AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Mroczne widmo




Victoria poderwała się z łóżka w przypływie panicznego strachu wywołanego koszmarnym snem.

Kamienna rama jej łoża faktycznie była mokra od krwi, podobnie jak pościel i sama Ventrka.
Zauważywszy to dziewczyna wpadła w jeszcze głębszą panikę zanim uświadomiła sobie powód tego zjawiska.
Trudno by wszystko nie było zabrudzone skoro z powodu snu kainitka pociła się obficie i rzucała po całym legowisku tracąc w ten sposób vitae.
Opadła ciężko dysząc na narzucone na kamień poduszki. Nadal nie mogła się uspokoić choć bardzo chciała. W głowie wciąż kłębiły jej się wizje Malakhaiia i tego co z nią robił, a ciało niemal fizycznie odczuwało związany z tym ból. Na ciele zdołała tez zauważyć pojedyncze sińce i zadrapania chociaż wcale nie wykluczała ze dorobiła się ich znacznie wcześniej i poprzez inne wydarzenia.
Przeczesała nerwowo włosy usiłując zrobić cos z drżącymi ciągle rękoma.
Ta wizją była potwornie realistyczna.
Gorzej- ona była sadystyczna i szalona od początku do końca.
Victoria próbowała choć przez chwile znaleźć powód dlaczego jej doznała i dlaczego akurat takiej, ale wnioski do których dochodziła były albo równie szalone i mroczne, albo absurdalne.

Kiedy stała się juz tak niespokojna i nerwowa iż uznała, ze dłużej nie wytrzyma z własnymi myślami i nicnierobieniem, wówczas z niemałym wcale wysiłkiem ponownie podniosła się z pościeli chcąc opuścić łoże i zając czymś innym.

W tym momencie spotkała ją pierwsza niespodzianka- ciężki aksamitny baldachim opuszczony dookoła jej kamiennego łoża, izolujący ją od zewnętrznego świata.
Grube bordowe kotary w tej chwili okalały jej miejsce snu, choć mogłaby przysiąc, że kiedy się kładła ich jeszcze nie było.
Po pierwsze nie przypominała sobie by to łoże w ogóle miało stelaż na baldachim, a po drugie gdyby zasłony faktycznie tam tkwiły musiałaby o nie zahaczyć kładąc się spać, pomijając juz fakt że aby były tak ułożone konieczne było ich rozwiązanie.
Z dużą rezerwą powiodła dłonią po mięsistym materiale, bojąc się co zobaczy po odsłonięciu pokoju i uspokajając irracjonalny lęk mówiący, ze poza zasłonami świat nie będzie takim jakim go zapamiętała. Umysł podsuwał jej wizje Malakhaiia czającego się tuż obok niej, odgrodzonego tylko magiczną barierą aksamitu. Napięcie stawało się tak nieznośne, że w końcu zdecydowała się poskromić dziecięce lęki i z łomoczącym sercem wyjść zza kotar.
Nie miała jednak odwagi nagle i spektakularnie ich odsłonić, więc tylko delikatnie i ostrożnie wychyliła zza nich głowę, a nie widząc bezpośredniego zagrożenia po chwili cała wyślizgnęła się do drugiej części pokoju.

Poczuła że jest tam mimo wszystko sporo chłodniej niż w otoczeniu materiału, ale i o wiele cieplej niż było gdy tam przybyła wraz z Władcą.

Przeniosła wzrok na kominek i tam zastała drugą niespodziankę.
Spodziewała się że kominek będzie już wygaszony, względnie drewno w nim będzie się juz dopalać zważywszy na to, że od jego zapalenia musiało minąć co najmniej kilka jeśli nie kilkanaście godzin podczas których spała, tam natomiast buzował mocny, wesoły ogień a dołożone szczapy węgla dopiero na dobre się rozpalały.
Ventrka widząc ten obrazek z narastającym niepokojem odruchowo cofnęła się kilka kroków w tył od paleniska, przyglądając mu się przez chwile wnikliwie.
Ostatecznie ze zdenerwowaniem omiotła wzrokiem resztę pokoju, jak gdyby szukając sprawcy tych wszystkich wydarzeń.

Nie od razu zauważyła niespodziankę numer trzy. Dopiero przy drugim mentalnym przeszukaniu pokoju natrafiła na stojąca na biurku tace.
Nieufnie zbliżyła się do przedmiotu chcąc przyjrzeć się jego zawartości. Na tacy stała bowiem półtoralitrowa butelka vitae, filiżanka oraz podgrzewacz i dzbanek z aromatyczną herbatą. Przez chwile Victoria obwąchiwała czujnie zawartość obu, w końcu decydując się na pierwszy ostrożny łyk krwi.
Zapiekło w gardle, ale rozkosz i poczucie potęgi jakie wywołała ta esencją zagłuszała inne, mniej przyjemne doznania. Błogość zmieszana z lekkim bólem objęła jej ciało i pozwoliła na chwile odpłynąć. Nim Ventrka zdołała się opanować 1/3 zawartości butelki już nie było, zaś ona czuła się pełna i silna. Kręciło jej się od tego w głowie. Było miło, ale coś wewnątrz niej nadal jeszcze szeptało cicho, że to nie jest prawidłowa droga.
Oszołomiona na wpół usiadła, a na wpół upadla na fotel za biurkiem, odstawiając przy okazji butelkę na blat. Coraz mocniej czuła Go w sobie i coraz bardziej pragnęła.
Przymknęła oczy wsłuchując się w siebie, gdyż cos coraz mocniej na nią oddziaływało. Usłyszała w sobie męski glos, taki głęboki i hipnotyczny.


