AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1






Apostol


(z serii "Nowa Ewangelia", będącej kontynuacją sagi "Poza świadomością").



Ostatnim co pamiętała zachowując jeszcze świadomość było zdanie wypowiedziane przez Króla, a także przepotworne cierpienie, porównywalne z wbijaniem w ciało rozżarzonych haczyków i rozrywaniem go od wewnątrz. Zanim straciła przytomność myślała, że to chce dosłownie wywrócić ją na drugą stronę. Utratę świadomości powitała z radością i oczekiwaniem. Tylko to mogło jej choć częściowo pomóc.
Ból trwał jeszcze dość długi czas, kainitka jednak zdołała w większości go przespać, stąd do jej umysłu docierały pojedyncze strzępy zamiast całej fali agonii.

Po przebudzeniu czuła się bardzo zmęczona, rozbita i obolała. Głowa pulsowała straszliwie, miała mdłości, a każdy szelest czy ostrzejsze światło było powodem dodatkowego cierpienia.
Na szczęście wkoło było naprawdę niewiele cyników mogących ją torturować bardziej niż została wymęczona do tej pory.

Kiedy zaczęła dochodzić do siebie czuła przede wszystkim chłodne, świeże powietrze wypełniające otoczenie w którym się znajdowała. Przez dłuższą chwilę nie była w ogóle w stanie określić, czy spoczywa w jakimś zamkniętym pomieszczeniu czy na otwartej przestrzeni.
Kilkuminutowy czas spoczynku wykrystalizował jej myśli i pozwolił ostatecznie stwierdzić, że nie została nigdzie wyrzucona, ale położona w jakimś pokoju. Nie czuła przeciągu, a pod nią zamiast twardej ziemi znajdowało się cos znacznie bardziej miękkiego i wygodnego.
Całe ciało, do szyi włącznie, miała przykryte delikatnym, ciepłym, a zarazem miękkim materiałem który izolował przed chłodem powietrza, na jej głowie spoczywała zaś czyjaś dłoń- gładka i chłodna.
Uchyliła ciężko powieki witając tym samym przytłumione, przyjemne światło pochodni, rozpraszające nieco mroki sali. Nieznaczny ruch z boku udowodnił, że nie myliła się twierdząc, iż na jej czole znajduje się ręka i ktoś musiał ją tam położyć, a co za tym idzie- musiał być tuz obok. Przesunęła zmęczonym spojrzeniem w tamtym kierunku, zastając po swej prawicy nikogo innego, jak samego Malakhaiia.
Przez ułamek sekundy przemknęło jej przez myśl by wyszarpnąć się spod jego dotyku, jednak rozsądek bardzo szybko doszedł do głosu i zdecydowanie nakazał zachowanie spokoju i nie odtrącanie tego, w którego ręku spoczywało jej istnienie. Cichy głos szeptał do niej, że opór to najgorsze możliwe rozwiązanie i najgłupsza rzecz na jaką może się zdecydować. Przypomniał on subtelnie jakie były konsekwencje poprzedniego sprzeciwu i jak bardzo upokarzające i bolesne się stały.
Victoria zrezygnowała z ryzykownego posunięcia- wytłumaczyła sobie, że mogłoby kosztować o wiele więcej niż było warte. Do tej pory i tak straciła wszelką dumę, zmuszona pogrzebać ją bardzo głęboko, więc ta jedna rzecz i tak pozostawała zupełnie bez znaczenia i nijak nie wpływała na ogólną ocenę całości. Dodatkowo, choć bardzo niechętnie, musiała przyznać się do tego, że dotyk mężczyzny sprawiał jej jakiegoś rodzaju przyjemność i tłumił dotychczasowy ból, tworząc go możliwym do zniesienia. Pogładził czoło dziewczyny w taki sposób, jak głaszcze się po głowie ulubionego kota- czule, władczo, zdecydowanie, ale nie nachalnie. Jedyna różnica polegała na tym, że Ventrka w przeciwieństwie do standardowego kota nie zamierzała łasic się do swego pana.
Pech chciał, że Malakhaii, a może nawet ten który w nim siedział, chyba mimo wszystko na to właśnie liczył.
Księżna poruszyła się lekko, skupiając na sobie uwagę swego wcześniejszego napastnika. Wampir uśmiechnął się nieznacznie i dość niezrozumiale- z mimiki jego twarzy nie dało się określić, czy jest to wyraz radości, kpiny czy też troski.
