|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Fantom
(z serii "Nowa Ewangelia", będącej kontynuacją sagi "Poza świadomością").
Victoria odruchowo szarpnęła się gdy ją przypinał, po czym zaczęła wierzgać na tyle, na ile tylko mogła będąc przyszpiloną do łóżka i niemal całkiem związaną.
Malakhaii niewiele robił sobie z jej nieudolnych prób oporu- siedział w najlepsze na brzuchu kainitki, próbując całkiem ją unieruchomić. Kiedy leżała pod nim zupełnie bezbronna Malkavian uśmiechnął się z zadowoleniem, po czym roztargał na początek prawy rękaw bluzki.
Nachylił się nad jej roztrzęsionym ciałem, po czym zaczął uważnie przyglądać odkrytemu kawałkowi. Musnął obnażone ramię palcem, wybrał jedno miejsce na przedramieniu po czym zaczął coś mierzyć, oglądać pod różnymi kątami i kombinować.
Niedługo po tym rozszarpał też drugi rękaw i czynności powtórzył.
Bawił się z nią nieco, suwając paznokciami po nagich ramionach i rysując nimi jakieś skomplikowane wzory i motywy. Zrzucił z siebie płaszcz, pozwalając mu opaść na ziemię.
Ventrka miała okazję zauważyć, że wbrew temu co myślała wcześniej Malakhaii był całkiem nieźle wysportowany i umięśniony. Zdjął aksamitną koszule, zostają w samej koszulce i w licznych wijących się na jego ciele tatuażach. Dało się z tego pogmatwanego obrazu wyodrębnić co najmniej kilka poszczególnych scen, z których jedną był Malakhaii klęczący przed wysoką postacią odzianą w czarno-bordowe szaty i z obsydianową maską na twarzy. Na ramionach wampir wytatuowane miał liczne napisy w starożytnych językach- połowy Victoria w ogóle nie znała. Jednym z tych, które zdołała odczytać było "Służba czyni wolnym".
Poniżej, na przedramieniu, znajdował się wzór, który wyjątkowo przykuwał uwagę. Było w nim coś prastarego i niepokojącego. Księżna wpatrywała się w niego z pewnego rodzaju przerażeniem, jak gdyby jej podświadomość wysyłała jakieś ostrzegawcze sygnały. Znak ją hipnotyzował i przyciągał, powodował, że pogrążała się w swych myślach i zatracała w szaleństwie, nie mogąc skupić na niczym innym.
Z otępienia wyrwało ją szarpnięcie- kainita brutalnie podciągnął jej z brzucha materiał bluzki. Victoria krzyknęła.
- Milcz.
W jego głosie nie było żadnej serdeczności, ale jasne żądanie.
- Co ty chcesz zrobić Malakhaiiu? Przestań proszę.
- Zrobię to co powinno być zrobione. Nie chcesz współpracować i być posłuszna moim uprzejmym prośbom, więc zamiast marnotrawić siły na czcze gadanie zrobię coś co zawsze już będzie ci przypominało do kogo należysz i kto może ci rozkazywać. Taka mała pamiątka od nauczyciela.
Nie spuszczając wzroku z coraz mniej spokojnej Ventrki Makavian wyjął z kieszeni leżącego na ziemi płaszcza niewielką, metalową skrzyneczkę w której jak się okazało, znajdował się skalpel i masa dziwnych igieł.
Wziął nóż w prawą dłoń, po czym przysunął do kajdan i nadgarstków dziewczyny. Szybkim, fachowym cięciem podciął jej żyły.
- Nie pozwolę ci się teraz regenerować. Kara za brak komunikatywności względem wychowawcy musi być. Później już nie zdołasz nic z tym zrobić, więc całość ci zostanie.
Dziewczyna w przypływie paniki zaszlochała krótko. Nadal nie miała pojęcia o co mu chodzi, ale martwił ją fakt, że potrzebuje do tego noża, nagiego ciała i nie wykluczone, że jeszcze jakichś akcesoriów ze skrzynki.
Dłonie wampira spoczęły na brzuchu Victorii- zaczął głaskać delikatną skórę myśląc nad czymś intensywnie. Z rzutu okrucieństwa i sadyzmu płynnie przeszedł teraz do czułości i delikatności. Najwidoczniej jeśli chciał potrafił być całkiem miłym facetem.
- Malakhaii...
Brak reakcji.
- Malakhaii...