In sleep He sang to me,
In dreams He came,
That voice which calls to me
And speakes my name.
And do I dream again
For now I find
The Angel of Music is there
Inside my mind




Oderwała się od głosu który był w niej.
Machinalnie rozejrzała dookoła ale nie dostrzegła nikogo. Przymknęła oczy ciężko wzdychając. Coraz bardziej uświadamiała sobie, że przez to co robi i co je jest wciąż mocniej i mocniej powiązana z Władcą.
Właściwie to już Go w sobie wyczuwała, gdzieś na granicach świadomości.
I przerażeniem napełniał ją fakt, że była to miła obecność, która wywoływała jeszcze większe pożądanie Jego osoby i wspólnego połączenia.
Victoria bała się tego, że któregoś razu może po prostu nie wytrzymać napięcia i zrobić pod jego wpływem coś naprawdę głupiego. Sytuacji wcale nie poprawiało dręczące ją uczucie, które usilnie starała się zwalczyć, a które wyraźnie dawało znać, że gdyby On zjawił się przy niej choćby w sytuacji gdy piła Jego vitae z butelki, to niesiona instynktem byłaby gotowa paść mu do stóp i błagać by zrobił z nią cokolwiek by tylko mogła poczuć go bliżej siebie.
Nadal jednak była jeszcze na tyle przytomna i zdolna do myślenia by pamiętać, że do niedawna całkowicie nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość.

A mimo wszystko cos perwersyjnie ją pociągało w tej wizji.

Victoria niechętnie podciągnęła się w fotelu i rozejrzała po pokoju odzyskując stopniowo jasność myśli. Musiała sobie koniecznie przypomnieć czego żądał od niej Władca nim wyszedł. Za bardzo bała się gniewu kolejnej silniejszej od niej istoty, by móc to zlekceważyć.

Stopniowo do jej mózgu napłynęły informacje, że żądał by się umyła, czysto ubrała i zaczęła czytać księgi nim ją odwiedzi.
Dziewczyna zdziwiła się, jak to ma się przebrać skoro wylądowała tutaj jak stała, bez bagaży czy czegokolwiek innego, po czym nagle zreflektowała się, że w pokoju stoi szafa i może warto do niej zajrzeć.
Ociężale wstała z fotela, podeszła do mebla i otworzyła drzwi.
W szafie wisiało kilka nowych ubrań, w dodatku rozmiarem zbliżonych na nią. Były nieco nietypowe jak na ziemskie dominium, ale nie mogła na nie narzekać. Wszystko w ciemnych kolorach, pomijając dwie czy trzy rzeczy w amarancie. To jednak wydało jej się zbyt odświętne. Przejrzała wszystkie stroje, ostatecznie wyciągając jeden z nich. Był to komplet z czarnego aksamitu, składający się z długich, szerokich spodni zaprasowanych na kant oraz przedłużonego do kolan surduta ze ściętą wysoko stójką.
Surdut zapinany był z przodu na dużą ilość ozdobnych złotych haftek, okolice których- jak również kołnierza i rękawów- wykończone były misternymi, podłużnymi złotymi obszyciami w celtyckie wzory.
Przy przeszukiwaniu innych szafek znalazła tez szczotkę do włosów i wysokie buty, na które postanowiła zamienić swoje już nieco zmasakrowane czółenka.
Najbardziej jednak ucieszył ją krótki miecz jaki zauważyła na jednej z półek. Szybko zdjęła go stamtąd, z jednego ze strojów wyciągnęła solidny, ozdobny sznur i już po chwili miała prymitywną pochwę na miecz, która mogła obwiązać przy biodrach. Nie zamierzała chodzić tam zupełnie bezbronna. Nie po tym śnie.

Kiedy wszystko miała przygotowane odruchowo idąc do łoża zerknęła w lustro.
Dopiero wtedy uświadomiła sobie jak bardzo jest brudna, poobijana i poobrywana. Nie zdziwiło ją teraz, że kazał jej się wykąpać i przebrać. Wyglądała jak menel.

