AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Poza czasem...





Wieczór był senny i spokojny.
Paradoksalnie tego dnia wszyscy omijali Elizjum szerokim łukiem, zupełnie jakby wyczuwając kłopoty albo to, że Victoria powinna pozostać sama.

Nie mając nic lepszego do roboty Ven zeszła do laboratorium. Planowała przeprowadzić mały eksperyment, a także trochę poczytać. Sprawa dziwnej porannej pobudki nie dawała jej nadal spokoju.

Usiadła na wysokim krześle, na stole rozłożyła stary rękopis Goratrixa po czym zagłębiła się w lekturze.

W pewnym momencie zaczęło się jej wydawać, że światło w pomieszczeniu przygasło i zmieniło barwę z białej na pomarańczową, całkiem jakby jarzeniówka z sufitu została zastąpiona przez blask świec. Nie chciała się jednak odrywać znad tekstu by to sprawdzić- wywody Goratrixa całkowicie ją wciągnęły.
Czytała o czasie, o podróżach w nim odbytych, o budowlach mających to umożliwiać- zbliżonych konstrukcyjnie do zigguratów używanych przez Sumerów, których sposób budowy zaprzeczał wszelkim regułom matematycznym i zdroworozsądkowym. Ponoć świątynie te potrafiły częściowo zmieniać swój kształt zgodnie z chwilowymi wymaganiami, a sam fakt ten związany był z odbywaniem podróży w przyszłe i przeszłe wieki. Nie było wyjaśnione, jak kształt dachu budynku mógł wpływać na zmiany czasu, jednak według zapisów tak się działo. Wzięła do ręki przedmiot, który z wyglądu przypominał miniaturę takiej świątyni, a który prawdopodobnie kiedyś należał do samego Goratrixa, po czym zaczęła się zastanawiać czy to co pisze w tomie jest choć po części prawdą. Sama księga nie dawała bowiem wskazówek jak taką podróż odbyć, a raczej była zbiorem luźnych myśli i teorii na dany temat.

Gdyby zawarta w wierzeniach Sumerów wiedza była prawdziwa, Vic mogłaby cofnąć się w czasie do momentu przed tym, jak Malakhai zniszczył Cytadelę i zabił Asterotha IX i zapobiec temu.
Chociaż Ventrka nie znała szczegółów wydarzeń które tam zaszły, to z opowieści Snake'a mogła wywnioskować, że zabójstwo mędrca było okrutne i niesprawiedliwe, popełnione pod wpływem furii i chwilowego kaprysu szalonego Malkaviana, teraz dodatkowo opętanego przez esencję Kinga.
Męczeńska śmierć tego mężczyzny nie dawała jej spokoju. Choć niedawno go poznała i przebywali ze sobą tylko kilka krótkich chwil, kainitka zdążyła nabrać do niego wielkiego szacunku oraz respektu. Asteroth w jej oczach był siewcą mądrości, spokoju oraz przykładem oddania ludziom oraz wszelkim innym istotom. Stworzył on dziedzinę umbralną, która stała się domem dla wielu różnorakich istot, a przez krótką chwile także dla niej samej. Victoria mogła nawet powiedzieć, że zawdzięczała mu życie, wiedzę o sobie oraz o ich wspólnym wrogu, czasem nazywanym Kingiem bądź Pasożytem.
Nie potrafiła pogodzić się z tym, że Asteroth nie żyje, a już tym bardziej z faktem, że wraz z nim zostało dosłownie wyrżnięte w pień całe Oneiros.

Pojedyncza krwawa łza upadła głucho na bezcenną księgę robiąc na niej plamę. Ventrka wytarła oczy rękawem i już chciała zetrzeć kroplę z papieru gdy zauważyła, że otoczenie wokół niej się zmieniło.