Głos Victorii zaczął się łamać. Chciała odciągnąć wampira od potencjalnie dla niej niebezpiecznych pomysłów. Liczyła, że mimo wszystko zdoła go zagadać, skierować na inne tory i zając myśli czymkolwiek poza ciałem i nożem.
- Prosiłem byś milczała jeśli mam teraz pracować. Czas na rozmowy był wcześniej. Nie przeszkadzaj mi w pracy bo będzie bolało. Właściwie to i tak będzie bolało, więc zasadniczo masz niewielki wybór.
Niemal czule przejechał skalpelem po jej żebrach- tak, aby poczuła metal, ale nie nacinając skóry. Jeszcze nie czas by ją pociąć. Za wcześnie na przemoc, w obecnej chwili wystarczy się poznęcać psychicznie.
- Wolisz zmieć wzorek wycięty czy wytatuowany?
- Malakhaii, proszę cię, przestań. Jeśli naprawdę chcesz mnie zmusić do współpracy to nie w ten sposób na Kaina.
Krzyknęła kiedy ostrze przeszło przez miękkie ciało na brzuchu. Wampir wyjął nóź i go oblizał.
- Kiedy ja wcale nie chce namawiać cię do zażyłości, jeśli sama nie widzisz takiej potrzeby. Mam za to zamiar nauczyć cię szacunku i poszanowania dla hierarchii, która w tym przypadku jest niesamowicie prosta: Na szczycie jest Mistrz, po jego prawicy jestem Ja, a ty możesz co najwyżej leżeć u naszych stóp i mieć nadzieję, iż któryś z nas zdąży zwrócić na ciebie uwagę nim cię rozdepcze. Odrzucanie mej przyjaźni nie było mądre.
- Nie odrzucałam twej przyjaźni, naprawdę. Ja po prostu się ciebie boję i boje się odzywać. Wolę najpierw wysłuchać Twych zasad niż nieświadomie je złamać i Cię obrazić.
Coraz więcej paniki w jej głosie działało na niego jak balsam. Kochał wzbudzać strach i respekt, szczególnie u silnych osobników do których się zaliczała. Uwielbiał gdy przed nim drżeli.
- Gdyby to co mówisz było prawdą, czułbym się zaszczycony twą opinią. Obawiam się jednak, że teraz powinienem czuć się urażony i to jeszcze bardziej niż przedtem, gdyż do twego milczenia doszło teraz jeszcze kłamstwo. Już wolałem, jak tylko milczałaś.
- Ja naprawdę...
- Kłamiesz. I oboje to wiemy. Kłamiesz mówiąc że nie chcesz mówić jedynie dlatego, by mnie nie urazić. Ty milczysz bo nie chcesz ze mną rozmawiać. Owszem, boisz się mnie. Ale nie z szacunku, tylko z powodu tego co ci zrobię.
Drugie głębokie cięcie zajęło miejsce tuż obok pierwszego. Vic tylko cicho pisnęła. Nie potrafiła nijak go podejść.
Wyjął igłę. Jedną, drugą, dziesiątą... Setki igieł, z których każda na górze była zakończona maleńkim zbiorniczkiem.
Po kolei zaczął wbijać je w ciało na brzuchu, jedną obok drugiej, a każdą ledwo pod skórę. Bolało, szczególnie że odległości między nimi wynosiły góra po milimetrze.
Kainitka już nawet nie próbowała się rzucać i przeciwstawiać, bo bała się czegoś jeszcze gorszego niż to w zamian za impertynencje, jak on to określał. Przeceniła swe zdolności empatyczne próbując mierzyć Malakhaiia ludzką miarą. W nim nie było już nic z człowieka.
- To są igły do tatuażu mojej własnej konstrukcji- ciągnął monotonnie gdy wbijał kolejne- Umieszcza się je wszystkie na odpowiednich miejscach, a potem przez zbiorniczki tłoczy barwnik zmieszany z kwasem, by ten mógł utrwalić wzór. To dobry kwas, odporny na regeneracje, więc nie masz się co obawiać że moje dzieło wyparuje.
W jej ciele tkwiło już co najmniej kilkadziesiąt kawałków metalu, a Malkavianowi ciągle było mało.
- Co chcesz żebym zrobiła byś przestał?
- Nic. Ja nigdy nie przerywam tego co raz rozpocząłem. Mnie nie da się odwieść od podjętej decyzji.