Usiadła na brzegu wanny, napuszczając do niej ciepłej o dziwo wody. Z przyjemnością poczuła też, że temperatura w pomieszczeniu musi oscylować już około 20 stopni, więc jest nieźle.
Nieco drażnił ją tylko centralny widok lustra, bo czuła się obserwowana, więc zanim rozebrała się i zanurzyła w ciepłej kąpieli, rzuciła na nie całun nocy.
Po tym zanurzyła się w rozkosznej pianie i z cichym pomrukiem zadowolenia zamknęła oczy. Wtedy zdała sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy odkąd tu była zdołała się rozluźnić i poczuła się naprawdę dobrze.
Krótka chwila czułości dla udręczonego umysłu i duszy.

Leniwie zmyła z siebie brud, rozplatała włosy i ostatecznie poddała samemu procesowi tkwienia w wodzie.

Przy zamkniętych powiekach pozwalała myślom płynąć, na koniec koncentrując się tylko na jednej: dlaczego tak naprawdę On ją tutaj przywiódł i dlaczego teraz zmienił stosunek z brutalnego i żądającego na wyrozumiały i na swój sposób opiekuńczy.
To nie była mała zmiana.
Potrafił ją uderzyć w twarz zanim wypiła jego krew i zmuszać by klęczała u jego stóp przepraszając i błagając, a niedługo po tym jak się obudziła ratować z rąk Malakhaiia i wybaczać dużo większe przewiny. Wydawało jej się to nienaturalne- no chyba, że nagle uznał ją za kogoś więcej niż upierdliwego i buntowniczego kandydata na kolejnego sługę.




Przywiodłem cię
do siedziby słodkiej muzyki,
do tego królestwa, gdzie każdy
musi złożyć hołd muzyce...




Wibrujący, hipnotyzujący męski głos rozległ się dookoła niej, tym razem nie w głowie a w pomieszczeniu. Był przesycony mocą, potęgą, męskością, ale i tez czymś, co potrafiło trącać najdelikatniejsze struny jej duszy i umysłu w sposób tak wyrafinowany, że nie potrafiła się przed nim bronić.
Dotykał jej wnętrza, samej jej duszy, dając swoisty rodzaj ukojenia i spokoju. Tak jak gdyby istniał tylko dla niej, znał ją od zawsze i wiedział o najskrytszych pragnieniach. Jednocześnie napełniał ją energią sugerując o mrocznej pokusie i świecie innym niż biel i oślepiające światło. Świecie, który przyciąga jak magnes, oferując coś innego niż znała i stosowała. Świecie, którego Władca nie jest tym za kogo był przedstawiony a jego łaska oznacza niesamowitą ekstazę oraz spełnienie.




Przybyłaś tutaj
w tylko jednym celu...
Odkąd pierwszy raz usłyszałem twój śpiew,
wiedziałem, że cię potrzebuję,
byś śpiewała i służyła mojej muzyce…



Victoria poderwała się z półsnu rozglądając przerażona.
Źródło nietypowego głosu siedziało w fotelu przed kominkiem i ostrzyło miecz, skupiając na nim swoją uwagę. Był to potężnie zbudowany mężczyzna w krótkiej skórzanej zbroi. Długie czarne włosy zasłaniały jego twarz spływając na ramiona i część miecza. Wykonywane ruchy były precyzyjne, niezbyt szybkie ale i niesamowicie uważne i przemyślane. Nie patrzył na nią w tej chwili ale aura mocy wokół niego była tak silna i obezwładniająca, że Ventrka zdawała sobie sprawę z tego, że to tylko pozory i on cały czas ją bacznie obserwuje. Każdy najdrobniejszy ruch, nerwowy oddech czy mrugnięcie.
Najgorsza była świadomość, że ona już doskonale zna tą aurę.
Oto siedzi w jej fotelu, czujnie ją obserwując, Władca we własnej osobie.
Jej oddech mimowolnie przyspieszył, serce załomotało i ciarki przeszły po plecach na to odkrycie. Pozwoliła się złapać nieprzygotowana, nie wywiązana z rozkazu jaki jej zostawił i w dodatku w nieco kłopotliwym położeniu, chociaż nie miała pojęcia czy na to ostatnie on w ogóle zwraca uwagę. Przeczuwała z tego tytułu kłopoty.
Zacisnęła zęby ze strachu gdy On poruszył się na fotelu chowając miecz do pochwy. Wróciło przerażenie towarzyszące jej we śnie. Owiała ją mocniej Jego aura i odczuła Jego siłę na sobie kiedy wstał dumnie z siedziska i ruszył w jej kierunku. Niemal zapiszczała kuląc się instynktownie gdy zbliżył się choć o kilka centymetrów.
I pewnie zaczęłaby w końcu krzyczeć z przerażenia, gdyby nie uniósł głowy a ich spojrzenia- nie spotkały się.