Nadal siedziała w laboratorium, jednak nie było to już jej laboratorium, choć także to znała bardzo dobrze.
Cały współczesny sprzęt elektroniczny zniknął, podobnie lampy i inne wynalazki cywilizacyjne.
Wokół niej było mnóstwo, mnóstwo książek, szklanych menzurek, rekwizytów, talizmanów, odczynników i składników do wytwarzania taumaturgicznych preparatów. Część rozstawionych wkoło świec już się dopalała, a wosk ściekał stopniowo na świeczniki. Co jakiś czas wymieniali je nowi uczniowie, adepci dopiero zaznajamiający się z tremerskimi praktykami i zasadami pracy w laboratoriach. Ona była już wyższa od nich stopniem- zresztą zawsze była lepiej traktowana przez swego nauczyciela niż inni młodzi. Nie przysparzało jej to popularności- uważana była przez całą resztę wyłącznie za bękarta i pupilkę Mistrza, chociaż w kartach klanu wyraźnie zapisane zostało, że jest jego prawowitym Potomkiem.
Prócz niej w pomieszczeniu były może ze trzy inne osoby- każda z nich zajęta własnym ćwiczeniem. Victoria podniosła głowę znad księgi i rozejrzała szerzej po sali. Było to to samo laboratorium, w którym można by rzec- zaczynała wszelkie praktyki.
Ceoris z roku około 1100.
Nikt z uczących się Tremerów nie zwrócił na nią uwagi choć dwóch z nich obdarzyło przelotnym spojrzeniem. Zupełnie jakby było dla nich oczywiste, że jest w tym miejscu. Z tym, że dla niej oczywistym było, że pochodzi z 2005 roku, siedzi tu sama nie wie dlaczego, a na dodatek ubrana jest zgodnie z XXI wiecznymi standardami.
Spojrzenie na własną osobę rozwiało te wątpliwości.
Siedziała na wysokim, drewnianym, ciężkim i wyściełanym aksamitem krześle niegdyś podarowanym jej przez Mistrza i w wyznaczonym przez niego stałym miejscu. Długa, ciemnofioletowa suknia spływała jej miękko do kostek, a obszerne rękawy chroniły drobne dłonie przed chłodem kamiennej, wyziębionej sali. Na to narzucony miała ciemny, gruby, obszerny płaszcz z dużym kapturem. Na szyi nadał tkwił zgubiony wieki później oprawiony w srebro krwawnik- prezent, dzięki któremu Goratrix zawsze mógł ją odnaleźć i wiedział kiedy miała kłopoty, kiedy go potrzebowała, a kiedy zwyczajnie chciała pobyć sama. Czasem żałowała, że spadł jej do wody gdy uciekała przed Sabatem podczas oblężenia twierdzy. Kilkanaście minut później była już ich więźniem i dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby go nie zgubiła to najprawdopodobniej znaleziono by ją i uwolniono wieki wcześniej i nie musiała przechodzić całej tej gehenny. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Cos zaciążyło jej w dłoni. Kamienna figurka ze skomplikowanymi wydrapanymi w niej wzorami, będąca miniaturą starożytnej świątyni Sumerów.
Victoria zauważyła, że do czasów jej obecnych większość z umieszczonych na niej znaków znacznie się już zatarła, uniemożliwiając ich identyfikację. Tutaj jednak miała ją całą i wyraźną, nie naruszoną przez czas. Zupełnie, jakby ona sama przybyła tu z przyszłości, ale figurka pochodziła z przeszłości w której się znajdowali. Zmarszczyła brwi i spojrzała na leżącą przed nią księgę. Papier był dużo jaśniejszy niż w jej czasach i znacznie mniej zniszczony, a pismo na nim jeszcze świeże. Część rozdziałów, niegdyś (a może raczej- w przyszłości) obejmujących niemal pół księgi w ogóle znikło. Ich miejsce zajmowały puste kartki w grubym, oprawionym w skórę tomie. Tak, jakby słowa te nie zdążyły jeszcze zostać spisane.

- Czas, moja droga Victorio, jest jak rzeka..

Głos za plecami, delikatny uścisk dłoni położonych na jej ramionach. Uderzenie mocy i potęgi emanującej z osoby stojącej za nią. Znajomy dźwięk wypowiadanych słów. Nie miała odwagi się odwrócić będąc niemal pewną kogo zobaczy za sobą. Nie miała odwagi i siły, by ponownie spojrzeć mu w oczy.
Delikatnie przesunął jej dłońmi po szyi, następnie wracając nimi na ramiona. Złapał je pewniej w uścisk, odwracając kobietę przodem do siebie. Przez chwilę patrzył w jej przerażone, jasnoniebieskie oczy, przywodzące na myśl letnie niebo.

