AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






W strone swiatla




- Zbudź się moje Dziecię, już czas.

Głos. Szyderczy głos Malakhaiia i drugi, pełen łagodności i zrozumienia. Ostre paznokcie białowłosego raniące jej skórę kiedy zdzierał z niej gorset, a do tego ten czuły, miękki dotyk na policzku. Poczucie rezygnacji i ukojenie. Ból i ekstaza. Gwałt i czułość. Światło i Mrok.
Czy to tak wygląda szaleństwo?


Dotknął twarzy swego Apostoła usiłując uspokoić ją już w czasie wybudzenia. Bardzo mocno się szarpała, musiała być przerażona i zdeterminowana. Wolał, by przebudzenie było spokojniejsze. Nachylił się nad nią i wyszeptał do ucha ciąg obcobrzmiących słów.

Twarz Malakhaiia, pełna dzikiej satysfakcji. Inna, bardziej szlachetna twarz mężczyzny który ją fascynował. Twarz Malakhaiia, zbliżająca się do jej. Ruch warg bruneta. Język Malakhaiia w jej uchu. Szept, ciepły, pełen pasji. Malakhaii, Malakhaii…
Szarpnęła się do góry zbierając całą siłę jaka jeszcze jej pozostała.


Wojownik właśnie przysiadał z powrotem na trawie chcąc obserwować jak jego Uczennica się budzi, kiedy nagle ta z oszałamiającą prędkością i szaleństwem w oczach rzuciła się w jego kierunku, i korzystając z elementu zaskoczenia postanowiła przewalić na glebę.
Widział w zwolnionym tempie to jak Victoria podrywa się z ziemi, jak jej kuszące ciało kocim ruchem posuwa się do przodu, gęste, faliste włosy zasypują plecy i ramiona, a ręce dopadają jego tułowia popychając do tyłu.
Właściwie to wcale nie musiał się poruszać ani tym bardziej przewracać na plecy jak chciała, gdyż miał dość siły by niedbale siedząc nawet nie zwrócić uwagi na jej skok, jednakże chcąc jej oszczędzić bolesnego uderzenia i większej paniki uległ kładąc się plecami na trawie.
Siła upadku wywarła oddziaływanie nawet na jej ciało- Victoria nieco podskoczyła na nim, a jej ciężkie, pełne, ponętne półkule piersi zafalowały przed jego oczyma przez krótką chwilę kołysząc się pod wpływem własnego ciężaru. Zauważył, jak z jednego z sutków spadła kropelka wody roztrzaskując się na jego zbroi.
W jej oczach była niezwykła determinacja, ale powoli zaczynała przytomnieć.
Złapał ją w pasie w stalowy uścisk dłoni i ułamek sekundy potem to ona leżała pod ciężarem męskiego ciała, przyciśnięta do ziemi i niezdolna do dalszego ataku.
Teraz on znajdował się nad nią nadając rytm wydarzeniom i panując nad sytuacją.
Czuł pod palcami dłoni jak jedwabista i miękka jest jej skóra, teraz wyziębiona z powodu nagości i obecności wody.
Przysiągłby, że nadal jest wilgotna.
Przez krótką chwilę leżała pod nim zupełnie spokojnie, by zaraz po tym usiłować wierzgać i się opierać. Coś w jej wizjach musiało pójść bardzo nie tak jak powinno.
Był od niej dużo wyższy i zbyt potężnie zbudowany aby jej słabe ruchy robiły na nim jakiekolwiek wrażenie, ale dziewczyna wciąż nie poddawała się próbując szarpać i wyswobodzić. Aksamitna skóra piersi ocierała się silnie o jego własną skórę, a drobne biodra dziewczyny próbowały właśnie przekręcić się na bok i zrzucić go z siebie.
Przez chwilę doznał przebłysku dawno zapomnianego uczucia.

Panika, panika i przerażenie. Brak racjonalności. Szaleństwo. Nie dojdzie sama do siebie.

Wypuścił spod dłoni jej talie, przesuwając rękoma wyżej i po drodze blokując szczupłe ramiona które chciały go okładać. Potrzebował położyć je na jej głowie i zakończyć ten napad. Apostoł nie dawał jednak za wygraną i zmuszony był przesunąć ją najpierw tak, by zacisnąć nogi na jej szczupłych biodrach i uwięzić je między swoimi, a następnie docisnąć ją całą swoim ciałem do podłoża.
Kiedy już myślał, że kobieta została całkiem opanowana, poczuł nagły dreszcz przeszywający jego ciało.
Błyskawicznie stłumił to uczucie tylko po to by zauważyć, że go ugryzła.
Mimo to nie pozwolił się zdekoncentrować. Ujął jej drobną twarz w swe potężne dłonie i przesuwając palcami po policzkach zaczął przemawiać spokojnym, łagodnym i ciepłym głosem.

- Spokojnie moje Dziecięcie, nie walcz. Ja nie wyrządzę ci krzywdy.

Omiótł ją swoją energią, świetlistą, jasną i pełną dobroci. Przytrzymywał jej ciało starając się nie naciskać zbyt mocno i nie wykonywać gwałtownych ruchów by jej nie straszyć. Czekał, kiedy Światło Jego Duszy ogarnie ją i wyciszy pozwalając na wypuszczenie ze stalowego uścisku.
Widział jak bezbronna kobieta pod nim ulega w końcu jego mocy, jak powoli przymyka powieki, po chwili wydając z siebie dźwięk będącym połączeniem jęku i westchnięcia. Puścił jej ręce.
Rozluźniła minimalnie spięte do tej pory do granic możliwości mięśnie i sama położyła się posłusznie na ziemi, porzucając ataki i oddając się w pełni uczuciu błogości które ją dosięgło. To było takie cudowne, kojące, wypełniające ją całą.
Mężczyzna nad nią nie był Malakhaiiem, ale tym którego ona za wszelką cenę powinna strzec i bronić, ochraniając przed zdradą Sługi i jego zemstą. Jego śmierć - jeśli do niej dojdzie- zakończy cały okres względnego spokoju i sprowadzi na świat czasy i wydarzenia dużo mroczniejsze niż te, których on sam się dopuszczał. Śmierć Władcy to śmierć Gabriella, śmierć Goratrixa i jej wieczysta niewola u szalonego, zdegenerowanego Malkaviana.