Zieleń jego oczu okazała się nieporównywalna z niczym innym i zatrzymała krzyk w połowie gardła. To było spojrzenie, które nie wywoływało paniki, a koiło będące w strzępkach nerwy.
Patrzyła na niego jak zauroczona, pogrążając się w tej zieleni coraz bardziej i bardziej, jak gdyby dookoła nie istniał żaden inny świat, a ona rozdygotana nie siedziała w wannie.
Coś ją pociągało w tym starym, mądrym spojrzeniu, przez które chwilami zamiast gniewu przebijało jakiegoś rodzaju pożądanie i subtelna wyższość.
Dopiero teraz tak głęboko i fizycznie czuła jak bliski jest jej osobie i jak głęboko w niej spoczywa. To niemożliwe do stłumienia uczucie, że należy teraz już tylko do niego a jakakolwiek walka nie ma najmniejszego sensu. To przeświadczenie, podświadome ale płynące z każdej komórki ciała, że uległość Jego słowu to jedyna słuszna droga do Jego łaski. I ta mroczna, zawoalowana obietnica która czaiła się w jego oczach jakby szepcąc, że za dobrą służbę i oddanie jest się wynagradzanym tak, że nie ma możliwości tego nijak zapomnieć.


Noc wyostrza zmysły,
wzmaga każde doznanie,
ciemność porusza
i budzi wyobraźnię,
cisza pokonuje skrupuły...




Głos słyszała wszędzie. Wokół niej, na niej i w samej duszy.
Był nieodłączny i stanowił część jej osoby.
Nieprzytomnym, rozmarzonym wzorkiem widziała jak wchodzi na pierwszy, a potem kolejny stopień marmurowej obmurówki wanny, jak pochyla się lekko nad nią i z uniesionym nieznacznie jednym kącikiem ust wyciąga w jej kierunku rękę.




Powoli, łagodnie,
noc roztacza swój splendor,
uchwyć go, poczuj,
drżąca i czuła...




Przymknięte powieki i pierwszy cichy jęk rozkoszy kiedy przesunął swą szorstką dłonią po jej policzku, palcem zahaczając o delikatną skórę ust.
Widziała w ten sposób tylko zarys jego postaci, ale obraz jaki prezentował już dawno miała wypalony w swym umyśle więc dalsze wpatrywanie się nie mogło jej dać nic więcej. Wolała zamknąć oczy i pozwolić sobie CZUĆ. To potęgowało doznania i pogłębiało ich wspólną relację.




Odwróć twarz
od jaskrawego blasku dnia,
odwróć myśli
od zimnego, nieczułego światła -
i wsłuchaj się w pieśń nocy...




Poczuła dłoń na karku, więc tylko posłusznie jak głaskany kot odgięła głowę poddając się pieszczocie zamiast drapać i gryźć. Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa gdy szorstka skóra dotknęła jej mokrej, wyrywając jej z gardła kolejny słaby pomruk i zwiększając dozę uległości Jego woli.
Śliski materiał szaty jak chłodny deszcz spłynął po jej ramionach ku dołowi, kończąc się gdzieś w okolicy kolan. Nie miała pojęcia w jaki sposób w ogóle stanęła zamiast nadal leżeć, ale gdyby nie fakt, że mocno obejmował ją w pasie to z powrotem wpadłaby z hukiem do wody. Jedną ręką wyciągnął ją z wanny stawiając bosą na zimnych kamieniach tuż przy sobie. Chłód na chwilę ją otrzeźwił, ale przesuwające się niespodziewanie wzdłuż ramion silne męskie ręce szybko stłumiły tą reakcję.
Owinął ją w pasie rękoma, pozwalając by plecami oparła się o niego i odgięła głowę na jego ramieniu. Tuż przy uchu ciągle słyszała jego wibrujący śpiew:


Zamknij oczy i poddaj się
najmroczniejszym snom!
Wyrzuć z myśli życie, które dotąd znałaś!
Zamknij oczy, pozwól
wzbić się duszy!
A zaczniesz żyć jak nigdy dotąd...




Wibracja przeszła od jednego ucha do drugiego, powodując drżenie jej ciała, teraz spoczywającego przy Jego ciele i przenikanego Jego mocą. Dłonie nadal przesuwały się po brzuchu, ku piersiom a następnie szyi.
Gorące, palące mocą palce na skórze szyi.




Miękko, zwinnie
otoczy cię muzyka...
Poczuj ją, usłysz
jak zamyka cię w sobie...




Ponownie przesunął dłońmi wzdłuż jej odzianych w satynę ramion, by po chwili musnąć nagą skórę dłoni, tak wrażliwą i spragnioną Jego dotyku. Zacisnęła dłonie w pięści sama raniąc się paznokciami. Cienkie strużki krwi popłynęły z ciała, skapując szkarłatnymi kroplami na podłogę.
Odgiął jej zaciśnięte palce, ostrożnie i czule, by po chwili przesunąć językiem po utworzonych ranach. Zapiekło, po czym tak namiętnie rozlało się spazmem po ciele że mimowolnie krzyknęła licząc tylko, że zdąży ja złapać zanim ona sama nie kontrolując już wcale swego ciała znajdzie się na ziemi.
Nadal była przy Nim.


Otwórz umysł,
uwolnij fantazję,
w tej ciemności, której wiesz, że nie pokonasz -
ciemności pieśni nocy...
Niech twój umysł zacznie odkrywać
dziwny, nowy świat!