- Czas i rzeczywistość nie są kamieniem. Są płynne i elastyczne jak woda..

Stał za nią, taki jakiego zapamiętała, taki, jaki nawiedzał ją w snach. Zawsze był wysoki, teraz jednak wydał się jej jeszcze wyższy. Sięgające za ramiona brązowe włosy wystawały częściowo spod obszernego kaptura ciemnego płaszcza, wyszytego na brzegach w skomplikowane, również ciemne, choć połyskujące czasem wzory i symbole. Twarz kryła się w mroku, zasłaniana przez poły materiału. Tylko czasem można było spod nich zobaczyć blask oczu i to, że się w nią czujnie wpatruje.
Zsunął kaptur by móc się jej lepiej przyjrzeć i pozwolić, by ona przyjrzała się jemu.
Przystojny, trzydziestokilkuletni mężczyzna patrzył na nią wzrokiem pełnym pasji, dumy i żądzy wiedzy, a także ogromnej mądrości. Zawsze miała problem z wytrzymaniem tego spojrzenia- tym razem również ona pierwsza spuściła oczy.

- Czas i rzeczywistość da się chwilami zmieniać według własnej wizji, o ile ma się dośc siły i Woli ku temu. One nie są z góry narzucone- jeśli się uprzesz, znajdziesz sposób by w nie zaingerować. Prorocze sny, wizje przeszłości, czy chociażby materializacja przedmiotu na zawołanie, bądź też „pomaganie” losowi są przykładem takich działań. Szczęśliwe „zbiegi przypadku” tak naprawdę nie są wcale przepadkiem, ale wypełnieniem naszej podświadomej woli. W pewnym momencie bowiem to ty zaczynasz kształtować wygląd rzeczywistości i bez większych trudów możesz sobie takie efekty stwarzać. W pewnym momencie one pojawiają się wokół ciebie już niemal niezależnie- samemu wiedząc, czy są ci w danej chwili potrzebne, czy też nie.

Słuchała go, słuchała każdego jego słowa starając się wpoić sobie tą wiedzę. Nie mówił tego tylko po to by mówić- musiał w tym mieć jakiś swój cel.

- Istnieją nadal pewne miejsca, gdzie zmiany czasu są łatwiejsze do uzyskania niż gdzie indziej. To tak jak z Umbrą i Rękawicą- w pewnych miejscach jest ona cieńsza niż w innych. Nie patrz na mnie takim nieufnym wzrokiem moje Dziecko. Czy nigdy nie zdarzyło ci się śnic o czymś, co się dopiero wydarzy, a potem tak się działo? Wiem dobrze, ze śniłaś. To cecha wszelkich Przebudzonych ras, nie tylko Magów jak to sobie uzurpują. Skoro więc we śnie, a czasem nawet w stanie półsnu można odbyć podróż w przeszłość czy przyszłość- dlaczegoż by nie zrobić tego na jawie?

Zawiesiła na nim spojrzenie swych wielkich, szafirowych oczu.