Przyjemne mrowienie tuz pod skórą rozprzestrzeniało się z wolna, płynąc z poziomu skroni w górę czoła oraz w dół, w kierunku policzków i szczęki. Nasilało się nieznośnie na obszarze ust, powodując ogromną przyjemność i dekoncentrując myśli. Stamtąd przesuwało się niżej, przez szyję, barki, piersi, aż do samych palców u stóp.
Każda część ciała inaczej reagowała na subtelne wibracje płynące z dłoni Władcy. Każda odczuwała przyjemność i błogość, jednak nie każda w ten sam sposób. Umysł się dekoncentrował, wargi paliły, piersi były twarde jak skała i wrażliwe na najmniejszy dotyk, zaś moc na obszarze brzucha powodowała ogólne rozbicie i rosnące pożądanie przechodzące niemal w ekstazę.
Pojękiwała cicho oddając się energii i wchłaniają zbawczą czułość Pana. Doznawane uczucie powodowało, że chciała wciąż więcej i więcej, jak gdyby na świecie istniało jedynie ono, ona i ON. Brak logiki, brak samokontroli.
Przyjemność.
Brak koszmarów i bólu.
Jej ręce zaciskające się na twardych, wyrzeźbionych ciągłą walką mięśniach rąk Wojownika. Delikatny dotyk, tak nieznaczący i tak głęboki.
Nadstawiała mu głowę i ciało pragnąc coraz większej ilości rozkoszy i spokoju jaki jej dawał. Ta błogość była nieporównywalna z niczym.
Czuła, jak zasypia przytłoczona ogromem doznań i bodźców. Czuła, jak jego szorstkie dłonie gładzą jej twarz, jak mięśnie jego ciała pracują wciąż dociskając ją do ziemi i odgradzając nagą skórę od chłodu powietrza.
Niczego nie pragnęła w tym momencie tak bardzo jak tego, aby ta chwila nigdy nie przeminęła.
Kiedy zabrał dłonie z jej twarzy unosząc się nad nią na rękach i sprawdzając czy ponownie zaatakuje nie mogła opanować się przed wydaniem zbolałego jęku protestu.
Chciała więcej.
- Oddaj mi to - wymruczała cicho, niemal niesłyszalnie- Nie odbieraj mi tego uczucia, a zrobię co zechcesz.
Szept przesycony błaganiem i oczekiwaniem. Próbowała przytrzymać go przy sobie w każdy możliwy sposób, bez względu na cenę. Władca uśmiechnął się tylko na słowa swej Sługi, przesuwając palcem po czole.

Gdyby mogła objęłaby go nogami by nie pozwolić mu odejść, owinęła ramionami i zmusiła do powrotu na ziemie by wciąż upajał ją Światłem Duszy, jednak jej całkowicie zdominowana pozycja nie pozwalała na nic innego jak bierne poddawanie się temu, co zechce czynić i co dla niej przygotował.
Oraz na błaganie aby nie przestawał.

Czarnowłosy z pozycji kontrolującego sytuacje począł przyglądać się przytomniejącej z każdą chwilą Ventrce.
Wyraz błogości i zadowolenia nie schodził z jej twarzy, zaś w oczach zamiast obłędu dało się już odczytać żądzę. To było lepsze niż szaleństwo. Jedna pasja zastąpiona inną, przeciwną jej i bardziej przyjemną.
Korzystniejszą dla niego samego.
Podtrzymać pasję, usunąć strach, przerażenie, agresję. Odciągnąć od utraty zmysłów zajmując je innymi doznaniami, silniejszymi niż te we śnie. Wreszcie zdobyć to o co walczył od początku- zniewolić jej duszę i ciało tak, aby nie potrafiła żyć bez Niego i jego mocy.
Z tego co zaobserwował wynikało, że będzie to dużo łatwiejsze niż wcześniej oczekiwał.
Najpierw jednak wydusić z niej o czym śniła i co ją tak przeraziło, że nieomal doprowadziło na skraj szaleństwa.

Będąc pewnym, że Apostoł nie zaatakuje ponownie, Władca zdecydował się zwolnic uścisk na jej ciele i powoli podnieść się z niego, pozwalając jej także powstać.
Pozycja w jakiej leżeli mogła nie nastrajać jej do rozmów, a wspomnień już w szczególności.

Zbyt blisko niego była by myśleć racjonalnie. Wyczuwał w niej to specyficzne napięcie wywołane bliskością silnego, męskiego ciała przygniatającego ją do podłoża. Narastająca pasja i tłumione pożądanie stopniowo rozlewało się w ciele niebieskookiej, zajmując miejsce rozsądku, skrupułów, ale i minionej traumy jaką przeżyła. Wiedział, że jeszcze kilka chwil, a ona zrobi wszystko aby nie dać mu się wycofać- była bardziej podatna na bodźce zmysłowe niż podejrzewał, że może być.
Wyciągnęła szyję aby dosięgnąć jego ręki i móc połasić się policzkiem o skórę wojownika- subtelny, prostu ruch w niemym błaganiu o kolejne czułości i malująca się w oczach obietnica dostarczenia mu wielu przyjemnych wrażeń, jeśli tylko pozwoli się jej zbliżyć do siebie i ulegnie pokusie powabnego ciała spragnionej czułości kobiety.
DOŚĆ.
Zbyt wiele zażyłości jak na jeden raz może przynieść dokładnie odwrotny efekt niż ten, jakiego oczekiwał. Odda mu się chętnie, zrobi wszystko, aby być przy nim, ale nie powie słowa na temat tego co przeszła i o czym śniła, jednocześnie spychając istotne dla sprawy wspomnienia gdzieś na dno pamięci bądź całkowicie je wypierając ze świadomości aż do stanu, w którym będą niezdolne do odtworzenia. Nie tego teraz mu trzeba. Najpierw fakty, potem przyjemność. O ile oczywiście na nią w ogóle zasłuży…

Widział narastający ból i smutek w jej oczach, gdy podnosił się znad jej ciała, siadając w końcu obok niej i przyglądając się bacznie leżącej na trawie istocie.
Jej ciało znów było idealne, a skóra jasna i gładka jak przez wypadkiem. Nie pozostała na niej żadna rysa, plama czy zgrubienie pochodzące ze zrastających się ran, a nawet woda w której była zanurzona zdołała w zupełności na niej wyschnąć. Oddychała o wiele spokojniej niż wcześniej, a naprężone piersi nie falowały już w tak szaleńczym tempie jak jeszcze chwilę temu. Oczy nie były aż tak puste i bezrozumne, przybierały stopniowo swoją dawną barwę i wyraz zrozumienia pojawiał się w nich w coraz pełniejszej postaci. Włosy stały się puszyste, długie za linię bioder i miękko okalające jej ciało, zasłaniając ją przed całkowitą nagością. Fizycznie wszystko było z nią w porządku, co dodatkowo udowodniła zwinnie i niesamowicie szybko skacząc na niego i tarzając się w trawie.
Teraz wszystko spoczywało w jej głowie.
Kontynuował przypatrywanie się swemu Apostołowi, jak ten ostrożnie podnosi się z trawy, zwijając dyskretnie w kłębek i zasłaniając tym intymne części ciała. Nieznaczny uśmiech na twarzy Pana zakomunikował, że zrozumiał, iż Kapłanka skoro zaczęła odczuwać wstyd i skrępowanie jego obecnością, to powróciła do pełni władz umysłowych. Nie odebrał sobie jednak przyjemności uporczywego mierzenia jej wzrokiem jeszcze przez jakiś czas, które wywołało nieśmiały rumieniec na twarzy kainitki. Widział, jak ta chce coś powiedzieć, jednocześnie zakrywając się szczelniej włosami i mocniej obejmując rękami skrzyżowane i przyciągnięte do brody nogi. Dopiero wówczas łapiąc z nią zuchwały kontakt wzrokowy wstał, podniósł z ziemi futro z gronostai, a następnie podszedł do swojej sługi i w królewski sposób kładąc skórę na jej ramionach owinął ją całą miękką materią odgradzającą idealne ciało od swego wzroku oraz wiosennego wiatru.
Uczucie, jakie wejrzało na niego z niebieskich tęczówek było zdecydowanie nowe i wcześniej u niej niespotykane. Czyżby tak szybko ?

