|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
I must be dreaming...
Not real life...
Delikatne cieplo muskalo jego skore gdy szedl z ciemnosci ku swiatlu. Caly ból zanikał, wydając się być czymś bardzo odległym. Wszystkie wspomnienia związane z wypadkiem i szpitalem odchodziły w niepamięć. Jakąś niezrozumiałą radość i wolność wypełniała jego osobę im bliżej był światła. Światło dawało poczucie bezpieczeństwa i lepszej przyszłości. Nie powodowało strachu. Wszedł na wiosenna, zielona łąkę.
Opierała się o ramie ciemnowłosego mężczyzny prowadzącego samochód. Sam jej pozwolił. Nie bala się go, ufała mu, jego dotyk ją jeszcze uspakajał. Koił te rany, które ktoś inny bezlitośnie rozgrzebał. Pozwalał zasypiać w spokoju.
Chciała spać, była zmęczona, a miała dużo pracy przed sobą.
Cieplo. Światło. Śniła.
Daleko od samochodu i zła.
Just in my mind...
Siedziała na lace, a lekki ciepły wiatr nieco unosił jej włosy.
Długa biała sukienka owijała jej kostki I zakrywała cześć bosych stop. Czarne, falowane włosy spływały wzdłuż pleców, zaś w dłoni tkwiła biała lilia. Bawiła się kwiatem, odpoczywając od brutalności świata.
Uśmiechnęła się gdy znajomy mężczyzna wszedł na polanę. Liczyła ze zdoła go spotkać. Dzieliły ich setki kilometrów, ale czymże one były w tym świecie?
Wiedziała, ze orlo nosy umiera i to ją smuciło.
Nie chciała by odchodził sam, nie chciała by w ogóle odchodził, a nie mogła w żaden fizyczny sposób być tam z nim.
Zabrała go więc do siebie by towarzyszyć w tej ostatniej drodze, dokądkolwiek miałaby prowadzić.
Ranny zdziwił się, gdy nagle na łące pojawiła się tak dobrze znana kobieta. Słyszał, ze ona tez umarła, a teraz byli tutaj razem, tacy spokojni i świadomi nieuniknionego.
Nie pozostawanie samotnym miało swe zalety. Więcej ciepła i światła.
Samochód podskoczył na wyboju, a drobna kobietka została niemal zrzucona z ramienia swego towarzysza. Złapał ją i przyciągnął ponownie ku sobie, zanim zdarzyła uderzyć głową o tapicerkę. Jej sen był twardy, niespokojny, pełen dziwnych pomruków. Nic jej nie wybudzało - w końcu zaczęła sprawiać wrażenie jakby straciła przytomność. Niezidentyfikowane uczucie alarmowało, ze słabnie i zbliża się do bardzo niebezpiecznej granicy. Śniadocerego ogarnął niepokój. Energia w niej zanikała, dotychczasowy oddech ustawał a ciało traciło temperaturę.
"Czy ja umarłem i mam majaki?"
W glosie maga z polany nie było wyrzutu, tylko lekko zaskoczone stwierdzenie.
"Jeśli ty umarłeś to oznacza, ze ja także."
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie I niewinnie, jak gdyby fakt czy żyją czy tez nie był teraz najmniej istotny. Odgarnęła włosy, nadal patrząc na towarzysza tym dobrotliwym spojrzeniem.
"Żyjesz, ale miałeś wypadek I stoisz na granicy. Jestem tutaj by cię uratować."
"Ale po co mam żyć jeśli nie mam po co I dla kogo. Wszystko na czym mi zależało odeszło. Nawet ty opuściłaś dom."
Wyciągnął do niej rękę. Nie ruszyła się ze swojego miejsca.
"Musisz żyć. Jesteś młody i potrzebny światu. Musisz żyć nawet dla mnie. Jeśli mi umrzesz to nie wybaczę sobie tego ze mnie nie było przy tobie i nie mogłam ci pomoc."
Zbliżył się jeszcze bardziej chcąc ją w końcu dotknąć.
"Ja nie mogę do was wrócić, zbyt wiele krzywdy mi zrobiono bym mogła nadal pełnić swoją funkcje. Zdradzono mnie w najpodlejszy sposób z możliwych. Ale ty musisz być zdrowy. Musicie zając się moim miastem."
Opuściła głowę ze smutkiem i wstydem. Usiadł obok przyglądając się jej. Był coraz słabszy. Wyciągnął dłoń do niej, a ona ją ujęła.
"Pan cię ochroni od zła wszelkiego,
Pan ochroni twoją dusze,
Wznoszę oczy swe ku górom,
Skąd nadejść ma dla mnie pomoc
Pomoc moja od Pana,
Który stworzył Niebo i Ziemię
On nie pozwoli by potknęła się twa noga,
Ani się nie zdrzemnie ten który ciebie strzeże,
Nie zdrzemnie się ani nie zaśnie,
Ten który czuwa nad Izraelem.
On ciebie strzeże, jest cieniem nad Tobą,
Stoi po twojej prawicy,
Pan będzie czuwał nad twoim wyjściem I powrotem,
Teraz I po wsze czasy."
Mrużąc oczy i trzymając jego rękę czarnowłosa cicho zanuciła słowa psalmu. Mag odniósł wrażenie, ze przez dłoń przepływa mu ciepła energia, leczy go, oczyszcza I wlewa nowa nadzieje.
Kobieta tylko się uśmiechała, choć wyglądała coraz gorzej.
Arab zauważył, ze wieziona kobieta już w ogóle się nie rusza, tylko leży bezwładnie i śni.
Dotknął jej czoła, jednak to co poczuł mogło odrzucić.
Wiara?
Bodziec minął niemal natychmiast, pękając jak zerwana linka. Kainitka osunęła się na fotel już całkowicie.
"Zostaniesz tutaj ze mną? Chce, byś mi towarzyszyła."
Oparła zmęczona głowę o kompana. Nie miała siły siedzieć, za to on miał się lepiej. Miał szanse żyć jeśli będzie miał dostęp do energii i światła.
"Wyleczę cię, obiecuje. Wyjdziesz z tego..."
Zatrzymał samochód na poboczu. Cos tu mocno było nie tak. Nie mógł jej obudzić choć kiedy zasypiała miała się nienajgorzej. To było bardziej niż niepokojące.
Wypuściła hermetyka z objęć. Był gotów by wracać, a ona nie była w stanie dłużej trzymać kontaktu. Krew niemal się skończyła, a Wola stała się za słaba.
Teraz wiedziała jak to jest słabnąc i umierać jak on.
Potrząsnął nią mocno. Była blada i bezwładna. Czuł, że znajduje się gdzieś daleko od niego.
"Będziesz się ze mną widywała? Nie zostawisz mnie? Nie chce cię całkiem stracić"
"Oczywiście że tu z tobą zostanę. Zostanę przy tobie na zawsze, ale teraz wracaj do siebie. Jesteś ze mną połączony, nie będziesz sam. Teraz musisz zdrowieć."
Obraz laki zafalował. Dziewczyna zaczęła zanikać. Kwiat który trzymała w dłoni leżał obecnie na trawie. Mag wziął go w rękę i spojrzał na czarnowłosą.
- Ty chyba nie zamierzasz umierać?
Uśmiechnęła się ostatni raz, a światło wokół niej przygasło. Mężczyzna został sam na polanie.
"Wrócisz do mnie, prawda?"
Rzucił słowa w pustkę. Nie spodziewał się odpowiedzi, ale ją dostał.
"Wrócę, obiecuje. Jednak..."
"I must dreaming..."
|
|