W nieco zbyt zażyły i bliski sposób odgarnął pojedyncze kosmyki z bladej twarzy zmaltretowanej kobiety. Zdecydowanym ruchem, o nic nie pytając, objął jej ramiona i podciągnął ku górze, sadzając ją na łóżku na którym do tej pory spoczywała, przy okazji opierając plecami o swój bark. Obawiając się, że jest tak słaba iż nie zdoła siedzieć sama, dodatkowo oplótł ją w pasie lewą ręką i przycisnął mocniej do siebie. Odruchowo opuściła głowę kładąc ją na jego ramieniu. Była zbyt zmęczona, by móc zrobić cokolwiek innego.
- Skąd ja wiedziałem, że jednak wykażesz się inteligencją i dokonasz prawidłowego wyboru. Twe zachowanie wreszcie staje się rozsądne i profesjonalne. Bardzo zadowoliłaś Mistrza, więc zasługujesz na małą nagrodę.
Malakhaii podniósł z szafki obok kielich, ten sam z którego bliżej nieokreślony czas temu Król napoił Victorię swą esencją doprowadzając do ponownej agonii i odrodzenia. Teraz znajdowała się w nim ciecz o nieco tylko jaśniejszym kolorze od poprzedniej, ale tej samej naturze- Vitae. Victoria mimowolnie zaczęła węszyć. Zapach krwi budził w niej pierwotne instynkty i nasilał potężny już Głód. Była niemal całkiem osuszona z własnej krwi. Oblizała się lekko wywołując tym szerszy uśmiech na twarzy "opiekuna". - Jesteś głodna, prawda maleńka? Nawet bardzo głodna. I mało opanowana. Rzucisz się na mnie czy mimo wszystko zdołasz wykazać hartem ducha i opanujesz żądzę?
Zacisnęła zęby. Nie okaże słabości. Nie drugi raz z rzędu.
Wampir podsunął puchar pod nos czarnowłosej kusząc ją.
- Wykazujesz się posłuszeństwem i rozsądkiem, a nasz Mistrz jest szczodry wobec tych którzy wiernie mu służą i podzielają Jego wizję. Posłuchałaś Go, więc w zamian za to kazał mi cię nakarmić i pielęgnować. Ponadto zostałem zobowiązany do rozpoczęcia twego wychowania i szkolenia, gdyż Król bardzo nie chciałby, abyś rozpowszechniała nieprawdziwe bądź niepełne informacje. Ale na to mamy czas później, teraz jedz i się regeneruj byś miała siłę do pracy.
Naczynie znalazło się niemal przy jej ustach, nęcąc swoja zawartością i drażniąc węch. Adeptka zaczęła upajać się zapachem świeżej krwi, podanej jej w tak czysty i prosty sposób, ale jednocześnie bała się jej tknąć, spodziewając się kolejnej fali bólu i skażenia.
- Pij i nie bój się niczego. Teraz to jest tylko moja krew. Nie będzie już boleć, ale w zamian Cię wzmocni. I lepiej nie odmawiaj tego posiłku i nie gardź gościnnością Pana, bo nic lepszego nie dostaniesz. Możesz skorzystać z okazji i pić to co zostało ci ofiarowane z mych żył, albo nie pić nic i cierpieć coraz bardziej. Acz obawiam się, że jeszcze większy upływ sanguinis z Twego ciała nie będzie ci służył. I tak jesteś teraz już do tego stopnia słaba i bezbronna, że aż śmieszna.
Kainitka nie wytrzymała- złapała naczynie, wpierw niepewnie maczając usta w gęstej i słodkiej cieczy, by w chwile później łapczywie wypijać zawartość. Rozkosz procesu picia rozlała się po całym jej ciele, wprawiając w krótki stan błogości. Krew niczym ambrozja przepływała przez gardło, dając siłę ciału i odrobinę wytchnienia straumatyzowanej minionymi wydarzeniami duszy.
Piła tak łapczywie, że po krótkim czasie życiodajna ciecz zaczęła wypływać kącikami ust i cienkimi strużkami spływać po brodzie, co jednak nie wywołało żadnej reakcji ze strony pijącej.
Oderwała się od pucharu dopiero wtedy, kiedy okazał się być całkowicie pusty. - Cudowne, prawda? Nie przywykłaś pić takiego na co dzień? Nie pijasz nawet zwykłego vitae z ludzi, czyż nie? Pijesz jakieś sztuczne, zastępcze ścierwa które tylko oszukują twój organizm, że jest on karmiony. Powiedz mi moja mała wspólniczko, czy warto? Warto tak się oszukiwać, odbierać sobie tak ogromną przyjemność jaką jest wypicie naprawdę czegoś dobrego? W imię czego głodzisz się dobrowolnie? Cudzej wygody i spokoju? Cudzej zamiast własnej? A niby z jakiego powodu to robisz? Czy którakolwiek z twych potencjalnych ofiar jakkolwiek przejmuje się kimś innym poza samym sobą? Nie bądź śmieszna.