Usiadł naprzeciwko tej, którą nazywał Dziecięciem, wciąż zwracając baczną uwagę na jej zachowanie. Kiedy nie natrafił na nic niepokojącego zapytał otwarcie:
- Jak się teraz czujesz mój Apostole? Pojmujesz, co się wydarzyło?
Krótkie, niepewne, ale pełne wdzięczności spojrzenie kobiety spoczęło na jego twarzy. Zastanawiała się dość długo zanim odpowiedziała.
- Zdaje sobie sprawę z wydarzeń jakie miały miejsce i tego, że Malakhaii nieomal mnie zabił. Brakuje mi za to szczegółów całej sytuacji.
Wojownik zmrużył oczy i uspokoił się znacznie. Wszystko wskazywało na to, że mózg i system nerwowy jego Apostoła nie ucierpiały. Zachowała pamięć i zdolności porozumiewania się, w dodatku on nie zauważył, by były one choć trochę naruszone. - Tym lepiej dla ciebie moje Dziecię, że nie pamiętasz szczegółów. Być może jeszcze sobie przypomnisz, ale ja zwracał ci ich nie będę. Przeżyłaś wystarczająco dużo traumy. Teraz nadeszła pora na odpoczynek i regenerację sił. Wcześniej jednak ma Kapłanko opowiesz mi o tym, o czym śniłaś przed chwilą.
Spięła się mimowolnie, co nie umknęło uwadze Wodza. Dostrzegł, jak kobieta zamyka się w sobie nie chcąc udzielić odpowiedzi które on musiał od niej uzyskać. Wiedział, że zmuszony będzie na nią naciskać, a taki nacisk może ją złamać.
Temat natomiast był na tyle ważny, by Wojownik zdecydował, iż wart jest on ryzyka załamania nerwowego Ventrki. Ostatecznie jeszcze raz będzie leczył jej umysł i duszę.
Wciąż zmieszana i niepewna swego Victoria odezwała się w końcu nieśmiało.
- Nie chcę o tym mówić Władco. Doceniam to wszystko co zrobiłeś dla mego wyzdrowienia, ale nie chcę mówić o tych snach. Spojrzała w jego oczy poważnie, być może lekko butnie. Za wszelką cenę chciała zniechęcić swego wybawiciela do drążenia tematu. Nie sądziła, aby komukolwiek potrafiła opowiedzieć o tym czego doświadczyła - we śnie i na jawie.
Pan mimo to pozostał nieugięty.
- Wierzę ci, że nie chcesz wspominać przeszłości, lecz będę na to nalegał pomimo mej troski o twój stan. Jestem skłonny dać ci wiele w tym momencie, aby ułatwić ci podzielenie się ze mną owymi informacjami, lecz o całkowitym milczeniu nie może być nawet mowy.
Spuściła głowę z rezygnacją i smutkiem, próbując ostatniego sposobu perswazji.
- Dlaczego mnie dręczysz Wojowniku? Czy nie dość wycierpiałam w Twoim domu abyś kazał mi znów do tego wracać? To bolesne wspomnienia z gatunku tych, których nie chce się pamiętać, zaś sny, to przecież tylko sny, czyż nie tak? Koszmary spowodowane traumą...
Przez ułamek sekundy wahał się, czy naciskać ponownie. W jej słowach była bowiem jakaś doza racji odnośnie cierpienia któremu została poddana. Wcale się jej nie dziwił, że nie chciała więcej. Zawsze jednak istniało ryzyko, że cierpienie jakie może ją napotkać jeśli teraz nie zdradzi tego co widziała, może być niepomiernie większe od tego, które przeżyje teraz wyjawiając prawdę.
- Niekoniecznie Dziecię. Twój poprzednik, Asteroth, miewał całkiem prorocze sny, jak ten o Tobie i przepowiedni. Uważam, że z twoimi snami może być podobnie. Dlatego chcę je poznać.
Cierpliwe, ale zdecydowane spojrzenie Pana nie pozostawiało wątpliwości co do tego, że będzie musiała wszystko mu opowiedzieć. Liczyła, że być może zdoła uzyskać na to trochę czasu.

- Mogłabym to zrobić później?- rzekła zawijając się mocniej w futro- Teraz wciąż nie czuje się dobrze i jestem słaba. Nie mam dość sił by to opowiadać.
Jej oczy wyrażały taką łagodność i zmieszanie, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Patrzyła z ufnością i prośbą, czekając na wyrok. Gdyby nie przestał odczuwać emocji dawno temu, to czułby teraz wobec niej litość. Ta zdolność pozostawała w nim jednak zablokowana, czego czasem mógł żałować, ale zazwyczaj chwalić.
- Nie masz sił bo jesteś głodna Dziecię. Nie masz w sobie ani trochę krwi, zaś nie rzucasz na mnie tylko z tego powodu, że ugładziłem twą bestię. Odzyskasz siły gdy sobie pojesz, zapewniam.
Mówiąc to wstał, obszedł dookoła swoją adeptkę i przysiadłszy przy niej przyciągnął ją do siebie, układając w wygodnej do jedzenia pozycji. Naciął mieczem swój nadgarstek i przysunął do jej ust, niemo zapraszając do pożywnego posiłku.
Dziewczyna od razu zwinęła się u jego kolan, krótko łasząc policzkiem do dłoni, a następnie ujmując nadgarstek potężnego mężczyzny przyssała się chciwie do wypływającej posoki.
Uczucie było lepsze niż orgazm i swą intensywnością ulegało jedynie czułością jakie kiedyś jej okazał. Nieporównywalne zaś okazywało się do jakiegokolwiek innego picia. Było jej bosko, gdy wtulona w Jego kolana spijała życiodajny napój. Pragnęła wyłącznie więcej płynu i więcej kontaktu cielesnego. Ogarnął ją stan, w którym mogłaby trwać przez wieczność.

Błogość przerwał dopiero jego mentalny głos.
"Możesz tak sobie leżeć i pić ile zechcesz, ale w zamian za to zacznij opowiadać wszystko od czasu kiedy opuściłem twoją komnatę. Zacznij od faktów- do snów powrócimy za chwilę".

Pomruk nieszczęśliwości dobył się z jej gardła, ale pożądała przyjemności z rąk pańskich tak bardzo, że gotowa była ulec Jego żądaniu. Przyciskając się mocniej do ciepłego ciała rozpoczęła mentalną opowieść o tym, jak to Malakhaii nawiedził ją w jej pokoju, podstępem sprowadził do swojego i tam, wściekły z powodu odmowy udziału w spisku, zaczął torturować.
Pomijała świadomie fragmenty o bólu i strachu, ale czuła, że On i tak wie, czytając w niej jak w otwartej księdze. Sądziła, że gdyby tylko zechciał to nie musiałby pytać o to wszystko, zamiast tego sondując jej umysł. Być może stwierdził, że taka opowieść będzie najlepszą formą psychoterapii?
Powoli zaczynała się z tym zgadzać- wraz ze stopniowym wyrzucaniem z siebie zaistniałych faktów zaczynała się czuć coraz lepiej. Wpływ na to bez wątpienia miała również ręka Władcy spoczywająca na jej plecach.
Jego i tylko jego, aż po wieczność.