W sali zrobiło się chłodniej, powstał ruch powietrza jakby coś otworzyło nagle drzwi i weszło. Kobieta była do tej pory już tak wystraszona, że nie zwróciła uwagi na ciche skrzypnięcie zamykanych drzwi. Malakhaii był zbyt zaaferowany pracą by się tym przejmować. Żadne z nich nie dostrzegło, ze mają gościa.
- Jesteś potworem gorszym niż twój mistrz, Malakhaiiu. Nawet On kiedy zostanie poproszony potrafi przerwać bezsensowną przemoc. Chcesz być taki jak On, ale nie masz dość inteligencji i charyzmy by twój strach miał podłoże nie tylko w przerażeniu wroga, ale i w jego szacunku. Nigdy nie będziesz przywódcą. Bycie władcą to tylko kwestia siły przebicia, ale aby być przywódcą potrzeba zdolności, inteligencji i wyrozumiałości dla swych ludzi.
Furia Malakhaiia osiągnęła apogeum, Zamachnął się na kobietę z niesamowitą siła, gotów urwać jej głowę albo zmiażdżyć kręgi, ale coś zatrzymało jego cios tuz nad ciałem ofiary.
- Opuść rękę i odepnij ją.
Głos który rozległ się w sali był jedwabisty, chłodny i wyrazisty. Nie było w nim emocji, za to była subtelna sugestia wyższości i siły.
Victoria otworzyła oczy i uniosła się na tyle, na ile zdołała, chcąc dojrzeć skąd dochodzi tak dobrze jej znany głos Władcy. Nie zdołała go jednak namierzyć, musiała za nisko leżeć.
Malakhaii odwrócił się do tyłu, w kierunku drzwi, po czym pochylił głowę w służalczym geście.
- Panie mój...
Wampir pospiesznie zszedł z brzucha nowego Apostoła, woląc nie czekać na powtórzenie rozkazu. Skłonił się jeszcze raz temu czemuś, co stało po drugiej stronie sali, po czym pospiesznie zaczął rozpinać kajdany. Był w tym tak perfidny, że szukał jakiejś luki w poleceniu. I znalazł.
Nachylając się by rozkuć jej drugą rękę z premedytacją nacisnął swym ciałem na igły, sprawiając, że wbiły się głęboko w ciało, jak miniaturowe, liczne ostrza. Musiały być nie czyszczone od dawna, bo powodowały niesamowite pieczenie i ból przy najmniejszym ruchu. Podnosząc się złośliwie docisnął je raz jeszcze, wywołując rozpaczliwy krzyk cierpienia ze strony swego więźnia.
Cos odrzuciło wampira dobry kawałek od niej.
- Nie kazałem ci jej torturować tylko rozkuć.
Malakhaii nie rzekł już słowa, zaś igły wbite teraz po zbiorniczki w brzuch Vic zaczęły nagle same wypadać, nie powodując żadnego dodatkowego bólu. Nawet te, które były pokrzywione od nacisku wychodziły płynnie. Po dwóch minutach wszystkie leżały porozrzucane na ziemi, a z utworzonych po wyjęciu ran ciekła krew.
Kiedy już igły wyszły z jej ciała Victoria podniosła się ciężko na łokciach. Z upływu krwi kręciło się jej w głowie i opanowywała nieodparta pokusa zapolowania. Co z tego, że Malakhaii wcześniej ją napoił, skoro przez jego zabawę całą krew straciła, wskutek obrażeń i nieudanej ich regeneracji.
Pomimo szczerych chęci nie była w stanie wyleczyć dziur po igłach. Musiały być czymś skażone już wtedy gdy je wbijał. Nie mając zbyt wielkiego pola manewru, postanowiła zarzucić ideę leczenia na rzecz szybszego załatwienia obecnej sytuacji.
Z niemałym bólem podciągnęła się do pozycji siedzącej zyskując tym widok na całe pomieszczenie. Ten, od którego pochodził głos, stał dokładnie naprzeciw niej- dzieliła ich tylko, albo aż- szerokość sali. Opierał się o filar i wpatrywał w swe sługi. Wydawał się być niczym więcej niż gęstszym cieniem i tylko dwa rubinowe punkty na wysokości oczu mogły świadczyć o tym, że dziwne poczucie czyjejś nadnaturalnej obecności nie jest jedynie wytworem przerażonego i zmęczonego umysłu.