Uchyliła oczy by móc widzieć jego reakcję, ale z powodu dominującej rozkoszy obraz i tak był zamazany. Mimo to Victoria odniosła wrażenie, że on się uśmiecha. Szelmowsko i z wyższością, ale uśmiecha.
Ulegała Jego dłoniom które obecnie posiadały jej ciało jako swą własność i nie dawały chwili wytchnienia zmysłom, by te mogły powrócić do szarości dnia codziennego. On sobie tego nie życzył. Nie miał zamiaru dzielić się swoją zdobyczą z niczym, nawet z myślami kotłującymi się w jej głowie.




Odrzuć myśli o świecie, który znałaś!
Pozwól duszy zabrać cię
tam, gdzie pragniesz być!
Tylko wtedy możesz
należeć do mnie!



Odwrócił ją nagle przodem do siebie, ciągle dociskając jej bezwładne ciało do swego, pełnego wigoru i niespożytej energii. Patrzył w jej rozmarzone, ufne i nieco przyćmione rozkoszą niebieskie oczy, nie pozwalając tym samym zerwać tego intymnego kontaktu wzrokowego, który z Jego strony sięgał najgłębszych pokładów jej duszy.
Nadal nie pozwalając na odwrócenie wzroku ujął jej ręce w swoje i ułożył tak, by ona dotykała teraz Jego.
Jej lewa ręka spoczęła na jego umięśnionym, pokrytym bliznami ramieniu, zaś prawa, prowadzona przez jego własną podążyła ku górze głaszcząc twarz wojownika i ostatecznie zaplątując się w gęste włosy.
Dostrzegł sekundę przytomności umysłu dziewczyny i potworny strach w jej oczach wywołany tą specyficzna sytuacją, ale szybko sobie z nim poradził mrucząc jej prosto do drażnionego niesamowicie przez jego włosy ucha kolejne słowa:

Nadpływa, opada
słodkie odurzenie!
Dotknij mnie, zaufaj,
poddaj się wrażeniu!
Niech zacznie się sen,
oddaj swą mroczną stronę
potędze mojej pieśni,
potędze pieśni nocy...



Jego dłonie objęły jej drobną twarz, oczy wpatrywały się w jej, a glos przycichł do smutnego, cichego szeptu.




Tylko ty możesz dodać skrzydeł mojej muzyce -
pomóż mi stworzyć pieśń...
nocy...



Upadła przed nim na kolana, kiedy nagle puścił ją dodatkowo przeszywając jedną falą niewysłowionej rozkoszy, która zaczynała się na końcach włosów i biegnąc przez całe ciało, każdy najdrobniejszy nerw i fragment, docierała do stóp całkowicie pozbawiając jej jakiejkolwiek wolnej woli i najbłahszych myśli o choćby cieniu możliwości obrony i podważania jego autorytetu.

Pieśń zakończyła się, ale w niej nadal jeszcze drgał pociągający i mroczny ton Jego głosu zagłuszający wszystkie inne bodźce płynące z zewnątrz. Nie chciała by i on zniknął jak zniknęło ciepło pochodzące od jego dużych, silnych dłoni.
Nie wyobrażała sobie jak nagle mogłaby teraz żyć bez nich. To było najgorsza tortura jaka zafundował jej odkąd się tu zjawiła. Oddałaby wszystko aby znów móc się poczuć tylko Jego i aby czuć skórę swego nowego mrocznego Mistrza pod swoimi drobnymi palcami.

Zostawił ją samotną, siedzącą na kamieniu i wpatrującą się z uwielbieniem w jego ruchy tylko po to, by już po chwili okrążenia jej wykonać nieznaczny gest dłonią i przesunąć wskazującym palcem po odsłoniętej skórze na karku kobiety.
Z satysfakcją przyglądał się jak automatycznie poddańczo zgina przed nim głowę i jak stara się nie wydawać żadnych dźwięków aprobaty, walcząc sama z sobą. Miała w sobie ducha wojownika i nie chciała poddać się aż tak łatwo, co tylko zaostrzyło Jego apetyt na ten zakazany owoc. Nie miała prawa wygrać tego starcia.
Sunący wzdłuż kręgów paznokieć, tworzący w ciele delikatne bruzdy, wyciągnął z niej dźwięk i to nie jeden. Kolejny już cichy jęk poddawanej słodkim metodom perswazji czarnowłosej dobiegł do jego uszu powodując rosnące zadowolenie. Ta specyficzna nadwrażliwość niewiasty na bodźce zmysłowe tylko ułatwiała zadanie. Mogła próbować z nim walczyć, ale oboje dobrze zdawali sobie sprawę z faktu, które tą grę wygra i dlaczego.
Pozwalał jej klęczeć przy swoich nogach, w ciszy krążąc przy niej i czasami wodząc po jej ciele czymś innym niż wzorkiem. Tak wyraźnie wyczuwał, że ona nie robi nic innego prócz bezgłośnego modlenia się o te krótkie chwile czułości.
Obraz jej takiej, poddanej wyłącznie Jego Woli i kaprysom rekompensował mu z nawiązką cały trud jaki włożył w sprowadzenie jej tutaj i przygotowanie do tego stanu.