Malkavian otarł delikatnie strużki krwi z brody podopiecznej, po czym startą krew zlizał ze swego palca.
Victoria cały czas milczała przyglądając mu się tylko. Odkąd się obudziła nie rzekła nawet jednego słowa. Nie wiedziała o czym mogłaby z nim rozmawiać- nie przychodził jej do głowy temat w którym istniałoby prawdopodobieństwo że by się zgodzili czy porozumieli. Poruszając nieostrożnie jakikolwiek wątek bała się spowodować kolejny wybuch agresji i tortur psychicznych. Najchętniej uciekłaby stąd gdzieś daleko- najlepiej do własnego domu- po czym zakopała głęboko pod łóżko i zapomniała o tym wszystkim co stało się tutaj podczas minionych kilkunastu- a może kilkudziesięciu- godzin.
Nie mogła tego zrobić, nie miała takiej szansy, więc wolała zwyczajnie milczeć i czekać na rozwój wypadków. Czuła wstręt do samej siebie za to, że dała się sterroryzować, że ugięła się pod wolą istoty tak podłej jak Król, w dodatku błagając go by mogła przed nim uklęknąć i wypić ciecz, która była cykutą dla jej duszy. Nic nie pomagała świadomość, ze zrobiła to by ratować swych przyjaciół- straciła do siebie resztki szacunku i wiary we własne możliwości.
Szaleniec w ramach przerwania ciszy pogłaskał ją ponownie po głowie, sunąc paznokciem w stronę karku. Podrapał ją tam lekko, po czym schwycił za włosy i odgiął głowę do tyłu, zmuszając by na niego patrzyła i nie mogła umykać wzrokiem.
Zdziwiło ją tylko, że choć jego działanie było władcze i zdecydowane, nie było tak brutalne jak można by się tego spodziewać. On nie zrobił tego by ją upokorzyć, ale by przymusić do niechcianego kontaktu.
- Wkrótce zaczniesz polować i robić wiele rzeczy, jakich do tej pory się wypierałaś. I to sprawi ci niebywałą przyjemność, obiecuję. Osobiście dopilnuje byś zaczęła się porządnie odżywiać i zachowywała w sposób odpowiedni dla twojej pozycji. Nie będziesz więcej kłaniała się przed bydłem, ale to ono będzie nam padało do stóp. Jesteś teraz Apostołem najwyższego Mistrza i to przed tobą ludzie powinni zginać kolana i głowy. Mistrz nie pozwoli byś ty dawała sobą pomiatać, bo pomiatać głosicielem jego chwały to pomiatać Nim. Za to się ginie i to w męczarniach. Nauczę cię wszystkich sekretów dobrej służby w szeregach Władcy. Twój sukces będzie naszym i naszego Pana. Co do wspomnianego szkolenia, to paradoksalnie może ono sprawić ci sporo przyjemności jeśli odpowiednio podejdziesz do swej roli. Myślę, że kiedy już wstępnie oswoisz się z okolicą i pogodzisz ze swoją sytuacją oraz obowiązkami, a ponadto będziemy spędzać ze sobą więcej czasu, to zdołamy się razem hmm.. zaprzyjaźnić.- musnął kolejny raz jej twarz, przesuwając palcem po ustach- Być może nawet bardzo blisko.. zaprzyjaźnić...
Victoria przestraszyła się widząc jego fanatyczny, definitywnie drapieżny wzrok utkwiony w jej osobie. Przeszły ją ciarki, po raz kolejny w jego obecności. Nie mogła być pewna czego może się po nim spodziewać, a obawiała, że jeszcze wielu innych paskudnych rzeczy których do tej pory nie zdążył jej zrobić. Historii o jego nieobliczalnych wyczynach krążyło już wiele, a co najmniej dwie albo trzy sama mogłaby napisać. Nie da się przewidzieć co może strzelić do głowy jakiemukolwiek Malkavianowi, a już szczególnie tak szalonemu i zdeprawowanemu jak ten.
Victorię coraz bardziej niepokoiło, że w spojrzeniu Malkaviana czai się jakieś zło i nienazwana żądza. Miała wrażenie, że on prześwietla się przez jej dusze, a jego oczami patrzy teraz Władca. Dosłownie pożerał ją wzrokiem, a ona nie wiedziała co ma robić. Siedziała u jego boku, nadal trzymana w żelaznym uścisku i z pewną dozą rozpaczy pomieszanej z dezorientacją patrzyła w jego szaroniebieskie szalone oczy, które chwilami wyrażały sobą chyba więcej smutku niż ona nosiła w swej duszy. Ten stan jednakże szybko mijał, zastępowany kolejnymi przerysowanymi emocjami i pasją.
