AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Witamy w Piekle




Komnata tonęła w mroku kiedy wszedł do niej ciągnąc za sobą swego więźnia.
Chybotliwe płomienie pochodni rzucały na kamienne ściany delikatne refleksy, ożywiając cienie i wydłużając je do nienaturalnych rozmiarów. Ich mistyczny taniec wolności zakłócany był jedynie przez dwa inne, większe od nich i bardziej ostre rzucane przez przebywające w sali postacie.
Mniejszy cień upadł po chwili zlewając się z ciemnością podłogi, by już w kilka sekund później zostać pochwyconym przez większy i pociągniętym do góry, który złapał go w swe ramiona i trzymał blisko nie pozwalając uciec. Niewiele później drobniejszy cień zlał się z łóżkiem na które upadł, a większy skoczył za nim. Świadkiem tego były tylko nagie ściany, zimne kamienie i cisza.


*****

Jego dłoń owinęła się wokół jej talii niczym macka, kiedy popchnięta upadała na łoże. Gdy tylko dotknęła plecami rzuconych na kamienną ramę mebla poduszek, on od razu znalazł się na niej. Wyjął z jej dłoni prosty kawałek stłuczonego lustra którym planowała się bronić i odrzucił daleko pod ścianę, zdecydowanie poza pole zasięgu któregokolwiek z nich.
Przycisnął ją mocniej do posłania, łapiąc za ręce i unosząc je na wysokość głowy, a następnie rozkładając na boki. Nie miała już sił by się bronić- po tym jak kilkanaście razy uderzył nią o ścianę miała wybity bark i pęknięte żebra. Walka z nim oznaczałaby dalsze urazy i jeszcze więcej bólu.

Jęknęła boleśnie przy przemieszczeniu rąk- to naruszało stabilność barku. Zerknął na nią przelotnie, z kpiącym uśmiechem w kąciku ust. Zapalił papierosa siedząc na niej okrakiem. Musiał sięgnąć po niego na bok, więc zaciskając kolana na jej tułowiu wyciągnął się po niego do płaszcza.

Z jej gardła dobył się następny jęk bólu, tym razem spowodowany miażdżeniem przez nogi połamanych już żeber oraz wbijaniem ich w organy wewnętrzne. Nie zwrócił na to uwagi. Siedział na niej nadal zaciągając się i relaksując po minionym starciu. Widziała jak z tej pozycji przygląda się jej z wyższością i pogardą, planując co z nią zrobi gdy tylko skończy palenie.

Wyrzucił peta i pochylając się złapał za materiał rytualnej szaty którą miała na sobie. Myśl o przeprowadzeniu rytuału umożliwiającego ucieczkę z tej dziedziny wydawała się teraz bardzo odległa i nierealna. Po to przecież wkładała togę. Wierzyła w sukces i w siebie.
Szarpnął za rękaw chcąc go rozedrzeć. Aksamit jednak nie poddaje się łatwo.
Drugie szarpnięcie spowodowało rozejście się materiału. Drogocenne, ręczne złote hafty pruły się jak jeden w akompaniamencie rozdzierającego krzyku dziewczyny. W furii pociągnął za rękaw tak mocno, że wyrwał jej rękę ze stawu.
Łzy szkarłatną smugą ciekły po twarzy drobnej kobiety łącząc się ze smużką krwi płynącą z ust, zaś niemal bezgłośne błaganie z ust czarnowłosej docierało do uszu coraz bardziej uśmiechającego się napastnika.

Nie robiło na nim najmniejszego wrażenia to, że coraz mocniej ją rani i coraz dotkliwiej. Nie słuchał cichego szlochu i słów prośby. Nie zauważał łez i złego stanu w jakim była Zasługiwała na karę, a on był przykładnym egzekutorem.

Zdzierał z niej resztę aksamitnego płaszcza, mocując się z nim, a wreszcie używając pazurów. Szpony zagłębiały się to w materiał, to w ciało kainitki, tnąc je niczym mięso na obiad. Wokół było coraz więcej krwi, której odurzający zapach drażnił nozdrza wampira powodując Głód i jeszcze bardziej bestialskie zachowania.

W niedługi czas po tym leżała pod nim naga i pokaleczona, oddychając ciężko gdyż jedno z żeber przebiło płuco. Krew z ran wsiąkała w pościel plamiąc ją całkowicie. Wkoło było już od niej mokro, gdzieniegdzie spotkać się dało pojedyncze krople na kamiennej podstawie.
Pogarda nie znikała z jego twarzy gdy brutalnie w nią wszedł, wyrywając kolejny krzyk z jej zdartego gardła. Zamilkła gdy ostentacyjnie uderzył ją w twarz.