Z wielkim wyczuciem i delikatnością powiódł po zadrapaniach i sińcach na jej twarzy, na szyi, potem na ramionach. Było ich całkiem sporo. Być może zbyt dużo.
Zadrżała ze strachu kiedy zsunął dłoń na żebra, gdyż jej umysł na chwilę rzucił jej wizję znęcającego się nad nią Malakhaiia.
Natychmiast zwinęła się w kulkę napinając boleśnie mięśnie.
Uniósł brew oczekując innej reakcji z jej strony, nie dał się jednak zbić z tropu. Palec pod brodę i po chwili tak podtrzymywana patrzyła wyłącznie na niego, zapominając o strachu.
- Biedne me dziecię, miewasz koszmary?
Spojrzała na niego z wielką trwogą w oczach. Musiał wiedzieć. Musiał widzieć wszystko. Zadrżała.

Złapał ją pod plecy i kolana podnosząc z ziemi, przerażoną i zakłopotaną.
Przeniósł ją zdecydowanym krokiem przez pokój, wchodząc za kotary łoża i kładąc na stosie materiałów. Była zbyt oszołomiona by mu uciekać, ale dość przytomna żeby szybko zwinąć się u wezgłowia i zagrzebać w materiał. Pierwszy raz dzisiaj się od niego sama odsunęła. Cały czas nie spuszczała z niego wzroku, jak gdyby teraz spodziewała się ataku albo przymusu właśnie z jego strony.
On nie spuszczał wzroku z niej.
Musiał wydobyć wszystko co ukrywała i co ją tak przestraszyło.
Kilkanaście sekund patrzenia jej w oczy i wiedział o każdym szczególe snu zesłanego przez Malakhaiia.
To musiało ją naprawdę boleć. Psychicznie i fizycznie. Malkavian potrafił być bardzo kreatywny w straszeniu swoich wrogów i w wywieraniu na nich zemsty. Poranił Apostoła zanim się do niej choćby zbliżył. Musiał być potwornie wściekły za to, że umknęła mu poprzednim razem.
Zwykle nie witał nowych gości aż tak… wylewnie.

Spokojnym ruchem przysiadł na brzegu jej łoża, zaledwie kilkanaście centymetrów od niej.
Czuł, że wraz z wracającymi wspomnieniami niemal cały czar misternie budowanego napięcia i niedopowiedzenia prysnął nagle ustępując miejsca traumie i niepokojowi. Nie mógł mieć o to żalu do kobiety, choć miał inne plany. Nie mógł tez pozwolić, by to wspomnienie przeszkodziło mu jeszcze kiedyś w realizacji jego zamierzeń.
Odsunął z zasięgu rąk ubranie które miała przygotowane do włożenia i natknął się na leżący na nim miecz, obwiązany sznurkiem.

Nim zdążył zapytać zauważył, jak kobieta wystartowała ku ostrzu łapiąc je błyskawicznie. Był dość szybki.
Wprawdzie jej ręka już tkwiła na klindze, ale jego potężna dłoń tkwiła na jej, przyciskając ją do materaca.
Szarpnęła się silnie w tył chcąc zabrać dłoń, ale tego ruchu spodziewał się dużo wcześniej. Patrzył, jak rzuciła się niczym złapana za ogon i wyjęta z wody ryba- zdeterminowana by przeżyć ale bezradna i skazana na humor tego kto ją wyłowił. Panika narastała w niej lawinowo, ale uznał, że nie może jej puścić. Zwolnił nieco chwyt i drugą ręką pogłaskał czule jej zaciśnięte do białości na mieczu palce.
Powoli, delikatnie. Głaskał skórę czekając by choć trochę zwolniła chwyt. Nie chciał zabierać go jej siłą.
Nawiązał z nią ostrożny kontakt wzrokowy, prezentując swoje czyste intencje. Podziałało i nacisk na metal zelżał znacznie. Wysunął ostrze spod kobiecej dłoni i rzucił na fotel na środku sali. Nieznacznie zmiękczył głos. Musiał ją uspokoić zanim zacznie szaleć.
- Spokojnie dziecię. Miecz nie będzie ci potrzebny w łóżku. Nie musisz się mnie obawiać.
Zaczął przyciągać ją za złapaną rękę ku sobie, w taki sposób że zmuszał ją tym do położenia się przed nim na brzuchu. Nie był w tym brutalny, wręcz przeciwnie. Był spokojny, zrównoważony acz konsekwentny. Gdy leżała przy jego kolanach przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, powodując że zamarła w obronnym ruchu i jęknęła cicho z przyjemności. Drażnił ją w tym wszystkim tylko miecz u jego pasa. Każda broń powoduje strach gdy nie ma się własnej.
Czytał w niej jak w księdze. Wiedział, że boi się jego miecza i nadal przytrzymując ją płasko jedną ręką na materacu, drugą odpiął pochwę z orężem od pasa i w ślad za jej własnym sztyletem rzucił swój miecz na fotel. Poczuł pod dłonią, że jej spięte dotąd mięśnie nieco się rozluźniają. Pozwalała mu się trzymać w takiej pozycji i nie wyrażała najmniejszego sprzeciwu. Jego dotyk w dziwny sposób był dla niej kojący. Czuła się przy nim bezpieczna i chroniona. Władcy była skłonna pozwolić na wszystko.
- Biedne, bardzo biedne dziecię. Tyle bólu i niepokoju w twej duszy. Tyle ran na ciele. Tyle złych myśli w głowie. Jak strasznie cię skrzywdzono. Ale to nic dziecię. Chodź do mnie a ja uleczę twe rany i twoją duszę.

