AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Tam, gdzie koncza sie sny..





"Over the hills and far away
Where hope is frail and wisdom fade
High walls arise into darkened sky
No soul can tell the day from night"
(Ranmaru)




Zbudziła się obolała, zmęczona, zmarznięta i nieco mokra. Dreszcz przeszedł po jej ciele, kiedy mocniej zawiało. Przypomniała sobie, ze była ubrana tylko w lekkie spodnie i bluzkę bez rękawów- stąd to uczucie zimna.
Uchyliła delikatnie powieki i z miejsca oślepiło ją jasne, uporczywe światło. Zamknęła oczy- to za bardzo bolało. Nie bardzo potrafiła sobie przypomnieć gdzie jest i co jest źródłem ów blasku, stąd z bólem i wysiłkiem musiała otworzyć oczy ponownie.
Światło nadal raziło w oczy i zniekształcało obraz, ale było ciepłe. Po chwili Victoria ze zgrozą uświadomiła sobie, że siedzi w pełnych promieniach słońca, o ile to co nie paliło jej skóry można było w ogóle nazwać słońcem. Zaskoczyło ją to niezmiernie, chociaż już gdzieś widziała cos podobnego. Jest jedno miejsce, gdzie słonce potrafi nie szkodzić kainitom- Umbra.
Poczuła dotyk czegoś oślizgłego na lewej dłoni i powiodła tam natychmiastowo wzrokiem. Wielki, wstrętny ślimak o powykręcanej na nieprawdopodobne sposoby muszli pełzał po jej ręce zostawiając za sobą smugę mokrego śluzu. Otrzepała się z obrzydzeniem zrzucając skorupiaka na ziemię i wycierając rękę o spodnie. Nie to, żeby miała cos przeciwko zwierzętom, ale to było przerośnięte i takie.. ślimate.
Podniosła się z trawy, opierając na łokciu, a następnie całej ręce. Stojąc w pełnym blasku słońca poczuła się co najmniej dziwnie. Było ciepło, świetliście, choć bardzo dobrze wiedziała, że optymizm w tej sytuacji nie jest wskazany i należy zachować najwyższą ostrożność. To lądowanie było mocno podejrzane. Wprawdzie mogło się zdarzyć, że było ono wynikiem rykoszetu, skutkiem ubocznym odprawionego rytuału, że nad czymś sama z siebie nie zapanowała, ale.. Nigdy wcześniej nie zdarzało się jej, by odrzut był tak silny, aby przenieść ją do Umbry. Miała dziwne wrażenie, co COŚ mu pomogło w tym i jest tu zgodnie z czyjąś wolą. Na dodatek ta urywająca się melodia kiedy zasypiała.. Coś o więzieniu i zesłaniu.. BRRR..
Rozejrzała się dookoła czujnie, ale wokół niej była tylko zieleń, drzewa, i dużo unoszącej się mgły. Zeszła w dół stoków, wchodząc dokładnie pod jej połacie. Zmarzła przy tym nieco, ale nie widziała żadnego innego logicznego rozwiązania.
Na dole było równo zielono i pusto. W dziwny sposób wydawało jej się, że zna ten świat choć z całą pewnością nigdy nie wędrowała przez te równiny. Instynktownie więc szła przed siebie, a krajobraz wraz z upływającym czasem zmieniał się przed jej oczyma.

Zajęło jej dobrych kilka godzin nim cokolwiek interesującego ją znalazła. W międzyczasie na jej drodze pojawiła się woda, skały, a niebo nabrało tam fioletowego koloru. Było piękne, ale nienaturalne. Tak samo jak słońce i cała kraina, którą przecież kochała.
Szła dalej.

Kiedy zobaczyła znajomą budowlę, system jaskiń i gorące baseny niebo miało już kolor dojrzałej pomarańczy i mieniło się jak ogień. Zeszła w dół po plaży dochodząc dokładnie do miejsca, gdzie przed kilkoma miesiącami kapała się z Gabriellem i Avi.
Wspomnienia przepłynęły przez jej głowę.
Była wtedy bardzo zmęczona, ale i szczęśliwa, choć nie dawała tego po sobie poznać.
Zupełnie jak teraz. Rozejrzała się wokół z podziwem i satysfakcją, że może to jeszcze ponownie ujrzeć. Pragnęła tego bowiem niemal każdego dnia, odkąd wróciła na ziemię. Szczególnie nasiliło się to ostatnio, kiedy usłyszała jaki koniec spotkał Asterotha.
Potwornie żałowała, że nie zdołała się z nim spotkać nim zginął.

Czyżby teraz znajdowała się w przeszłości, jeszcze w czasach kiedy miasto było nienaruszone, a mistrz był żywy?

Rozejrzała się ponownie, głęboko w płuca nabierając rześkiego powietrza a oczy wlepiając w zachodzące „słońce”. Widok roztaczający się przed nią był utopią.

ONEIROS.



*****

Zaniepokoiła ją wszędobylska pustka i cisza.

Dookoła nie było żywej duszy, choć zwiedzała kompleks, który poprzednim razem tętnił życiem. O ile przez cały dzień liczyła się z tym, że na pustkowiu może nie spotkać nikogo, o tyle pustka w samym sercu tego miejsca działała na nią bardzo niekorzystnie i zniechęcająco.
Vic zaczęła się dośc poważnie martwic o to, co się tu dzieje i gdzie tak właściwie trafiła, a tym bardziej co może ją tu czekać i kto jej tą mało zabawną niespodziankę zgotował. Bo ewidentnie z tym miejscem było cos nie tak.

Zeszła już całe jaskinie i sypialnie nim nabrała odwagi by udać się na wyższe kondygnacje w poszukiwaniu śladów Asterotha. Wyczuwała podświadomie, że tam coś jest.

Korytarze były równie puste i bezgłośne jak cały budynek, tutaj jednak panował jeszcze większy mrok. Nie było pochodni jak poprzednim razem ani żadnego innego źródła światła.
Przechodziła kolejno przez większość sal, by na końcu zajrzeć do tej, w której po raz pierwszy zobaczyła Asterotha, a gdzie odprawiał on swoje rytuały. Ogarniał ją irracjonalny lek kiedy miała otworzyć jej drzwi. Coś mówiło jej, że to co za nimi zobaczy nie będzie miłe...

Odór rozkładających się, gnijących ciał i woń starej psującej się już krwi. Pełno szczątków na podłodze i jeszcze więcej kałuży vitae. Kawałki wydartego z ciała mięsa toczonego przez robaki.
Trup na Trupie. W niektórych rozpoznać można jeszcze było ludzkie rysy.
Kobiety, dzieci, mężczyźni, a także przedstawiciele innych, nieznanych Victorii ras. Zniszczona, rdzewiejąca broń, sterty potarganych ubrań i zdemolowanych mebli. Dziury w ścianach, ślady pazurów w drewnie. Masakra.
Cichy jęk pod ścianą, błysk czyichś czerwonych oczu.
Ból, rozpacz, Bestia, szaleństwo....

Widok istoty spętanej łańcuchami wstrząsnął nawet Victorią. A myślała, że już NIC jej nie może zadziwić... Była w błędzie.

Cdn...