Oblicze Wojownika posępniało z każdym słowem młodego Apostoła. Z przedstawionej historii wynikało, że tym razem Sługa przeszedł samego siebie.
Nie wiedział skąd w nim było tyle nienawiści do tej niedoświadczonej kobiety i skąd pochodziło tyle okrucieństwa wobec niej, jednak niejasne przeczucie dawało mu znak, iż sprawa byłego Kapłana i nowej podwładnej łączą się ściśle ze sobą.
Czyż możliwym byłoby to, aby Sługa przed śmiercią Kapłana zdołał poznać przepowiednię o pochodzącej z rasy istot wygnanych przez Biały Lud nowej Kapłance, którą miała zostać właśnie ona, a której zadaniem było zniszczenie Ciemności?
Taka informacja stawiałaby fakty w zupełnie nowym świetle.
Nie wierzył w wymówkę Sługi którą tamten mu przedstawił odnośnie śmierci Maga- tutaj wcale nie chodziło o zazdrość o łaskę Pana, ale o coś dużo poważniejszego i mroczniejszego niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
Czyżby strach, że stary, inteligentny Asteroth przejrzy jego knowania i doniesie Wodzowi? Jednak jak duży musiałby być ten spisek by tak się o niego martwić.
Chociaż...
Ze słów Apostoła wynikało, że podstawą wszystkiego jest walka o Władzę i chęć Sługi do odebrania mu jego potęgi. A to warte jest każdych poniesionych kosztów- nawet gniewu Pana za zabicie Asterotha, który to ponoć sam miał być spiskowcem.
Nie, niemożliwe by znał przepowiednię w całości, gdyż wtedy zabiłby ją od razu a nie pastwił się nad nią ryzykując klęskę. Z drugiej strony, jeśli tak jej pożądał, to wszystko było możliwe. To piękna, silna kobieta, która w dodatku miała mu służyć i o tym wiedział nawet Malakhaii. Nie podarowałby łatwo takiego kąska dla siebie na początek kariery.
Musiał zaproponować jej miejsce w swoich szeregach.
A ona mu odmówiła.
Tak szybko i tak łatwo, jak gdyby już wybrała swą stronę z pełnym przekonaniem co do podjętej decyzji.

Asteroth nie mylił się co do niej- będzie idealna kiedy się ją wyszkoli.
Nawet jego zaskoczyła taką lojalnością w obliczu śmierci.

Pamięta, jak wybaczył Słudze zabicie Maga i jak uznał jego wykręty nie chcąc tracić kolejnego filaru w swym Zakonie, już naruszonym przez śmierć Kapłana.
Teraz dopiero zauważył, jak mocno pokruszony i niestabilny był ten filar który on chciał ratować.
Całkiem jak gałąź ukochanego drzewa, która choć kiedyś piękna i wydająca owoce, tkwiła obecnie w stanie rozpadu i dla bezpieczeństwa i dobra drzewa wymagała przycięcia.
Zamachu na drugiego Kapłana mimo wszystko mu nie podaruje, podobnie jak spisku za który Sługa się zabrał w nadziei, że Pan się o nim nie dowie, aż będzie dla niego za późno.
Wybaczał swoim Sługom wszelkie potknięcia i grzeszki poza jednym- zdradą.
Zaś zdrada Malakhaiia była ewidentna. Ukaże go za to kiedy tylko nowa Kapłanka będzie bezpieczna, a Centurion przyprowadzi go przed jego oblicze.

Czarnowłosy przeniósł wzrok z pustki na Victorię, która zdążyła przestać pić i jedynie leżała posłusznie pod jego dłonią chłonąc ciepło cudzego ciała i okazywaną jej delikatność.
Teraz miał pewność jak wielkim wstrząsem były dla niej minione zdarzenia i jakie piętno na niej wywarły.
Gdyby nie Światło Duszy nie dałaby się mu dotknąć.

Bała się dotyku kogokolwiek, chociaż jeszcze nie zdawała sobie dobrze sprawy z tego faktu. Dopóki nie spróbuje się do niej zbliżyć ktoś inny, dopóty ona będzie trwała w swym przeświadczeniu, że wszystko jest w porządku.
Możliwym wszak też jest, że zanim Apostoł znajdzie sposobność konfrontacji z kimkolwiek, on sprawi, że młodziutka Kapłanka zdoła opanować swój strach i nauczy się walczyć z negatywnymi emocjami. Jeśli nie uda mu się tego osiągnąć, jej rozwój w Zakonie będzie poważnie zagrożony, o ile nie niemożliwy.
Tego zaś nie pragnie ani on, ani ktokolwiek inny.
Jej przeznaczeniem jest stać się jego Słowem i Wiarą, a on nie zrezygnuje z tego łatwo, szczególnie, że leczenie kobiety postępuje błyskawicznie.
Wkrótce będzie świetnie przygotowana do objęcia czekającego na nią stanowiska.
Nie wątpił w to.
W tej chwili musiał tylko wydobyć z niej jeszcze jedną informację- o czym śniła i z jakiego powodu była tak przerażona.

Usiadł wygodniej na trawie, głowę kobiety kładąc na swoich kolanach i muskając dłońmi owinięte skórą ramiona.
Odpowiedział mu słaby, lekko speszony uśmiech niewiasty.
Zawsze daleki był od spoufalania się ze swoimi podwładnymi, ale dzisiaj widział takie zachowanie jako jedyną pewną metodę dotarcia do niej. Wyłącznie wtedy, gdy poczuje się pewnie i bezpiecznie odważy się cokolwiek wyjawić. Gwałt na umyśle i brutalne wydzieranie wspomnień odebrałyby mu ją ostatecznie.
Straciłby jedyną posiadaną Kapłankę, a o dobrego kapłana w dzisiejszych czasach niełatwo.
Kropla krwi pojawiła się na palcu Wojownika, gdy przycisnął go do czubka miecza. Potoczyła się po nim i po chwili upadła na ziemię. Kolejna trafiła już na usta kainitki, rozbudzając ją z przyjemnego, płytkiego snu w który zaczęła zapadać po wcześniejszym karmieniu.
Czuła, jak szorstka skóra rąk Władcy przesuwa się po jej wargach, znacząc je szkarłatem. Wstrząsnął nią dreszcz podniecenia. Jeszcze więcej krwi, jeszcze więcej Pana.

Kiedy upewnił się, że poddana gotowa jest na wszystko by móc kontynuować ssanie jego palca, zadał następne pytanie.
"O czym śniłaś?"

