AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Over the hills and far away...





Stał nad nią Luther Black i usilnie starał się ją obudzić, a potem półprzytomnej wytłumaczyć że mają kłopoty. Początkowo Księżna nie mogła zrozumieć o co mu w ogóle chodzi, aż sama poczuła to uderzenie. Cos piekielnie silnego chciało w furii wedrzeć się do Elizjum przełamując wszelkie dostępne bariery.

- Nasze zwyczajne systemy ochrony mogą nie wytrzymać, więc zbieraj się stąd natychmiast i uaktywnij krąg oraz przejście, bo jeśli to coś się tu dostanie, to nie chce z nim stanąć oko w oko. JUŻ !!!!

Victoria biegiem poderwała się z krzesła, zabierając ze sobą piramidkę, a co cenniejsze książki teleportując do swego Sanktuarium, po czym wbiegła na górę, do głównej sali w której zawsze prowadziła Conclave. Luther jakby wiedząc o co chodzi i co ma zamiar zrobić dziewczyna błyskawicznie odstawił stół na bok i zwinął dywan.

Pod nim, w marmurowej dookoła podłodze znajdował się wbudowany w nią kamienny, 3 metrowy krąg z wyrzeźbionymi w nim mistycznymi i okultystycznymi symbolami oraz napisami w języku którego nie znał żaden człowiek, a którego pochodzenia mogła dopatrywać się w całkiem innym ze światów.
Krąg ten był dziełem rąk Victorii, która przez niemal 3 dni, przez cały czas (a raczej z krótką przerwą na wypicie butelki vitae potrzebnej jej do pracy), na akceleracji rysowała go i rzeźbiła w świeżo wmurowanym w podłogę kamieniu. Wzór na nim zawarty nie był jej autorstwa- po prostu zobaczyła go w jednej ze swych sennych wizji i podświadomie wiedziała, że musi go zrobić tak, a nie inaczej i że to on zapewni jej bezpieczeństwo. Wykuwała więc w twardym kamieniu kolejne wzory i napisy, kopiując je niemal ze swej pamięci. Dziwiła się nawet, ze żaden z elementów jej się nie zamazał ani o nim nie zapomniała.
Część z wrysowanych w niego znaków do złudzenia przypominało te z kręgu Goratrixa, dzięki którym planował on połączyć dziedzinę umbralną z Ziemią. W późniejszym czasie, kiedy Luther dostarczył jej swoje księgi Vic dowiedziała się czym tak dokładnie jest zrobiony przez nią krąg i do czego służy, nie chciała jednak nikomu nigdy o tym mówić.
Wraz z upływem czasu dorysowywała w nim kolejne znaki, poznane podczas studiowania dawno zapomnianej wiedzy ze starych tremerskich rękopisów. Była niemal pewna, ze gdyby Rada Siedmiu wiedziała co ona dzierży w rękach, to próbowałaby zabić ją na miejscu, już w ogóle nie zważając na Gabriella ani Wewnętrzny Krąg. Informacje zawarte na tych skrawkach papieru były bezcenne- i ponoć były jedyną ich kopią. W sporej części były one autorstwa Goratrixa, czujnie obserwowanego i prowadzonego przez Kinga. Chociaż Vic początkowo dośc sceptycznie do nich podchodziła, gdyż były całkiem innowacyjne, wkrótce okazało się, że są one w pełni skuteczne.
Ukoronowaniem pracy było “ochrzczenie” kręgu własną krwią. Od tego czasu tylko jej był w pełni “posłuszny”.

Tylko ta wiedza powstrzymywała teraz ową rozwścieczoną istotę, która od strony umbry próbowała sforsować zabezpieczenia i wkroczyć do kainickiego domu. Zabezpieczenia były jednak zbyt silne, by mogła to zrobić od razu, a to dawało Victorii czas, by postawić mocniejsze, w razie gdyby tamte udało się przebić ów nieobliczalnej sile.

Ventrka weszła w krąg, posypując jednocześnie część symboli solą, a część z nich oblewając mieszanką łatwopalnych substancji, po czym zapalając. W ciągu kilkunastu sekund cały obszar rozjarzył się i począł płonąć ogniem- w zwykłych pustych miejscach czerwonym, a w tych zsypanych solą- mieniąc się na zielono, spalając z sykiem substancję pod sobą i wytwarzając jasne światło.
- Yyyyyyyy'ngoth aanotoooooo's sogoooth..
Kolejne kilka znaków rozjarzyło się gdy kainitka zaintonowała pierwsze słowa. - Kalyy'sta aaast'a nngothh..
Uderzenie w Elizjum spotęgowało się dziesięciokrotnie. To, co stało za bramą Rękawicy i nadnaturalnych zabezpieczeń musiało wyczuć, że istoty wewnątrz budynku podjęły z nim walkę, a moc oddzielająca go od celu rośnie i niedługo już będzie nie do sforsowania.
-Etrosis magh'oot ista'lla.. Yog Soghoth nngoo'th.
Krąg zapłonął na dobre, wokół niego zaczęła się tworzyć dziwna aura. Powietrze jakby się rozgrzało i falowało całkiem jak przy rozgrzanym asfalcie. Pomiędzy tym czasem jakby lekko przebijał się jakiś obraz.. obrazy.. dalekie i odległe, całkiem jakby były tylko złudzeniem. Równoległe światy. Umbra.