Po dłuższej chwili uważnej obserwacji Władca ostatecznie przeniósł wzrok na leżącą Victorię. Dziewczyna zdążyła do tej pory obciągnąć na brzuch częściowo potarganą już bluzkę, zasłaniając tym samym zakrwawione ciało. Nie bardzo wiedziała którego z mężczyzn powinna teraz bać się bardziej.
- Wstań i chodź ze mną- beznamiętny głos skierowany do jej osoby, Władca otwierający drzwi pokoju i przemierzający zdecydowanym krokiem ponury, zimny korytarz twierdzy.
Kainitka niewiele myśląc rzuciła się za nim w panicznej ucieczce przed ewidentnie wściekłym Malkavianem, który wpatrywał się w nią z żądzą mordu w oczach.
Dogoniła idącego Władcę w czasie, który ludzie przeznaczają na mrugnięcie. Zaskoczyło ją potężnie, że znów może używać dyscyplin i przychodzi jej to z tak wielką łatwością. Nie śmiała jednak o to pytać, ani nie śmiała zrównać kroku z mężczyzna przed sobą. Wyhamowała kilkadziesiąt centymetrów za nim dostosowując prędkość marszu do jego prędkości, jednocześnie stale utrzymując między nimi dystans.
Dyskretnie rozejrzała się po kamiennym, ciemnym korytarzu. Wydawał się być jak labirynt- długi, rozgałęziający się i ekstremalnie identyczny w każdym punkcie. Jedynym elementem mogącym dawać jakąkolwiek orientację w terenie były nieliczne, podwójne pochodnie rozświetlające ciemności tylko na tyle, by przechodzący nie potykał się o własne nogi.
Idący przodem Pasożyt pozornie nie zwracał na nią uwagi, adeptka wyczuwała jednak, iż cały czas śledzi kroki które ona stawia i pilnuje, aby mu gdzieś nie zginęła bądź nie próbowała umknąć korzystając z pozornej okazji.
Ostatecznie zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami. Zaczekał krótką chwile by zdążyła dołączyć, po czym pchnął wrota wchodząc do środka.
Księżna rozejrzała się nerwowo po obu stronach korytarza, by zaraz po tym wejść za nim. Stojąc w progu zlustrowała resztę pomieszczenia.
Komnata była równie wysoka jak ta Malakhaiia i podobnie do poprzedniej zbudowana z litego kamienia, całkiem jakby wykuto ją w skale. Zresztą kto wie, może tak właśnie było?
Kilkudziesięciometrową powierzchnię zajmowało duże, również wykute z kamienia łoże (przykryte spora ilością wyglądającej na bardzo miękką pościeli), okrągła wbudowana w podłogę wanna z podwyższonymi brzegami, następnie leżący naprzeciw drzwi kamienny kominek, dalej szafa, kilka regałów z książkami, drewniane biurko z fotelem i zajmujące całą jedną ścianę lustro. Monotonie szarości przerywała tam tylko wielobarwna, mieniąca się pościel, nieco cieplejszy odcień mebli, dwa aksamitne, fioletowe fotele sprzed kominka i ogień buzujący w palenisku. Za źródło światła jak zawsze służyły pochodnie- widać w tym wymiarze słowo elektryczność było abstrakcją.
Victoria wyszukała postać nowego Mistrza, skrytą znów pośród cieni pokoju, i bez ruchu czekała na dalsze polecenia, bojąc się okazywać jakąkolwiek niezależność. Pozwolił jej potrwać trochę w niepewności, po czym skinął zapraszając do wejścia. Wślizgnęła się w ciszy, zamykając za sobą drewniano-stalowe wrota. Zauważyła, że wyposażone są w ciężką zasuwę. Od razu całość tego "domu" skojarzyła jej się z kompleksem należącym do Asterotha. Ten sam styl i sposób budowania.
Odkąd wyszła z pościeli trzęsła się z zimna- temperatura w pomieszczeniu była dużo poniżej dwudziestu stopni. Stawiała na jakieś 7-10o, podczas gdy w elizjum nigdy nie pozwalała, by ta spadała poniżej 22o. Taka zmiana była dla niej wyraźnie odczuwalna, zaś brak krwi powodował, że nijak nie mogła ogrzać ciała. Rany paliły, a Głód się nasilał.
Kusił ją kominek, gdzie było najcieplej, ale nie robiła nic poza oczekiwaniem na kolejne dyspozycje.
- Możesz tam usiąść. W prawym fotelu. I zawiń się kocem jeśli nie chcesz zamarznąć.