Przeciągnął po jej plecach dłonią w taki sposób, że rozkosz rozlała się ciepłym strumieniem po ciele, łagodząc ból i przygnębienie. Nie zrobił poza tym nic więcej, czekając na ruch niebieskookiej.
Po krótkiej chwili przyciągnęła się po materiale bliżej niego, podkurczając na koniec nogi. Wpatrywała się w oblicze Władcy z jakąś niemą prośbą, szczątkowym zaufaniem i głębokim, pogrzebanym gdzieś na dnie serca smutkiem. On mógł to wszystko zmienić jednym mrugnięciem.

Ułożył dłonie na plecach kainitki i wyczuł, jak stworzenie pod nim zaczyna nagle szybciej oddychać a serce bije mu jak oszalałe.
Nacisnął lekko raz i drugi, jak gdyby planował ją wymasować, a każdy nacisk był niczym innym jak wtłoczeniem w nią dawki ciepłej, przyjemnej energii. Victoria zaczęła się wić pod jego dotykiem i mruczeć wyraźnie.
Uśmiechnął się sam do siebie i nagle przewrócił ją na plecy, tak że jej twarz choć oddalona od niego gdyż leżała w pościeli, nadal była doskonale widoczna.
Chciał móc śledzić każdy jeden jej gest, mimikę, obserwować jak zmieniają się jej rysy i jak mruży oczy gdy jęczy zadowolona. Planował także tak załatwić sprawę, by skłonić ją do głębokiego krzyku ekstazy będącego muzyką dla jego uszu.
Skoro już musiał się nią zająć i pomóc jej w problemie, to sam chciał czerpać z tego jakąś przyjemność, a bardzo dawno nie słyszał tego typu odgłosów z ust kogokolwiek. Dzisiaj uparł się że je usłyszy od swojej nowej sługi.