Protegowany Króla chyba zaczął się powoli niecierpliwić jakimkolwiek brakiem reakcji z jej strony, bo począł bębnić wypielęgnowanymi paznokciami o ramę łóżka. Po chwili puścił jej włosy pozwalając w spokoju opaść na materac. Uznał, że może jeśli nie będzie wymuszał kontaktu wzrokowego to ona się cokolwiek odezwie. Irytowała go ta cisza, bo nie wiadomo było o co jej chodzi- czy przyswaja wiadomości, czy tylko czeka na okazję by zaatakować.
Victoria zwinęła się w kłębek, pomna jak kończy się jego dotyk, tym samym unikając jak tylko mogła jego dłoni i trzymając się nadal na dystans. Nie mogła się przemóc do rozmowy z tą istotą. Wiedziała, że zepsucie płynie nie tylko z czynów, ale i ze słów, i nie chciała za nic słuchać jego propagandy, a tym bardziej wdawać się w skomplikowane dyskusje, szczególnie będąc w potrzasku i mogąc być ukaraną za najmniejszy sprzeciw czy oznakę własnego zdania i wolnej woli.
Przestał uderzać o blat, rękę przenosząc na kolana i łącząc z drugą. Z lekką urazą zerknął na młodszą kainitkę leżącą obok niego.
- Czy ty nie jesteś w stanie wcale mówić czy raczej zwyczajnie nie chcesz ze mną rozmawiać?
Jego głos stał się dużo bardziej chłodny i dostojny niż wcześniej. Gdzieś zniknęła ta pasja i fałszywe oznaki przyjacielskości i serdeczności, które mimo że były kłamstwem, dawały jako takie poczucie względnego bezpieczeństwa.
- Od dłuższego czasu wysilam się próbując cię skłonić do jakiejkolwiek wypowiedzi, tymczasem ty uparcie milczysz, choć dobrze wiesz że mnie to irytuje. W co ty ze mną pogrywasz? Pewnie nadal uważasz iż nie jestem dość dobry i upozycjonowany byś ze mną rozmawiała?
Wlepiła w niego poważne spojrzenie niebieskich oczu i z pewnością siebie wyrzuciła co leżało jej na sercu.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać, a nie jestem na tyle głupia by niepotrzebnie powiedzieć coś za co ponownie dostane bicie. Wole milczeć i mieć spokój. Nie jestem jeszcze gotowa na kolejną serię indoktrynacji.
W Malakhaiiu coś się zagotowało, a spojrzenie nabrało stalowego wyrazu. Błyskawicznie wstał z łóżka tworząc wokół siebie wirujący okrąg materiału pochodzącego z płaszcza.
- Więc stwierdzasz, że nie masz zamiaru ze mną rozmawiać i powinienem cię zostawić w spokoju? Czy mnie się tylko wydaje, czy ty próbujesz mnie stąd wyprosić?
Stał teraz nad nią, górując wysoko nad jej głową. Wydawał się być urażony.
- Muszę sobie wszystko poukładać. Sama. Nie chce teraz nikogo widzieć i z nikim rozmawiać.
Lekko kpiący uśmieszek wpełzł na jego twarz.
- Dobrze więc pani. Skoro nie masz nastroju na rozmowy to nie musimy w ogóle rozmawiać póki sama nie poprosisz.
Ruszył w kierunku drzwi oddalając się powoli od łoża. Ledwo Victoria zdołała się już trochę rozluźnić i dojść do wniosku, że to będzie koniec tortur na najbliższe kilka godzin, wyczuła ostry podmuch powietrza i zawirowanie wokół, po czym duży ciężar usiadł na niej i przycisnął ją do materaca tak, że nie była w stanie oddychać. Malakhaii siedział na niej okrakiem, całkowicie blokując możliwość jakiegokolwiek ruchu.
- Skoro więc piękna pani nie chcesz rozmawiać, to czas, żebyśmy w końcu się troszeczkę... pobawili...
Nim Victoria zdołała pojąć co on może planować, Malakhaii kończył zapinać drugą jej rękę w stalowe kajdany, które nagle pojawiły się przy łóżku na wysokości głowy. Spojrzał na nią z satysfakcją i nieskrywaną wyższością.
- Słowo się rzekło: zabawę czas zacząć.
Po czym jednym ruchem roztargał prawy rękaw ventraskiej bluzki.

Cdn...