Nie czekała aż się rozmyśli, tylko pospiesznie zajęła wskazane jej miejsce, przedtem owijając się znalezionym na fotelu grubym, ciężkim aksamitem. Miał niewyraźny zapach jakichś ziół i był bardzo przyjemny. Zmrużyła oczy dając sobie choć kilka kradzionych sekund wytchnienia.
Nawet przy zamkniętych oczach wyczuwała, że Władca spaceruje po pokoju, krążąc wokół niej niczym sęp nad padliną. Zmysły miała cały czas wyostrzone, zmiany temperatury świadczące o tym gdzie się przesuwa ciągle były dla niej wyczuwalne. Stanął za jej plecami, ręce układając na oparciu fotela. Były cieplejsze niż otoczenie.
Wyobraziła sobie krew nadającą ciału ciepło- niemal instynktownie wyrwała się do dłoni chcąc zatopić w niej zęby. Gdy uświadomiła sobie co robi, leżała z powrotem na fotelu dociskana do niego niewidzialną siłą. Ogarnęło ją przerażenie tak silne jak nigdy wcześniej- w gardle utknęła wielka kula, a ciało samo zaczęło drżeć. Rzuciła się na Władcę- w Szale, ale rzuciła. A On ją za to teraz zabije.
Czekała na decydujący cios, trzęsąc się wyraźnie.
- Nie mam zamiaru cię zabić za atak który nie był świadomym działaniem. Gdybym za każde najmniejsze przewinienie karał swe sługi śmiercią to nie miałbym do tej pory już żadnych.
Jego wyrozumiałość ją zaszokowała. Nie spodziewała się ze strony takiej istoty jakiejkolwiek wyrozumiałości czy zrozumienia dla pośledniejszych tworów. Czyżby pomyliła się aż tak głęboko, że pozwoliła się opętać nienawiści którą wmówił jej Snake i Goratrix, a która niekoniecznie była prawdziwa? Jeśli Władca był zdolny do tego by darować komuś zamach na niego, to nie mógł być tak do końca zły i zepsuty jak jej wpajano. Gdyby był tym, za kogo go przedstawiano, to nie zareagowałby na wyczyny Malakhaiia, a teraz by ją zabił. Zaskoczył ją w obu przypadkach.
- Ja nie chciałam. Ja naprawdę nie chciałam.
- Wiem o tym, co chcesz a czego nie. Teraz jesteś ze mną połączona. Wiem, że atak był odruchem, nie zamiarem. W przeciwnym razie nie darowałbym ci tego. Polujesz, bo jesteś głodna, a Głód to zły doradca. Malakhaii się obraził więc nie masz co liczyć że przyniesie ci w najbliższym czasie cokolwiek zdatnego do zjedzenia. Pozostały ci dwie możliwości: albo głodować, czekając na zmiłowanie i poprawę nastroju wampira, albo już na spokojnie i z szacunkiem powrócić do mojej ręki, odrzucając strach przed bólem na rzecz nieskończonej potęgi.
Propozycja Władcy wstrząsnęła nią. Była zarówno nęcąca jak i obrzydliwa. Kusiła ją, kusiła potęgą i poczuciem sytości, a odrzucała zepsuciem i demoralizacją. Stawiała między młotem a kowadłem, między cierpieniem z pragnienia a spokojem myśli. Czasu na rozważenie wszystkich za i przeciw- nie było. Musiała podjąć decyzję natychmiast.
- Chcesz pić czy jednak wolisz mi odmówić?
Skinęła głową twierdząco.
- Chcę Panie.
Wyczuła zadowolenie w istocie górującej nad nią.
- Oczywiście zdajesz sobie sprawę z efektów ubocznych i konsekwencji jakie niesie ze sobą picie ze mnie? Rozumiesz fakt, że coraz bardziej moja stajesz się z każdym łykiem i coraz silniej jesteśmy związani? Możesz być niemożliwa do związania dla innych, ale nie zdołasz oprzeć się mnie.
Spuściła głowę ze wstydem. Nie chciała tego. Nie chciała tego jak mało czego na świecie, ale nie miała wyjścia. Jeśli nie zamierzała być całkiem bezbronna musiała korzystać z tego, co jej proponował.
Z bólem ponownie skinęła głową.
- Szybko się uczysz, a to wróży ci przyszłość bardziej ambitną niż bycie moim albo Malakhaiia posiłkiem.