Szorstkie dłonie Celta znalazły się na jej skroniach dając natychmiastowe uczucie odprężenia. Zmrużyła oczy i spod przymkniętych powiek patrzyła w zielone oczy swego Władcy, teraz pełne zadowolenia i jakiejś mrocznej radości. Odruchowo uniosła rękę, nieśmiało i z wielkim wahaniem dotykając nią dłoni wojownika. Uśmiechnął się nieznacznie kącikiem ust, pogłaskał ją po jedwabistych włosach po czym zdecydowanie odłożył jej rękę wzdłuż ciała, odcinając się tym od dotyku kobiety. Chciała zapytać dlaczego o zrobił, dlaczego nie pozwolił się dotknąć skoro wcześniej pozwalał, ale palec mężczyzny na miękkich wargach skutecznie zamknął jej usta.
Zrozumiała, że ufnie musi mu pozwolić się prowadzić i brać to co sam jej daje, czymkolwiek by było.
Dłonie przesunęły się ku jej szyi, aby zaraz po tym wrócić z powrotem na miejsce, po drodze wyszukując ranek i obtłuczeń. Jedna znajdowała się tuz przy łuku brwiowym - Victoria poczuła jedynie przyjemne mrowienie kiedy pod wpływem dotyku Władcy rana się zarosła. Bez większych uniesień zaleczył także otarcie na prawym policzku oraz siniaka w okolicach szczęki. Dopiero zraniona warga dała mu tego czego pragnął.
Urywany krzyk rozkoszy przeciął cisze panującą w komnacie kiedy Jego palce dotknęły spowodowanej uderzeniem rany na wardze dziewczyny. Nieświadomie wyrwała mu się wyginając ciało w łuk i dysząc ciężko. To uczucie było nieporównywalne z żadnym innym do tej pory i nie pozwalało leżeć bez ruchu i nie reagować.
Złapał ją i ponownie ściągnął na dół, wnikliwie przyglądając się reakcji. Jeszcze dłuższą chwilę oddychała niespokojnie nim zdołała się uspokoić.
- Jakaś ty wrażliwa i wyczulona, moje dziecię- rzucił z nutką rozbawienia i lekkiej kpiny, po czym powędrował palcem na kolejne zadrapania. Na szyi miała ich dużo, choć były drobne. Zaleczył je błyskawicznie.
Wyczuwała jak Jego dłonie wędrują po jej drobnych ramionach, roznosząc ciepło i dając skurczonym mięśniom odprężenie. Pomrukiwała lekko mając zamknięte oczy.
Sytuacja drastycznie zmieniła się kiedy ręce czarnowłosego powędrowały niżej, w okolice brzucha i bioder dziewczyny. Władca przypomniał sobie, że wedle snu powinna tam mieć mocno potłuczone kości, tak samo jak uszkodzony miała bark. Wykonał gest jakby rozcierał coś między dłońmi, po czym kolistym ruchem przejechał wzdłuż kości łonowych.
Krzyk był głośny i wyraźny, przesycony ekstazą i spełnieniem. Gdyby jej nie złapał w porę i nie docisnął do podłoża wyrwałaby mu się i zapewne spadła z łóżka robiąc sobie krzywdę. Trzymał ją mocno jedną ręką na poduszkach, drugą masując okolice bolących kości, zaś Ventrka wiła się pod nim, zaciskając dłonie na materiale pościeli i wyjąc wręcz z przyjemności.
- Panie...
Niezauważalny uśmiech na ustach uzdrowiciela.
- Panie mój…- tym razem słowa aż wibrowały od tłumionego pożądania i błogości.
- Nic nie mów Apostole, tylko CZUJ. Poddaj się mrocznej pieśni nocy płynącej z mego wnętrza, poddaj namiętności której jestem źródłem. Chłoń to uczucie, chłoń energie którą cię obdarowuję lecząc twe ciało. Pozwól swoim myślom na swobodne dryfowanie w przestrzeni i umożliw im spokojne odejście bez zadręczania cię wspomnieniami. Ulegnij mojej mocy, tej słodkiej tajemnicy sił życia która sprawia, że świat odradza się a organizmy żywe rozkwitają. Pozwól sobie pomóc i ukoić twą zranioną duszę moją muzyką.
Subtelne, wysmakowane ruchy gdy Jego ręce znów płynęły ku górze muskając w trakcie jej unoszący się wraz z nierównym, pospiesznym oddechem brzuch, twarde teraz piersi czy dopiero co rozluźnione ramiona.
Palcami zasunął jej powieki, by nic nie widziała, ostatecznie układając rękę na wysokości trzeciego oka. Poczuła, jak jego świadomość wnika w nią i odruchowo zaczęła stawiać opór i tworzyć bariery. Bardzo dbała o swój umysł i jego niezmącony spokój.
Ciche, ale jednoznaczne słowa reprymendy:
- Nie walcz ze mną dziecię i nie stawiaj niepotrzebnego oporu, bo przebijanie się przez bariery będzie cię bardzo bolało. Daj mi dostęp do tego snu i twych wspomnień, a one już nigdy nie będą cię tak przerażały. Choć nie wymażę ci ich całkiem byś miała je za przestrogę, to dostroję je tak, ze będą jeno suchymi faktami pośród setek innych. Otworzyła przed nim umysł, oddając mu się w pełni we władzę i opiekę. Wniknął w nią ale to nie było nieprzyjemne. Wiedziała, że czegoś tam szuka, ale nie była w stanie określić czego. Już po chwili złe senne wspomnienia jeden po drugim zaczęły przygasać i przestawały straszyć swoją realnością.

Władca wycofywał się z jej głowy, kiedy na sam koniec zauważył jeszcze jedną osobę, o której Victoria śniła i na której jej zależało, a tamta miała na nią niebagatelny wpływ. Nazywała go Karol Banach i słuchała w tym co on mówił. Był dla niej wykładnią, świętą księgą postępowania i drugim sumieniem. Pan nie mógł tak tego zostawić skoro sam planował zająć tą pozycję. Konkurencja nie wchodziła w grę a obiecał jej nie zabijać jej ludzi jeśli mu ulegnie. Po krótkiej analizie na kilka sekund zagłębił się jeszcze we wspomnienia związane z tym Tremerem. Gdy otworzył oczy i w pełni wrócił do ciała był pewien jednego- nie tylko koszmaru Malakhaiia Victoria nie będzie tak jaskrawo pamiętała po tej nocy.
Nawet nie wyczuła tej zmiany.

Leżała spokojnie u jego kolan, oddychając miarowo i zapadając w spokojny, przyjemny sen który dla niej zaplanował. To było zwieńczenie terapii. Odpoczynek.

Zaczekał aż zaśnie głęboko i dopiero wówczas opuścił powoli jej łoże, na pożegnanie podkładając jej jeszcze pod głowę poduszkę i spuszczając kotary niczym zasłonę milczenia na niektóre sprawy. Nawet nie drgnęła gdy zabrał z fotela swój miecz i po prostu rozpłynął się w powietrzu pozostawiając ją samą pogrążoną we śnie.

Najwyraźniej drzemka była jej potrzebna dużo bardziej niż mogła wcześniej uważać.


Cdn...