- Czyli to ze tutaj jestem to nie jest przypadek?
- Nie, oczywiście że nie moja droga Vic.. Po prostu twoja wola połączyła się z moją. Ty chciałaś w jakiś sposób się ze mną skontaktować, a ja chciałem porozmawiać z tobą. Nasze cele się zjednoczyły i wywołaliśmy wspólnie ten mały wyłom w czasie, dzięki któremu razem możemy tu być.
- Więc którym sobą ty jesteś? Tym z Ceoris czy tym już z czasów po walce z Pasożytem?
- A która sobą ty jesteś Vic??? Bo według mnie jesteś zarazem jedną i drugą postacią, gdyż one obie składają się na twój prawdziwy obraz. Podobnie jest ze mną. Jeśli jednak chodzi ci o czas z którego pochodzi ta część, która teraz z tobą rozmawia, to pragnę cię poinformować, ze podobnie jak ty jestem z października 2005 roku. Kryształ będący zarazem mym schronieniem i więzieniem ogranicza mnie fizycznie, ale mimo wszystko nie jest w stanie całkowicie ograniczyć mnie mentalnie. Stąd moja zmaterializowana świadomość stanęła tu przed tobą i rozmawiamy o problemie. Byłbym jednak znacznie bardziej rad, gdybym mógł przed tobą stanąć w mojej prawdziwej, materialnej formie jak niegdyś. Wykorzystywanie tej sztuczki co teraz pochłania wiele energii i wymaga wielu przygotowań.
- Czyli jeśli zechcesz to ty potrafisz podróżować między czasem i przestrzenią ???
- Częściowo tak Victorio, ale tylko częściowo, choć pracuję nad tym systematycznie. Wierzę, że pewnego dnia zdobędę całkowitą kontrolę nad dziedziną czasu i przestrzeni. Magowie mają na to swój sposób- Sferę Czasu i Korespondencji. Wbrew temu co mówią, my- kainici - tez potrafimy się wiele nauczyć i znaleźć własne metody osiągnięcia celu. Ja jestem tego przykładem, a ty stajesz się powoli dowodem, dlatego twoja obecność i istnienie jest tak kłopotliwe dla Rady Siedmiu. Oni bowiem przez wieki nie potrafili dokonać tego co ja w dwa stulecia, a czego ty nauczyłaś się w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Jeszcze długa droga przed tobą, Dziecko, ale jeśli zechcesz to wyjdziesz poza sztywno narzucone granice mocy i zrozumienia. Nie wierz w to, gdy ci mówią, że się nie da czy dana gałąź wiedzy i zdolności jest już dla ciebie zamknięta. Drąż problem tak długo, aż dostaniesz się gdzie chcesz, a potem udowodnij to całemu światu.
- Tak jak ty to chciałeś zrobić tworząc wyrwę w Rękawicy i próbując połączyć światy?
- Tak Victorio, dokładnie tak. Być może moje zachowanie wtedy nie było ani chwalebne, ani rozsądne, ani tym bardziej właściwie ale nie możesz zaprzeczyć, że dowodem na przełamanie granic było i byłoby znakomitym. Wyobrażasz sobie miny Magów i Etriusa, którzy by to zobaczyli? Przecież już najmłodszych adeptów uczą, ze Umbra jest dla wampirów zamknięta, nie mówiąc już o równoległych światach i dziedzinach. Ja planowałem przełamać ten stereotyp. King nie okazał się jednak dobrym sprzymierzeńcem i teraz wiem, że łącząc z nim swe siły popełniłem karygodny błąd. Musisz jednak zrozumieć, że w czasach kiedy się “umawialiśmy” propozycje Kinga były nie dośc, że obiecujące, to na dodatek rozsądne. Wtedy nie chciał niczego innego, jak infiltracji świata w którym przyszło nam żyć. Nie, nie okazywał wtedy swego zła. Objawiał się jako istota pragnąca wiedzy i nowych doświadczeń, całkiem jak ja. Mieliśmy wymienić się swym doświadczeniem, a potem wzajemnie udostępnić sobie swoją moc.. Potem wszystko zaczęło się psuć, ale nie chcę o tym mówić teraz. Po prostu popełniłem błąd Dziecko i mam nadzieję, że ty nie pójdziesz w moje ślady i nie popełnisz podobnego. Być może nasz świat jest niedoskonały, ba!, wręcz wymagający zbudowania go od podstaw, to tak czy owak ma prawo istnieć wraz z jego mieszkańcami. Może wyginąć część, tak dla zdrowia, ale rasa jako taka powinna przetrwać niezmieniona. Pasożyt by nas zniszczył, co do jednego. On jest Destrukcją, Złem i Śmiercią. Z nim się nie da dogadać, bo on chce wszystkiego i uważa się za władcę. Unikaj go Victorio, unikaj za wszelką cenę, a jeśli musisz- to walcz. Ale nigdy, przenigdy nie słuchaj jego propozycji i obietnic, a już pod żadnym pozorem nie przystawaj na nie. Zniszczy cię i skorumpuje, jak zniszczył mnie. Gdyby nie ty wtedy, w tej umbralnej dziedzinie, kiedy starałaś mi się za wszelką cenę przypomnieć czym i kim byłem- nie zawahałbym się przed połączeniem światów, tak daleko poszło moje zepsucie.
Ty jednak przypomniałaś mi, jak naprawdę powinno wyglądać to co robiłem. Dlatego to ciebie wybrałem na Głowę Domu Goratrix, byś piastowała moje stanowisko do czasu, kiedy uda mi się powrócić. Wtedy ponownie ja obejmę przywództwo, a ty staniesz u mego boku, jako moja prawa ręka i ewentualny następca, a Rada Siedmiu będzie musiała pochylić przed nami swe głowy.
- Dlaczego ja Goratrixie? Dlaczego nie wybrałeś Luthera Blacka, swego prawowitego Syna?