***

Kolejny potok krwi wypłynął z ciała kobiety, dręczonej przez szalonego wampira.
Spłynął z jej okaleczonego ciała na kamień, mieszając się z zakrzepłą już vitae, wsiąkając w poduszki, a miejscami cieknąc po kamiennych ornamentach łoża.
Każda jedna spływająca kropla zataczała kręgi na misternych zdobieniach, wypełniała rzeźbione mozolnie rowki i zakamarki, nadając im subtelny kolor czerwieni i podkreślając każde załamanie, nierówność i szczegół. Zaschła w kilku miejscach tworzyła piękny, misterny trójwymiarowy obraz, który dzięki zróżnicowanemu kolorowi nabierał ostrości i wyrazu, niedostępnego wcześniej dla jednolitej szarości.
Cienie na ornamentowanej powierzchni, powstałe poprzez migotliwe światło pochodni, uzupełniały ten subtelny obraz, nadając mu pozory życia i ruchu.
Sztuka sama w sobie.


***

Wykrwawiała się całkowicie kiedy brutalnie ją gwałcił, czasem raniąc pazurami i nie wykazując nawet elementarnej delikatności czy ostrożności.
Robił to złośliwie, jako formę wyrafinowanej zemsty za to, że próbowała się przeciwstawiać i walczyć. Dobrze zdawał sobie sprawę, że rany jakie jej zadaje- o ile planował zachować ją przy nie-życiu- będą się goiły przez długi czas i nie będą łatwe do zregenerowania.

Głupio zrobiła że wyszła z pokoju który oddał jej Władca. Poza nim to on miał władzę nad jej życiem i śmiercią. Taka była umowa.

Ostre pchnięcia i zaciśnięte na jej ramionach do białości ręce szarowłosego wykończyły doszczętnie jej zmaltretowane ciało, pozbawiając je niemal zupełnie krwi i siły.
Gdyby tego było mało czuła, że chyba pękła jej kość w udzie pod wpływem jego brutalności i znęcania się. Nie mogła się regenerować bo nie miała krwi, a rany były zbyt ciężkie.

Była już zbyt wycieńczona by móc choćby płakać. Chwilami wydawała tylko cichy jęk albo suchy szloch, w którym pobrzmiewała zupełna rezygnacja. Złamał ją psychicznie i fizycznie, po tym pragnęła już tylko ukojenia w ramionach śmierci.

W końcu rzucił nią na łóżko wypuszczając z rąk i kończąc gwałt oraz tortury. Przyjrzał się swemu dziełu leżącemu na poduszkach jak kawał mięcha. Był zadowolony z tego co zrobił- to powinno nauczyć ją karności, uległości i milczenia. Teraz kilka razy zastanowi się zanim choćby pośle mu nieuprzejme spojrzenie, nie wspominając o rzuceniu wyzwania.
Skrzyżował z nią wzrok, aż ta opuściła oczy.
- Dobij .
Cichy, ledwo słyszalny, ale nadal miękki głos kobiety zwrócił jego uwagę.
- Dobij, proszę.
Kilka nut rozpaczy więcej. Uśmiechnął się jak mógł najsłodziej, delikatnie gładząc wierzchem dłoni jej załzawioną twarz.
- Oh nie moja mała, moja najsłodsza. Jeszcze długo nie pozwolę ci umrzeć, nie martw się o to. Nie odejdziesz tak prosto jakbyś chciała. Zmuszę cię byś mi służyła, w tej czy w innej postaci. Jako wampir, jako duch, jako cokolwiek. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, zapewniam cię.
Pochylił się całując czule w usta i zlizując krew. Robił to długo i delikatnie.
- To dzisiaj było zaledwie pierwszą lekcją służby u mnie. Jak będą wyglądały kolejne zależy już tylko od ciebie. Jestem bardzo elastyczny na propozycję... Bardzo. A teraz moja piękna pani, pozwól że pożywię się po tej ciężkiej pracy twoją słodką vitae...

Poczuła jak zagłębia zęby w jej szyi, jak ogarnia ją błogość i ciepło. Nie miała w sobie więcej niż pół litra krwi, ale nawet nie próbowała stawiać oporu. Przymknęła oczy i w ciszy komnaty usłyszała tykanie zegarka który miała na ręce.
Była coraz bardziej senna a ciepło ogarniało ją całą.
Tyk, tyk, tyk...
Zadowolony pomruk Malakahiia, którego końcówki jasnych włosów tkwiły teraz w kałużach jej krzepnącej krwi barwiąc się na szkarłat.
Tyk...
Coraz cichsze, już niemal niesłyszalne. Już prawie jej tu nie było. Prawie nie bolało. Prawie.

Ty...
I ciemność.



Cdn...