek którego zmusili by był pokazową laleczką swojego Tatusia...
Zaśmiał się kpiąco patrząc na nią.
-Ale Mistrz szybko cię nauczy co znaczy być bestią i jak to jest podążać- za własną naturą i nic nie będziesz miała do powiedzenia. King nie lubi nieposłuszeństwa i podważania Jego słowa i nie pozwala na to nikomu. Będziesz wypełniała co do joty Jego wolę, albo zafunduje ci takie piekło, ze Gehenna będzie przy tym Edenem. Zresztą, Mistrz potrafi być- bardzo hojny dla tych, którzy są mu posłuszni i czasem nawet pozwala im zachować- nieco własnej woli i kreatywności, całkiem jak Goratrixowi. Nie uważasz, że to bardzo korzystny układ?
- Z całym szacunkiem, ale mam głęboko gdzieś was i wasze układy.
- Jeszcze nie masz, ale niedługo będziesz miała i to nie tyle mnie, co Mistrza- wredny grymas przeorał mu się przez twarz.- Nasz Pan wprost nie może się doczekać- aż przejmie twe świeże, idealne ciało... Najwidoczniej.. moje już mu się znudziło... Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeśli przeniesie się do twego truchła, to ja będę mógł rządzić otchłanią wraz z nim, jako jego wspólnik, a nie marionetka..
- Idzcie oboje do diabła !!!!
Zerwała się uskakując w bok, tak by przesuwając się wzdłuż ściany go ominąć i wydostać się na korytarz. W tej domenie nie miała z nim niemal żadnych szans i zdawała sobie z tego sprawę, ale znacznie gorzej było, gdy była z nim zamknięta niż jakby wywalczyła dla siebie nieco przestrzeni. Takie przynajmniej miała odczucie.
O dziwo wbrew temu co sądziła nie rzucił się za nią z jakąś oszałamiająca prędkością, a tylko dostojnie wstał, otrzepał płaszcz i spacerowym krokiem ruszył w jej stronę właśnie wtedy, gdy mijała drzwi. Miała zamiar wykorzystać jego wielkopańskie maniery do własnych celów i dla swojej korzyści. Nie przewidziała tylko jednego...
Ziemia osunęła się jej spod nóg i Ventrka mało nie spadła w przepaść. Pod jej stopami rozciągał się skalisty nieużytek, tak samo jak wszędzie dookoła. Niebo było niemal smoliście czarne, gdzieniegdzie tylko przebijał się granat, na tle którego co jakiś czas pojawiały się sylwetki kościstych, przerośniętych skrzydlatych monstrów wydających z siebie dźwięki będące połączeniem skrzeku i krakania. Poza tym totalna cisza, bezruch i pustka. Dźwięk kroków za jej plecami. Odwróciła się stając twarzą w twarz z Malakhaiiem, znajdującym się od niej o zaledwie 3 metry. Wyraz jego oczu zmienił się, stał się bardziej drapieżny i zwierzęcy.
-Nie masz gdzie uciec Victorio. Tutaj nie ma wyjścia, a twoje sztuczki nie działają. Naprawdę myślałaś, ze skoro masz cele, to wokół jest kompleks budynków ? Zabawne. Ta cela była tylko po to, by cię nie wystraszyć-.. Od razu rzecz jasna.. To Mistrz był tak miły, że ci zafundował ten przytulny kącik.
Zrobiła krok w tył, poczuła jak kawałek gruntu znów usuwa się jej spod nóg. Mało noga nie ześlizgnęła się z urwiska. Malkavian tylko ciut mocniej uniósł kąciki ust.
Malakhaii przysunął się o kilka kroków bliżej, coraz bardziej zabierając jej przestrzeń działania i coraz bardziej spychając w przepaść. Victoria nie miała odwagi przysunąć się do niego a jednocześnie była zmuszona to zrobić o ile nie chciała spaść z urwiska. Malkav o tym wiedział i z premedytacją osaczał ją nie dając żadnej możliwości obrony lub walki.
Wprawdzie zawsze mogła się na niego rzucić ale to byłoby jak proszenie się o śmierć, a ona wyjątkowo chciała jeszcze pożyć. Nie miała szans go przewalić, za to on mógł jedną ręką złapać ją i cisnąć w przepaść cokolwiek się w niej znajdowało. Przy odrobinie szczęścia może by nie zginęła tylko została uwięziona na wieczność. Mało ambitna przyszłość jakby nie patrzeć.
Przez krótką chwilę skrzyżowała z nim wzrok i to co zobaczyła w jego oczach ją odrzuciło. To była ta sama istota którą widziała w oczach Goratrixa gdy przyszło jej z nim walczyć. Patrzyła na nią z lekkim pogardliwym uśmiechem, dobrze zdając sobie sprawę że dziewczyna jest w potrzasku. Musiała wyglądać przezabawnie. Malakhaii wyciągnął do niej rękę.
- Chodź Vic. Ktoś bardzo chce cię widzieć-. Macie razem do pogadania. I musicie sobie wyjaśnić- kilka kwestii jak choć-by tą zdradę w Domenie Cieni.
Krok w tył. Kamienie posypały się jej spod nóg. Krokodyli uśmiech na twarzy Malakhaiia. Szybki skok w jej stronę, odruchowy krok w tył a potem..
Coś ją złapało gdy z ogromną prędkością zaczęła spadać w dół, po czym brutalnie podciągnęło do góry po chwili stawiając naprzeciwko kainity, a raczej teraz naprzeciw tego który teraz przez niego przemawiał. Koszula wampira była rozpięta, zaś na jego brzuchu znajdowało się coś na kształt krwiożerczych ust które właśnie wykrzywiły się na kształt upiornego uśmiechu, zaś w stalowych teraz oczach zapaliły się na chwilę ogniki wesołości.
- Witaj moja słodka zdrajczyni. Znowu się spotykamy. Ale tym razem już stąd nie wyjdziesz, a przynajmniej nie beze mnie. Czas byś wypełniła swoją rolę i dotrzymała przysięgę którą mi dałaś.
Zdrętwiała.

Cdn...