Uśmiechnął się delikatnie zaplatając na chwile dłoń we włosy Ventrki po czym pogładził ją po policzku.

- Luther mnie zawiódł Vi. Bardzo zawiódł. Początkowo pracował sumiennie i wytrwale nad naszym nowym projektem, potem zrobił się zazdrosny o mnie, a na koniec ze złości odszedł, nie chcąc dalej uczestniczyć w badaniach. Po prawdzie równie dużo się ich bał, co zwyczajnie nie mógł znieść tego, ze nie jest w stanie dorównać mi potęgą. Dlatego odszedł planując stworzenie własnej grupy uczniów. On wtedy widział co się ze mną dzieje Victorio, ale nic nie zrobił. Pozwalał mi się staczać moralnie coraz niżej licząc, że w końcu nie wytrzymam tego i zginę w którymś z eksperymentów. Black liczył wtedy na przejęcie Tremere Antitribu.
Nie ma tez co zaprzeczać faktowi, że Black teraz już nie jest pełnej krwi mym Dzieckiem. Teraz ty jesteś jedyną osoba, która ma w sobie moją najdoskonalszą esencję. Tylko ty przetrwałaś jej wypicie i idące za nim powtórne Przeistoczenie. Wszyscy inni którzy próbowali napić się mej udoskonalonej krwi umierali w męczarniach. Ta vitae jest zbyt potężna dla zwykłych kainitów i tylko najlepsi mogą przetrwać jej spożycie.
- Więc dlaczego jeśli inni piją zemnie vitae, a piją, to ten efekt w ogóle nie występuje?? Przecież powinni na to reagować, całkiem jak Gabriell i Polonia wtedy w Umbrze..
- Moje drogie Dziecko, Asteroth wykonał bardzo dobrą robotę po tym jak cię przechwycił. Starzec zrozumiał z czym ma do czynienia, ale nie chciał tego niszczyć będąc ciekawym dalszego twego rozwoju i licząc na pomoc w walce z Kingiem z twej strony. Aby jednak twa potęga nie rozrosła się zbyt szybko, a tym bardziej byś nie mogła jej przekazywać innym wraz ze swą krwią, ponakładał na ciebie mistyczne pieczęcie blokujące część jej właściwości. Te same pieczecie są odpowiedzialne za zablokowanie esencji Kinga w tobie. - Ale przecież oni ponoć już to ze Snake’m usunęli...
- Nie wierz w cuda Ven. Tego się nie da usunąć. Można to zminimalizować i zablokować, ale nie da się w pełni usunąć. Asterorth wiedział o tym i dlatego cię ostrzegł, ze jakaś setna cześć Pasożyta mogła w tobie pozostać i powinnaś cały czas mieć się na baczności. Chcąc cię po części uchronić przed własnymi mocami i zagrożeniami z nich płynącymi ponakładał na ciebie zabezpieczenia. Stąd w twojej krwi nie ma ani mojej, ani dodatków z Pasożyta. Tak dla pewności- żeby to cholerstwo się nie mogło rozprzestrzeniać.
- Więc moja krew, a raczej dodatki w niej zawarte są bezużyteczne?
- Nie Victorio. W żadnym wypadku. Czy nie zauważyłaś ile mocy na przekór temu się w tobie przebudziło, bo ich szukałaś? Nie widzisz jak potężne zabezpieczenia założyłaś na elizjum i ile wiedzy pojawiło się w twej głowie, gdyż jej pragnęłaś? Te blokady są na tyle potężne, by utrzymać w ryzach niekontrolowane i nieświadome rozprzestrzenianie się tego, co w twej krwi jest najlepszego. Nie mają one jednak szans w zderzeniu z twą Wolą. Jeśli tylko tego zapragniesz, możesz czasowo podnosić te pieczecie i niwelować ich działanie. To bardzo dobry układ Dziecko- najlepszy z możliwych- gdyż nie ujawniasz swej potęgi na co dzień i jawisz się wszystkim jako zwykła wampirza istota, jednocześnie mogąc w ułamku sekundy rozwinąć moc mogącą wszystkich ich zabić w jednym ataku. Jeśli zapragniesz- przekazywana przez ciebie innej istocie krew może być twą prawdziwą, pełną mocy esencją, wraz ze swym pełnym potencjałem. Pamiętać jednak musisz, ze ta krew większość istot żywych bądź nieumarłych na miejscu zabije. Żaden śmiertelnik nie powinien przeżyć Przemiany tą sanguinis. Dodatkowo znajduje się w niej też nieco korupcyjnego ziarna Pasożyta- i o ile ty jesteś na tyle silna by mu nie ulec, to cała reszta być nie musi. Licz się z tym, że dzieląc się w kimś swą prawdziwą krwią- o ile w ogóle przeżyje jej wypicie- przekażesz mu tez część zła jakie w sobie nosisz, a to może prostą drogą prowadzić do stworzenia na świecie kolejnego potwora w służbie Kinga.