Nie mógł nie zauważyć paniki i bólu w szeroko otwartych oczach.
Wnioskował, że o czym by nie był ten sen, to z jakiegoś powodu musiało to być gorsze od tego co zrobił jej Malakhaii na jawie.
Pogładził przerażone stworzenie leżące przy nim, które słysząc mentalne pytanie odruchowo zwinęło się w kłębek.
"Opowiedz mi Dziecię. Jeśli widziałaś przyszłość będziemy mogli jej zapobiec".
Koronny argument który zmusi ją do opowiedzenia snów.
Wtuliła się mocniej w kolana Wodza nim zaczęła mówić, jak gdyby jego obecność tuż obok miała sprawić, że to co ze snów pamiętała rozwieje się jak poranne mgły.
"Śniły mi się okropne rzeczy- nie wiem czy z przyszłości, bo przecież jestem tutaj, a nie w swoim domu- wiem za to, że na pewno nie były one przeszłością, bo coś takiego nigdy nie miało miejsca. Śniłam, jak Malakhaii podstępem i siłą wdziera się do mojego domu, jak niszczy jego otoczenie, powoduje zepsucie i usunięcie barier. Widziałam umierające drzewa w ogrodzie. Wiem, że coś złego zalęgło się tam. Potem Malakhaii opanował mą bibliotekę, darł księgi..."
Myśli dziewczyny powoli zaczęły robić się urywane i coraz mniej składne, jednak Władca zadecydował, że nie będzie jej przerywał. Ma czas na zadanie pytań.
"Kiedy zobaczyłam go kolejny raz staliśmy na szczycie jakiejś piramidy...chyba w Umbrze, bo zmory tam były... Stał ubrany jak kapłan nad ofiarą... To był mężczyzna… Tak, ofiarą był mężczyzna, jakiś znajomy mężczyzna o niebieskich oczach... A potem Malkav wbił mu nóż w pierś i wydarł.. serce.. i je potem jadł... Kiedy zobaczył mnie, to skinął na swoich podwładnych, a jego ludzie mnie zaciągnęli do niego i wtedy Malakhaii zmusił mnie... do jedzenia z nim... Odgrażał mi się, że prędzej czy później Ty zginiesz, a ja będę jego.. na wieki.. I że zabije wszystkich moich ludzi..."
Zachłysnęła się tą odrobinką krwi z palca jaką piła i zaczęła odruchowo kaszleć. Strach w niej był ogromny. Przyciągnął ją jak najbliżej siebie zamykając w ramionach.
- Mów Dziecię. Podzielenie się ze mną tą tajemnicą ukoi twoją duszę i pozwoli zapobiec złu. Razem powstrzymamy plany Sługi. Nacisk na skórę był dość brutalny, kiedy zacisnęła na nim palce uspokajając ogarniające ją spazmy szlochu. Dopiero gdy przytrzymał ją mocno przy sobie mogła podjąć rozmowę. Już nie mentalną, a werbalną.
- Najgorszy był ostatni fragment- cedziła słowa zamiast wysyłać myśli- Zobaczyłam się jak siedzę zamknięta w klatce ustawionej obok tronu Malakhaiia. Zatrzymał sobie mnie i Twój miecz po tym jak Cię zabił. Trzymał mnie zziębniętą i głodną jako znak swego tryumfu nad Tobą. Znęcał się nade mną jak mógł i uwielbiał pastwić się psychicznie przy każdej nadarzającej się okazji. Najtragiczniejsze jednak stało się to, że jego wojownicy przyciągnęli zmaltretowanego Goratrixa, a Malakhaii ze złości na mnie podciął mu gardło i zmusił bym piła jego vitae. Później mnie torturował i gwałcił mówiąc, że za to, iż nie stanęłam po jego stronie i nie chciałam być uległa jego władzy, teraz zniszczy wszystko co kochałam i co zbudowałam..."

Wodza ogarnął gniew, głęboki, palący gniew- już po raz drugi tego dnia. Trzymał szlochającego, roztrzęsionego, młodego Apostoła w swoich ramionach, ale czuł, że najchętniej poszedłby teraz i zabił Sługę za jego występki: zdradę, próbę namówienia do zdrady Kapłanki, torturowanie jej, usiłowanie zabicia, a także- co bardzo prawdopodobne- szerokie plany mające na celu unicestwienie jego samego i przejęcie przywództwa.
Taki zakres grzechów nie mieścił się w jego wyrozumiałości i choćby białowłosy miał błagać go o litość, to i tak jej nie otrzyma. Jego czeka tylko jedno po tym co uczynił- czeka go Śmierć Ostateczna.
Tylko wówczas, gdy Sługa będzie martwy, on nie będzie musiał martwić się o swoje plemię i Dziecię.
Zbyt cenna, aby stracić ją w taki sposób.
Ale ile powinna wiedzieć?
Czy cała wiedza o przepowiedni pomoże jej czy też zaszkodzi?

Wódz niezmiennie trzymał niebieskooką blisko swego ciała i samemu rozmyślając nad tym, jak teraz powinien postąpić, pozwalał jej wyciszać ból i rozpacz.
Dostrzegł bowiem, że jego dotyk nawet bez Światła działa na nią kojąco.
Być może była to kwestia jego fizycznego podobieństwa do dwóch mężczyzn których ona kochała i którym ufała. Nie bez powodu przybrał dla niej taką powłokę. To co znajome wywołuje cieplejsze uczucia i tłumi podejrzliwość.

Musnął lekko palcem usta Ventrki, a ona wyciągnęła ku niemu szyję by kontynuował pieszczotę. Pogładził z czułością gęste, spływające kaskadami na futro włosy, po czym nagle wstał, po chwili pochylając się nad nią i podnosząc z ziemi.
Vi wydawało się, że ruch potężnie zbudowanego przywódcy był tak płynny i naturalny, że wedle jego standardów ona musiała ważyć dla niego mniej niż piórko.
Instynktownie wtuliła się w męską pierś, zapominając całkowicie o przepaści mocy między nimi i o tym, że za popełnione faux pas mógł ją z czystym sumieniem zrzucić na ziemię.
Tymczasem Pan zamiast tego wzmocnił chwyt na drobnym ciele Victorii i ruszył z nią w kierunku groty do której teleportował się ze swej komnaty niosąc ją wcześniej do źródła.

Widok ich obojga- Wodza oraz niesionej przez niego, już zregenerowanej, dziewczyny- wzbudził duże zaciekawienie pośród ludu. Ciekawskie spojrzenia towarzyszyły każdemu ich krokowi, w szczególności zaś wszyscy chcieli widzieć jak wygląda zawartość zawiniątka z gronostai.
Także Vi, kiedy z ramion Władcy zobaczyła prymitywną wioskę, poczęła wyciągać wyżej szyję, by dostrzec jak najwięcej szczegółów. Bardzo szybko kawałek jej głowy zaczął wyglądać zza ramienia mężczyzny i niemożliwym stało się, by ona i celtyckie plemię nie zobaczyli się bliżej.
To skłoniło Pradawnego do krótkiego przystanięcia. Dziecię ma prawo zobaczyć Dziedzinę w zakresie wykraczającym poza pokoje. Władca stanął pośrodku wioski, stawiając ostrożnie Victorię na jej własnych nogach i asekurując, aby przypadkiem nie upadła. To zachęciło ludzi do otoczenia ich pierścieniem.
Victoria dała radę ustać sama, co zaskoczyło nawet ją. Wprawdzie było to bardzo chwiejne stanie, ale bliskie ręce Wojownika dodawały jej pewności.