Budynek delikatnie zadrżał w posadach. Po tym zaczęło się piekło.

Wstrząs był tak silny, że Victoria choć siedziała po turecku w kręgu, to upadła na ziemię, nie mówiąc już o Lutherze. Ten bowiem wpadł aż na ścianę, po której w ułamku sekundy zsunął się w dół lądując ciężko na twardym marmurze.
Zemdliło ją. Żołądek podszedł niemal do gardła i mało nie zwymiotowała. Zawirowanie energii w niej samej. Straciła równowagę i to było powodem ów nudności. Wstrząsnęło nią kilka razy, ale nie zwymiotowała. Była zbyt silna i dumna na to.
Kolejny cios, kolejny upadek. Mdłości i potworny ból głowy.
Niemal fizycznie wyczuwała to, co czai się w umbrze i próbuje wejść do środka. Powoli zaczynała się domyślać kto to może być i wcale się jej to nie podobało. Bardzo się jej nie podobało, szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń i słów Sephinrotha o jego Bracie.
Coraz bardziej bała się również tego, że nie uda się jej utrzymać elizjum. Elizjum było w pewien sposób powiązane z nią samą, z jej mocą i świadomością, stąd stało się na poły inteligentne. Uderzenie w nie stawało się uderzeniem w jej umysł. Bolało, ale jednocześnie pozwalało zachować pełną kontrolę nad wydarzeniami- wzmocnioną dodatkowo ochronnymi symbolami.
Gdyby cos nie wyszło zawsze miała swój krąg przez którym mogła uciec, jednak za wszelką cenę nie chciała go używać. Nie odda swego domu tak łatwo.
Pomimo bólu i zmęczenia ciągnęła dalej swą inwokację. Ataki na budynek tylko się wzmagały.
Luther krążył obok, starając się jej jakoś pomóc i nakładając dodatkowe pieczęcie oraz zabezpieczając księgi w bibliotece przed niepowołanym użyciem.
- Carppe Keshsheba inkhutu kash’yatta.. Kally’sta enthan’sa nngoth..
Coraz ciężej jej się oddychało i coraz ciężej było się skupić. Chwilami myślała, że głowa eksploduje jej z bólu. Nie poddawała się jednak.
Bariera umacniała się z każdą chwilą- teraz była już niemal nie do przebicia. Jeszcze tylko kilka wersów, kilka słów i będzie po wszystkim..
- Yyyvvrryyysta'ngoth aaratroooonno'sis settenna..
Uścisk w okolicach głowy zelżał a i napór zmniejszył swą siłę. Zaklęcia zaczęły działać na dobre. Istota z zewnątrz widać ustępowała jej pola. Wygrała to starcie. Jeszcze ostatnie zdanie...
- Ph'nglul mglw'nafh... R'lyeh wgah'nagl fhtagn !

Upadła na ziemię wycieńczona ale dumna z samej siebie, jednocześnie zaciskając na czymś otwartą do tej pory dłoń. Zapragnęła odpoczynku po rytuale i niczego więcej.
W tym samym czasie coś uderzyło w nią z zatrważającą prędkością, siłą i błyskiem oślepiającego światła. Nie widziała, co to mogło być, gdyż rytuał wydawało się, że w pełni się udał. Poczuła niesamowicie mocne szarpnięcie i jakby spadała w dół z ogromną szybkością. Coraz szybciej i szybciej i szybciej, a pod sobą miała tylko pustkę.

Lądowanie okazało się bolesne i nagłe. Krwawnik zerwał się z jej szyi i upadł obok głowy. Ledwo miała siłę otworzyć oczy, nie mówiąc o wstaniu. Piramidka do podróży w czasie nadal ciążyła w jej dłoni.
Victoria wyczuła, że leży na zimnej, mokrej trawie a wokół jest podejrzanie jasno i cicho. Zbyt jasno, zupełnie, jakby to był wschód. Na dodatek znajdowała się na obcym zupełnie terenie. Nawet wonie były inne niż w elizjum i jego otoczeniu. Próbowała się unieść na łokciach, ale padła z powrotem między świeże źdźbła. Krąg i nakładany rytuał wypompowały z niej i pochłonęły całą możliwą energię. Do tego spaliła resztki krwi. Powtórzyła próbę powstania jeszcze dwa razy, ale bezskutecznie.
Wreszcie nie wytrzymała walki z sennością i padła twarzą w murawę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o szybkie wstawanie.

Gdzieś w umykającej świadomości usłyszała jeszcze niewyraźne słowa, jakby niesione przez wiatr.

„Over the hills and far away,
for ten long years he'll count the days.
Over the mountains and the seas,
a prisoner's life for him there'll be.”


Nad nią zaczęło wschodzić słońce...

Cdn...