Victoria spuściła głowę słuchając swego dawnego Mistrza. Wiedziała, że on ma racje w tym co mówi.

- Jest jeszcze jedna rzecz moja droga. Niestety, wraz z wrzuceniem mnie w kryształ i zniszczeniem mego ciała, zniszczona została także moja Vitae i potęga płynąca z jej modyfikacji. Jako że ty jesteś jedyną istotą, która ma ją jeszcze w sobie, będę potrzebował twojej pomocy. Kiedy już się wydostanę i powrócę do naszego świata będę oczekiwał, że podzielisz się ze mną swoją krwią i potęgą, tak samo jak ja podzieliłem się nią z Tobą. To pozwoli na wspólnie odzyskać siły i stać się elitą wśród kainitów. Dasz mi swojej krwi, prawda moja Victorio?

Spuściła głowę jeszcze niżej unikając jego wzroku. Podniósł jej brodę zmuszając, by patrzyła mu w oczy.

- Prawda, moje Dziecko??
- T..tak.. Oddam ci co twoje, wraz z klanem i pozycją. Ja chce tylko spokoju. Po prostu niech mnie wszyscy zostawią moim własnym sprawom.

Zaśmiał się krótko.

- Oj nie nie Victorio, ja cię nie zostawię, tylko po prostu zajmę swoje miejsce, a ty wówczas do mnie dołączysz jako istota stojąca ponad innymi istotami. Będziesz wspólnie ze mną prowadziła nowe badania i władała tym, co nam się należy. Ja nie planuję cię wcale odsuwać od siebie Dziecko, wręcz przeciwnie- chcę umocnić nasze stosunki.

- Gabriell..
- Pssst.. Gabriell nie będzie miał nic przeciwko, bo cię nie zabiorę na stałe, po prostu będziemy razem pracować skoro tak wolisz. A może on także się do nas przyłączy, co ty na to? On też zawsze szukał potęgi. Nada się wyśmienicie do tego co zamierzam.
- Zaczynasz mnie przerażać Goratrixie. Ty znów cos planujesz. Nie podoba mi się to. Czy sprawa z Kingiem niczego cię nie nauczyła??

Zaśmiał się ponownie, jakoś tak dziwnie i lekko złowieszczo.