Nie odwracała się, nie próbowała go oglądać. Miała przeczucie, że on sobie nie życzy.
Ruch rąk na oparciu. Zapach krwi. Silny, hipnotyczny zapach. Drgnęła zauważalnie. Poczuła rozcięta ranę tuż przy twarzy. Strach przed bólem kiełkował i wzrastał w zastraszającym tempie. Ostatkiem siły woli stłumiła go, a następnie na znak najwyższego szacunku (czyżby wymuszonego okolicznością?) dotknęła czołem wierzchu Jego dłoni. Miał silne, twarde dłonie, które świadczyły, że nie zawsze był władcą. To były dłonie kogoś, kto musiał kiedyś ciężko pracować. Paradoksalnie to mogło wzbudzić strzępy podziwu.
Dopiero po cichym przyzwoleniu przyssała się do rany, przezornie zaciskając oczy.
Nie było spodziewanego, rozrywającego bólu. Krew piekła w gardle, ale był to zgoła ekstatyczny ból, z przewaga przyjemności i rozkoszy nad cierpieniem. Ssała silnie, chciwie, zapamiętale. Czuła się coraz silniejsza, potęga w niej narastała z każdą kroplą cieczy. Nie pragnęła w tej chwili niczego więcej niż kolejnego łyku. To budziło w niej wewnętrzne zasoby energii.
On zaś pozwalał jej pić każdą ilość, jak gdyby upływ krwi nie robił na nim żadnego wrażenia. Nie wiadomo, czy Jemu tez to sprawiało jakąkolwiek przyjemność, tak jak sprawiało każdej ziemskiej istocie, ale niezaprzeczalnym pozostawał fakt, że przez te nieliczne chwile Władca pozwalał Victorii na wszystko.
Nie zniżył się do poziomu, by ręcznie odrywać ją od rany, To było poniżej jego godności. Przesunął dłonią powyżej jej głowy i patrzył, jak osłabiona sama upada w dół puszczając go.
Victoria nie miała pojęcia co się jej stało- poczuła się słabo i opadła oszołomiona na fotel, patrząc półprzytomnym wzorkiem na otoczenie. Czuła się dobrze, bardzo dobrze, tak ciepło, pełnie, ale jednocześnie sennie i słabo.
Jej stosunek do Władcy już ulegał zmianie. Wcześniej nie chciała by w ogóle zwracał na nią uwagę- teraz pragnęła jak najczęstszego kontaktu w formie takiej jak przed chwilą. Chciała go spijać i chciała by on był z tego zadowolony. To uczucie okazało się nieporównywalne z żadnym innym.
- Nie będę ci dawał niczego za darmo, ale jeśli będziesz ochoczo pracowała na rzecz mej potęgi to ja z radością będę cię nagradzał na wiele różnych, nie mniej przyjemnych sposobów. Nie zapominaj, że twój stary nauczyciel czerpał ze współpracy wymierne korzyści i radości.
Kainitka sama nie wiedząc dlaczego odwróciła się tak, by na niego patrzeć. Poprzedni strach gdzieś się ulotnił.
Władca nie dał po sobie nic poznać; ani zaskoczenia, ani złości, czy tez jakiegokolwiek innego uczucia które mogło się w nim pojawić. Stał niewzruszenie patrząc na nią spod obszernego kaptura.
Nagle zsunął kaptur z głowy, ukazując oblicze Goratrixa. Ventrce rozszerzyły się oczy i nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia. "Goratrix" uniósł kąciki ust w lekko kpiącym uśmiechu- tak jak zawsze.
- Mogę być każdym kim tylko zechcę i przybrać dowolną znaną mi formę. Uznałem, że może ci się spodobać zobaczenie mnie jako twego poprzedniego nauczyciela. Jeśli jednak nie podoba ci się ta powłoka, zmienię ją na jakakolwiek inną, włącznie z Asterothem i twym Ojcem.
Kainitka zbaraniała lekko i zwinęła się w kłębek, nerwowo owijając materiałem, jakby to miało odgrodzić ją od świata i tego co widzi. Pogubiła się w tym, co ma o tym myśleć. Chciała spać i móc wszystko przemyśleć. Jak na razie ilość wydarzeń była przytłaczająca, a nie przeanalizowana powodowała całkowity zamęt.
- Wiedz że niszczyłem już całe światy, a pod swoimi stopami miażdżyłem narody. Jeśli się
przeciwstawisz dołączysz do nieprzejednanej rzeszy straceńców, którzy nie przystosowali się do mych rządów. Rozumiesz to?