Wódz wciąż jej nie opuszczając odezwał się do któregoś z mężczyzn, najpewniej coś mu tłumacząc, gdyż oblicze tamtego z czasem nabrało powagi podszytej złością na coś.
Choć Vi nie rozumiała dziwnego języka jakim mówili, intuicja podpowiadała jej, iż omawianą sprawą musiało być coś związanego z nią, gdyż rudy wojownik rozmawiający z Wodzem co jakiś czas zerkał w jej kierunku, a poza tym w jego oczach wyraźnie było widać szacunek i oddanie względem Króla, zatem irytacja na jego osobę nie wchodziła w grę.
Zapewne Wódz opowiadał im o Malakhaiiu.
Po kilku wymienionych zdaniach Pan ponownie zwrócił ku niej swe oblicze, jednocześnie gestem ręki przywołując do siebie trzy kobiety. Zanim odezwał się do niej, wydał tamtym dyspozycje wskazując na Victorię.
Kobiety posłusznie skinęły głowami zbliżając się do niej i z szacunkiem kłaniając mężczyźnie.
Kapłanka momentalnie się spięła.
- Spokojnie Dziecię. One cię nie skrzywdzą. Nakazałem im zabrać cię do chaty, odziać, uczesać i dać ciepłej strawy bo wiem, że jadasz. Ja muszę ostrzec wojowników przed Zdrajcą i przygotować do wojny. Kiedy skończę powrócimy do mego domostwa i zastanowimy co zrobić w sprawie snów jakie miałaś. Teraz idź.
Minimalnie popchnął ją w kierunku czekających kobiet obserwując czy Apostoł pozwoli się im zabrać. Nie widząc zdecydowanego oporu ruszył na naradę wojenną.

Tymczasem wyznaczone panie, zaraz po tym jak Pan zniknął z pola widzenia, pokrzepiająco ujęły Victorię za ramiona prowadząc do jednej z chat.
Była to dość uboga chata, nie grzesząca obfitym wyposażeniem czy luksusem, ale jej kojarzyła się w jakiś sposób z dawnymi, dobrymi czasami kiedy jeszcze była żywa, a okolicę składającą się z niewiele lepszych budowli mogła nazywać domem. W pomieszczeniu celtyckie matrony szybko i sprawnie przyodziały ją w przyniesione nowe szaty: prostą, jasną tunikę do ziemi i na to płaszcz który pospinały na ramionach biżuteryjnymi zapinkami i fibulami.
Nie próbowały jej myć, gdyż po kąpieli w jeziorze jaką zafundował jej Władca była czysta jak zła.
Poza ubraniami kobiety przyniosły też skórzane, rzemienne sandały, wprawnie wiążąc je na nogach oddanej im pod kuratelę nowicjuszki.
Jedna z dam po chwili zajęła się rozczesywaniem długich włosów Victorii, które powoli zaczęła zaplatać w skomplikowane warkocze i podpinać kolejnymi spinkami.
Wkrótce na jej nadgarstkach i ramionach znalazły się kunsztownie zdobione bransolety, a na szyi złoty łańcuch pokryty czerwoną emalią, wcześniej przyniesiony wraz z innymi rzeczami.
Kiedy dziewczyny zakończyły ubieranie i przyozdabianie jej, Ventrka z zakłopotaniem zauważyła, że noszone przez nią ubranie i ozdoby są wyraźnie bogatsze i kosztowniejsze niż kogokolwiek napotkanego włączając Władcę.
Chciała im zwrócić na to uwagę, ale opiekujące się nią znawczynie nie rozumiały wypowiadanych słów, zaś gesty pokazujące na różnicę w wisiorach czy szatach zbywały uprzejmymi uśmiechami i gestami wskazującymi, że wszystko jest dobrze.
Nie czuła się z tym najlepiej, gdyż uświadomiła sobie, iż ekwipunek jaki miała na sobie musiał być drogimi darami, bądź to otrzymanymi, bądź przeznaczonymi na podarek dla kogoś pokroju Wojownika, zaś oddanie tego jej musiało zrujnować niejedną rodzinę.
Mimo to widziała na twarzach pań zadowolenie i wesołość, kiedy pokazując ją sobie z uznaniem kiwały głowami, i ostatecznie odpuściła dalszej walki o przyniesienie jej mniej strojnego odzienia.
Była niesamowicie ciekawa co musiał o niej powiedzieć Wojownik skoro traktowały ją z takimi honorami.
Zaraz po ceremonii ubierania została również obdarowana gorącym gulaszem przyniesionym znad ognia i jakąś formą pieczywa, do pałaszowania czego zabrała się z nieukrywanym entuzjazmem.
Jedna z celtyckich panien, wcześniej nie uczestniczących w ubieraniu jej, przyniosła do chaty glinianą czarkę gorącego miodu którą wsadziła w jej ręce, zaś inna ze skóry gronostai pozostałej po ubraniu Vi umościła jej wygodne posłanie.
W ten sposób- na toalecie i konsumpcji obiadu- upłynął Kapłance czas oczekiwania na powrót Pana.

Gdy ten się pojawił na zewnątrz już zmierzchało, a zauroczona niedostępnym normalnie widokiem słońca Victoria siedziała przed chatą obserwując, jak ognista kula chyli się ku zachodowi, dając światu pomarańczowo-czerwono-fioletową łunę.
Wojownik podszedł i spokojnie położył dłoń na jej ramieniu.
- Pora na nas Apostole. Wybacz odbieranie ci widoku, ale on od teraz zawsze może być twym udziałem, zaś ponura wizja przyszłości nie może dłużej czekać. Czas ustalić jak można zapobiec temu co widziałaś zanim będzie zbyt późno.

Czarnowłosa z ciężkim westchnieniem podniosła się z progu, porzucając kojący obraz na rzecz wspomnień.
Odwróciła się do Władcy, znajdując w jego oczach uznanie dla swego wyglądu. Przyglądał się jej jakiś czas, ostatecznie rzucając niedbale.
- Zabierz futro. Teraz gronostaje są twoje i powinnaś bardziej ich pilnować, bo to cenny dar który kiedyś otrzymałem i oddałem tobie. Nie zgub ich, bo gronostaj jest symbolem władzy.
Potwierdziła słowa Wodza skinieniem głowy, po czym jeszcze raz spojrzała w jaśniejącą tarczę znikającą za horyzontem i w niezrozumiały sposób nagle pojęła, że ich drogi są ze sobą splecione już na zawsze. Nie miała pojęcia skąd pojawiło się to uczucie, ta głęboka, wewnętrzna pewność owego faktu, jednak to ona uświadamiała ją, że na wioska i otoczenie Wojownika to najlepsze dla niej miejsce i rozwiązanie, zaś wszystko co było przed tym będzie musiało się zmienić.
To wrażenie przytłaczało, ale i w nieokreślony sposób powodowało, że czuła się lekko znając swe właściwe położenie.
Postąpiła ku Władcy z lekkim uśmiechem, pogodzona ze swoim przeznaczeniem.
Wyciągnął do niej dłoń, a Victoria ujęła ją pewnie, w drugą łapiąc skórę. Od teraz na zawsze razem.
Zakręciło się jej w głowie i na tym jej pamięć się urwała.