- Ależ oczywiście że nauczyła i wierz mi, ze nie planuję niczego przeciw wam. Wręcz przeciwnie. Przecież chciałaś odzyskać Asterotha jak się nie mylę. Już zmieniłaś zdanie?
- Nie potrafię podróżować w czasie, a to jedyna możliwość by powstrzymać Malakhaiia.
- Malakhai, mały skurwysynski Malakhai- zanucił wesoło Goratrix.- Malakhaii nie jest aż tak potężny by nie dało się go zatrzymać. Wbrew pozorom to tylko kolejny sługus Kinga- potężniejszy od innych, ale sługus. Odnajdź mnie i wydobądź z tego przeklętego kryształu a obiecuje ci, że wrócę do czasu sprzed zniszczenia Oneiros i zabiję Malakhaiia nim zdąży cokolwiek zrobić. Myślę, że to rozsądny układ i dobra zapłata za poniesiony trud.
- Skąd ty w ogóle wiesz o Malakhaiiu, Oneiros i Asterocie ?? Nie powinieneś mieć tej wiedzy, nie miałeś skąd...
- Vic moja droga. My, wszyscy starzy taumaturdzy, magowie i mędrcy znamy się wzajemnie chociażby z opowieści. Asterotha znałem jeszcze kiedy żył na ziemi; potem on poszedł w Umbrę, a ja założyłem klan Tremere. Wielki był z niego człowiek i jeszcze większy myśliciel. To, że nasze drogi się rozeszły nie oznacza wcale, że nigdy go nie znałem. Zresztą jak zapewne sama wiesz Asteroth poszukiwał mnie przed swą śmiercią- po części ze względu na starą znajomość, a po części ze względu na ciebie. Wiedział, ze chcesz mnie odzyskać. To właśnie to jego poszukiwanie tak rozwścieczyło Malakhaiia, że zaatakował Cytadelę. Ten przeklęty Malkavian zdawał sobie sprawę z tego, ze jeśli się uwolnię i spotkam z Asterothem, to go zniszczymy.
- Znałeś Malakhaiia?
- Oczywiście, poznałem go będąc w koalicji z Kingiem. Zawsze się mnie obawiał, bo pomimo jego szaleństwa i krwi Nocturnusa w jego żyłach ja go zawsze wyprzedzałem w kwestii mocy i wiedzy. Dopóki służyliśmy obaj jednej istocie mógł mnie tolerować, teraz jednak podjął wszelkie kroki, by mnie zniszczyć. Czas nas goni Uczennico, on już wpadł na mój trop. Jeśli zniszczy kryształ zabije mnie, a tym samym pogrzebie nadzieję na uratowanie Asterotha. A potem weźmie się za was, linię Nocturnu- ciebie, Gabriella, Snake'a, a nawet własną córkę. Snake miał racje mówiąc ci że on jest do cna już zepsuty i nieobliczalny. Nie ma czasu Victorio. Wsłuchaj się w siebie, we własną duszę i odnajdź mnie. Nie szukaj wskazówek po księgach, w nich nic nie znajdziesz. Wsłuchaj się w siebie, w swój wewnętrzny głos i wyzwól mnie nim będzie za późno. Nie mamy czasu Ven.. Nie mamy już czasu.. Musisz rozpocząć dzieło...

Chciała ponownie spojrzeć na jego twarz, na wyraz oczu jaki miał gdy to mówił. Chciała sprawdzić, czy jego słowa są szczere, ale obraz zaczął się rozmywać.

- Nie mamy czasu Victorio... Ven, obudź się jesteś nam potrzebna. VEEENN !!!

Ucisk rąk na jej barkach przybrał na sile, po chwili cos nią potrząsnęło. I drugi raz- mocniej.

- VEN DO CHOLERY !!!

Otworzyła oczy, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że przez cały czas spała. Miniaturowy ziggurat nadal spoczywał w jej dłoni, a ona sama leżała wyciągnięta na rękopisie Goratrixa w swoim laboratorium. Plamka krwi nadal znaczyła stronę księgi. Przez chwilę myślała, że cała rozmowa z Goratrixem była tylko snem spowodowanym zbyt długim czytaniem. Pewnie uważałaby tak dalej gdyby nie to, że podnosząc się z księgi zauważyła, jak cos przesuwa się po papierze, by następnie zawisnąć na jej szyi. Oprawiony w srebro krwawnik.

- Vic, wstawaj i chodź szybko na górę. Czujesz?? Cos nas atakuje od zewnątrz, ale na dworze nic nie ma. Czuć wyraźnie, że coś rozwścieczonego chce się tu wedrzeć i wole nie myśleć co będzie, jeśli mu się to uda. A zważywszy, że powoli opadają wszelkie zabezpieczenia taumaturgiczne nałożone na Elizjum obawiam się, ze to znajdzie się tu szybciej niż możemy przypuszczać..

Cdn...