- Tak Panie.
- Tym lepiej dla ciebie. Jesteś podobna do Goratrixa, stąd uważam, że szybko dostosujesz się do sytuacji w jakiej się znalazłaś i udowodnisz swoją wartość. Wybrałem cię nieprzypadkowo, a ja niezwykłem popełniać błędów i pomyłek, szczególnie pod względem doboru mych sług. Zostaniesz moją najdyskretniejsza i najsubtelniejszą bronią, a jeśli dość się postarasz i przygotujesz swych dawnych przyjaciół na służbę w mej świcie kiedy już zjawie się w waszym świecie, to pozwolę im to przeżyć. Wykaż się lojalnością i oddaną pracą, a dostaniesz cześć mej chwały i przejdziesz kolejne etapy szkolenia. Być może nawet nie zniszczę twego świata, a zaledwie go podbiję jako kolejną własność.
Słuchała go z dozą fascynacji i zaciekawienia- ciągle nie popierała tego co planował, ale chciała wysłuchać każdego szczegółu który był skłonny jej zdradzić. Zdecydował się w ogóle mówić, a to był plus dla niej.
- Nie ma sensu byś próbowała ze mną dyskutować, bo nie masz argumentów ani dość siły by mnie dyktować warunki.
Ponownie ze skanował jej myśli i głośno wypowiedział sens. To było z lekka przerażające, nie móc ukryć własnych myśli.
- Dam ci czas na przemyślenie wszystkiego i na przyzwoity odpoczynek. Potrzebujesz jasności myśli by pojąc mą ideę. Pozwolę ci rozmawiać ze mną dopiero kiedy będziesz dość przytomna i świadoma swych czynów by móc za nie odpowiadać. Teraz masz się przebrać w jakiekolwiek porządne ubranie zamiast tych podartych szmat, a potem solidnie wyspać. Kiedy ja wyjdę ty zaśniesz. Możesz spać jak długo zechcesz, gdyż tutaj czas nie ma znaczenia. Ale gdy wrócę masz być w pełnej gotowości, bo jeśli zastane cię rozkojarzoną to będę musiał ukarać. Nie próbuj wychodzić z tej komnaty bo cos może cię zjeść. Jesteś bezpieczna i stosunkowo wolna tylko w tym jednym miejscu. To i tak bardzo wiele z mojej strony, bo nigdy nikomu nie zapewniałem żadnej dozy niezależności i bezpieczeństwa. O to trzeba było sobie walczyć. Tymczasem jeśli wyjdziesz i coś cię dopadnie, to ja nie zainterweniuje i pozwolę temu zrobić z tobą cokolwiek tylko zechce. Malakhaii ma na przykład kilka interesujących pomysłów- rzecz jasna interesujących dla niego. Stąd dwa razy przemyśl wszystko co chcesz zrobić. Jeśli obudzisz się zanim znów cię odwiedzę to zacznij czytać księgi które ci zostawiłem. Podczas szkolenia nie będziesz mieć na to czasu, a ja będę wymagał znajomości ich treści. Zapewne nie muszę sugerować, byś nawet nie próbowała uciekać?
Ruszył do drzwi pozostawiając ją samą przy kominku. Prawie wyszedł, gdy przypomniał sobie jeszcze o jednej rzeczy.
- Jeśli Malakhaii tu wejdzie i spróbuje cię zaatakować to daje ci prawo do zabicia go. Ale uśmiercenie Malkaviana będzie oznaczało, że ty zajmiesz jego miejsce.
Król wyszedł zamykając za sobą drzwi, zaś dokładnie w tym samym czasie w swoim pokoju Malakhaii uśmiechnął się szeroko. Już wiedział co się stało. Scena którą odegrali przyniosła zamierzone rezultaty. Victoria połknęła haczyk i zaczęła iść w pożądanym kierunku. Niech się wyśpi póki może- na realizację czeka już kolejna część planu.
Postać Władcy chwilę po tym jak opuściła komnatę dziewczyny dosłownie zniknęła w korytarzu, stapiając się z otaczającymi cieniami.
Gdyby ktoś ją wtedy widział, zapewne dostrzegłby niewyraźny, pełen złośliwości i satysfakcji uśmiech oraz ogniki zadowolenia w oczach Pana.
Plan przebiegał idealnie.
Cdn...
|
|