*****

Kiedy ponownie otworzyła oczy leżała w drewnianym łożu, miękko wyściełanym materiałami, cała okryta kołdrą i gronostajami. Pamięć odmawiała jej posłuszeństwa, a to co się wydarzyło od czasu pobytu przy chacie pozostawało czarną plamą.
Uniosła z trudem głowę z poduszki, chcąc wzrokiem odnaleźć Władcę.
Napotkała jedynie widok pokoju w jakim się znajdowała, niewiele różniący się od tego w którym wcześniej przyszło jej przybywać. Tu jednak było więcej ksiąg na ścianach, zaś całość pomieszczenia wydawała się być bardziej surową i męską niż ta jej. Dodatkowo ściany zdobne były w najróżniejsze formy oręża, z czego wiele egzemplarzy było bardzo starych i cennych, pieczołowicie wykańczanych i zdobionych.
Nigdzie jednak nie dostrzegała tego, którego chciała odszukać.
Gotowa była po chwili stwierdzić, że go z nią nie ma, kiedy wtenczas zauważyła go w pokrytej mrokiem części pokoju, z której wyszedł niosąc jej puchar nieokreślonej cieczy.
Dopiero teraz zauważyła, że pokój był większy niż sądziła, a w zaciemnionej części mieścił się stół z ustawionym na nim dzbanem oraz balia, stojąca pod jedną ze ścian. Wydawało się jej, że widzi również zarys końskiego siodła.
Wojownik, przebrany obecnie w togę zamiast zbroi, zbliżył się do posłania na którym spoczywała i usiadł na jego brzegu, własnoręcznie podnosząc ją na tyle, by mogła spożyć przygotowany dla niej napój.
Victoria poczuła, iż ten pachnie zachęcająco, jednocześnie wcale nie będąc vitae.
Przytknął kielich do ust swej podwładnej, ostrożnie wlewając ciecz do gardła. Była dziwnie słodka i energetyzująca. Wypiła ją z przyjemnością.
Jedna tylko rzecz niepokoiła ją w tym wszystkim- Victoria mogłaby przysiąc, że cały czas gdy ją trzymał jej ciało pozostawało bezwładne.
Wątpliwość rozwiał głos mężczyzny.
- Zbyt pochopnie oceniłem stan twego układu nerwowego. Musisz jeszcze wypocząć, nie jesteś gotowa do dalszych podróży między dziedzinami. Ostatnia nie posłużyła ci, mocno cię osłabiając. Pozostaniesz tu tak długo, jak będą tego wymagały okoliczności. Dopiero po tym, kiedy dojdziesz do pełni sił, będę mógł ci pokazać cokolwiek więcej moich ziem i twoją dziedzinę.
Wyraz narastającego szoku pojawił się na kobiecej twarzy gdy usłyszała o dziedzinie. Jaka dziedzina? Ona nigdy nie miała żadnej dziedziny i nie czuła się nawet upoważniona do posiadania takiej.
Tym razem swoją obawę wygłosiła otwarcie.
- Moją...dziedzinę? Nie rozumiem... Nie powiedziałeś mi nawet po co mnie tak naprawdę trzymasz u siebie, a teraz mówisz o dziedzinie dla mnie...
Kolejny raz to uczucie gaszące zdenerwowanie i mówiące: jesteś na właściwym miejscu.
Błogi spokój który ze sobą niosło. Ale choć ten spokój koił jej duszę nie potrafiła powstrzymać chęci usłyszenia odpowiedzi od niego.
Zamyślił się na krótką chwilę, po czym podjął decyzję.
- Wyjaśnię ci wszystko- odezwał się tym przeklętym, głębokim jak pomruk głosem- Nadszedł czas abyś poznała fakty i to, co jest ci pisane jako przeznaczenie.
Wszystko na jedną kartę, włącznie z przepowiednią. Przyjmie lub odrzuci, lecz podejmie jakąś decyzję. Dalsze zwlekanie nie da wiele więcej- zaszła już tak daleko, że powinna być pewna.
Władca usiadł wygodniej na meblu, przytrzymując ją blisko siebie mimo, że kielich był pusty i nie musiał jej już poić. Uspokajający dotyk może być jej potrzebny. Powoli rozpoczął monolog.
- Jakiś czas temu- szeptał jej do ucha- zanim jeszcze pozyskałem ciebie, a mój Kapłan, Asteroth, zginął z powodu działań Sługi, przekazał mi pewną przepowiednię, którą ujrzał w snach. Przepowiednię dotyczącą kolejnego Kapłana...
Zyskał maksimum jej uwagi. Odezwała się nieśmiało, gdy milczał w jej ocenie nieco zbyt długo. Umościła wygodniej przy nim. - Jak brzmiała ta przepowiednia?
Wojownik zmrużył oczy, przypominając sobie coś dawnego, po czym rezonującym, wywołującym ciarki podniecenia głosem wypowiedział dwa proste zdania.
- " I pośród potomków tych, których pokonał Biały Lud, narodzi się Dziecię, które będzie wybrane i naznaczone, aby nieść Światło. I ciemność runie na wieki pogrzebana".
Dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Jeden, potem kolejny. Oświecenie.
Powinna zapytać, ale już znała odpowiedź. Odpowiedź przyszła do niej sama, całkiem jak to poczucie zajęcia odpowiedniego miejsca w świecie. Chodziło o nią, bez wątpienia.
Wódz momentalnie zorientował się w jej odczuciu, nie na darmo śledził wszystkie jej odruchy i reakcje. Uniósł minimalnie kącik ust w uśmiechu, zadając pytanie na które odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Czujesz to, prawda moje Dziecię? Tak, ty już wiesz, że to ty masz być mym kolejnym Apostołem. I nie mylisz się mój Apostole. To dlatego gdy tylko Malakhaii przywiódł cię do tego świata, ja przybyłem po ciebie do jego komnaty. On nie znał nigdy całej przepowiedni, tego dopilnowałem, jednak musiał coś przeczuwać chcąc cię dla siebie. - krótka przerwa i kolejne słowa- Najwyraźniej nie znał drugiej jej części, mówiącej o Ciemności którą on reprezentuje. Ja także długi czas jej nie rozumiałem- aż do dziś. Gdyby Sługa wiedział, że istnieje druga część i że naznaczona jesteś jako jego zagłada, zrobiłby wszystko byś zginęła od razu. Na szczęście- nie wiedział.
Skrzyżował wzrok z Apostołem, ciekaw był jej reakcji. Spuściła po chwili i wzrok, i głowę.
- Nie wiem nawet, co bycie Twoim Kapłanem miałoby oznaczać, nie mówiąc o tym, że nie mam w tym doświadczenia...
Śmiech rozległ się w głowie Pana. Przyjęła. Od razu PRZYJĘŁA.
Objął ją w pasie, plecami trzymając przy swojej piersi. Jak do tej pory cały plan wobec niej postępował bez zarzutu. To warte jest świętowania.
- Nic strasznego moja Kapłanko. Nic takiego, czego nie zrobiłabyś wcześniej i co kolidowałoby z twoimi wierzeniami albo moralnością. Twoim przeznaczeniem jest nieść Światło, a nie Ciemność, więc destrukcja nie leży w zakresie twoich działań- ani teraz, ani nigdy.
Poczuł, jak nerwowo zaciska dłonie na jego ręce, bojąc się usłyszenia zakresu swych obowiązków. Postanowił nie trzymać jej dłużej w męczącej niepewności.
- Ty bowiem, moje Dziecię, będziesz moją Wiarą, moim Słowem i moim Miłosierdziem, a inni będą przychodzić do mnie przez Ciebie.
Ciche westchnięcie, napięcie lekko opadło, acz niepokój nadal gnieździł się pod jej skórą wiercąc uparcie dziurę w jej głowie i wymagając odpowiedzi i pełnego wyjaśnienia.
Kontynuował.
- Nadejdzie taki czas, że oddasz mi tych, którzy zeszli z mojej drogi, dasz mi armię, by walczyła z tymi, którzy zdradzili i pragną naszej zagłady, aż wreszcie ogłosisz moją chwałę wtedy, gdy wygramy i kiedy pokonasz Ciemność.
Subtelny gest przesunięcia dłońmi wzdłuż jej ramion. Musi ulec, musi przyjąć ten obowiązek i musi się zgodzić, choćby miał ją opętać.
- I będziesz w tych czasach miała swój nowy Dom, który dotąd był domem Asterotha, zaś za kim się wstawisz i komu winę darujesz, tedy daruję mu ją i ja. Lecz tego, kogo ty uznasz za wroga, także ja będę miał za takiego.
Przymknęła oczy, czyli przyswaja potok informacji. Ale nie protestuje.
- Dokonasz też cudów w imię moje i sama doświadczysz łaski. Ja zaś przez cały czas będę czuwał nad tobą, tak, by nie potknęła się twa noga, ani nie poraziło cię słońce za dnia czy ogień w nocy. Ja będę czuwał nad twoim wyjściem i powrotem- teraz i po wsze czasy. A jeśli nawet spotka cię kiedyś nieszczęście, to ja ciebie wskrzeszę bo sławić będziesz Moje Imię. Victoria wpatrywała się we Władcę z mieszanką strachu, respektu i niepewności.
Wskrzeszę?
Czy on dysponuje aż tak przerażającą siłą by móc kogokolwiek wskrzesić?
Ponadto nie wyobrażała sobie, jak mogłaby tak bardzo zmienić całe swoje życie by iść za nim i jak mogłaby zostawić swój własny Dom w imię budowania innego.
Jednocześnie nie wyobrażała też sobie, jak mogłaby nie być Jego i trwać w samotności, w tej pustce jaką stałby się dla niej doczesny świat gdyby On ją teraz opuścił.
Odczytał jej wątpliwości jak pismo. Przestała nawet osłaniać swój umysł przed nim.
- To nie nastąpi od razu, Dziecię. Te wydarzenia wymagają czasu- ale wymagają też, byś tymczasowo wróciła na ziemię.
Ostatnie zdanie uderzyło w nią jak grom z jasnego nieba. Każe jej odejść od siebie? Nie potrafiła nie zadać tego pytania. - Będę musiała stąd odejść? Zostawić cię?
Tak, teraz musi uważać na to co jej odpowie. Rozsądek kontra uczucia i żądza.
Prawda, ale nie brutalna.
- Nigdy nie będziesz musiała odchodzić, bo ja cię nigdy nie wygnam z twego miejsca u mego boku. Cieszy mnie twoja przy nim obecność. Jednak jeśli twe sny są prawdziwe- a w to nie wątpię- będziesz musiała na jakiś czas wrócić do swego domu chcąc ocalić tych których kochasz. Tylko działając w materialnym świecie zdobędziesz szansę zmiany nieuniknionego. Ale wybór pozostawię tobie. Jeśli gotowa jesteś zaryzykować możesz zostać tutaj.
Spuszczona głowa i ciężkie westchnięcie. Nie sądziła nigdy, że będzie mogła być nieszczęśliwa wracając do domu. Ostatnie wydarzenia i ta prawdziwa twarz Władcy wywróciły jej życie do góry nogami, zmuszając do trudnych wyborów. Pragnęła być z nim, ale jednocześnie chciała chronić swój dotychczasowy dom i ludzi, na których jej przecież zależało i wciąż zależy. - Wrócę tam. Nie mogę zostawić mych ludzi na pastwę losu i Malakhaiia.
Zacisnął mocniej dłoń na jej pasie. Rozsądek wygrał. Nie oczekiwałby mniej od swego Apostoła.
- Wiem Dziecię. Ale pamiętaj jedno: to, że nie będziesz przy mnie, nie będzie wcale oznaczać, że nie jesteś ze mną. Ja będę przy tobie cały czas, nawet gdy nie będziesz tego pamiętać. A kiedy wszystko się wypełni zabiorę cię na powrót do siebie, a wszystko będzie na ciebie czekać.
Niepokój. Dlaczego ona znów się boi?
Jedno zdanie dające pełną odpowiedź.
- Tylko dlaczego nie miałabym pamiętać?
Drżenie w głosie.
Kapłanka nie chce rozstania. Oto wyjaśnienie. Ona nie chce go zapominać. Stał się częścią jej życia.
Wymaga jeszcze mądrzejszej odpowiedzi niż poprzednie pytanie.
- Moje Dziecię... Czy myślisz, że zafundowałbym ci dobrowolnie psychiczne cierpienie i tęsknotę na nie wiadomo jak długi czas? To może potrwać tygodnie, a nawet miesiące zanim Sługa podniesie swój łeb- a ty ciągle pamiętałabyś mnie, nie mogąc się skupić na misji.
Smutek w niej, więc ciągnął tą myśl dalej.
- Czy pomyślałaś, co by się z tobą stało gdyby ktokolwiek przedwcześnie dowiedział się, że jesteś moja? Nie darowaliby ci tego, zapewniam. Ani mąż, ani Goratrix, ani ktokolwiek inny. Oni wciąż myślą, że jestem ich wrogiem, pomimo, że tak nie jest i nigdy nie było. To Sługa wmanewrował was w to wszystko i nastawił przeciwko mnie. Ja nie planowałem nigdy was krzywdzić i wtedy, w Dziedzinie Cieni, dotrzymałbym danego ci słowa. Chciałem zniszczenia ShadowSnake'a, gdyż to Brat Malakhaiia- zdrajca jak on sam. Ale ty nie uwierzyłaś moim słowom, choć nie mam o to do ciebie żalu. Miałaś podstawy mi nie ufać, bo byłaś zaszczuta. Musi jednak nadejść dobry czas dla tego typu wyznań na szerszym forum. Do tej pory nikt wiedzieć nie powinien. A sama amnezja też nie będzie trwać zawsze- kiedy Malakhaii się pojawi, ja odezwę się do ciebie i na powrót skieruję na swoją drogę. Taka rozłąka umocni cię w wierze i pozwoli odnaleźć klucz do dziedziny, która ma być spadkiem po Asterothcie i twym Sanktuarium. Zaś jeśli mnie kochasz lub czujesz wobec mnie cokolwiek pozytywnego- to temu uczuciu nic nie zagrozi, nawet gdy będziemy daleko. Takie jest twoje przeznaczenie.
Wtulił kobietę w siebie.
Przekona ją, by dla niego wróciła do świata i w jego imieniu toczyła boje ze Zdrajcą. Musi to zrobić, skoro to ona ma go pokonać.
Widział, jak trudno jest jej pogodzić się z tym wszystkim.
Ledwie zdołała się trochę zadomowić i oswoić z pewny i myślami, a już słyszy o odejściu.
Złożył na jej ustach delikatny pocałunek, odkładając Victorię do łoża.
Spojrzała tęsknie na niego, ale nie powiedziała ani słowa.
O wielu rzeczach teraz będzie musiała zapomnieć.
- Wypoczywaj Apostole. Wrócę gdy się wyśpisz, a ty do tej pory staraj się śnić o naszym zwycięstwie.
Dotyk palców na twarzy i błogie zapadanie w objęcia Morfeusza.

Zostawił Kapłankę w swoim łożu, a sam poszedł sprawdzić wieści od Centuriona. Kości zostały rzucone.




Cdn...