AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1



Kto mieczem wojuje...




- Aaaagggghhttttttttt!!!!
Czarnowłosa kainitka szarpnęła się i niemal w tej samej chwili upadła na podłogę. Po jej ramieniu płynęła struga krwi, a powyżej łokcia widniało całkiem spore i głębokie cięcie.
Napierający na nią potężnie zbudowany wampir odsunął się nieco, przeszedł dookoła i opuścił zakrwawiony teraz miecz.
- No tylko mi nie mów że takie małe cięcie kładzie cię z miejsca na podłogę. Czegóż was uczą w tej waszej Camarilli?
Zaśmiał się szyderczo.
- Wstawaj już. Dość tej zabawy. Jeszcze nie skończyłem treningu.
Victoria spojrzała na niego z nienawiścią ale podniosła się. Miała w sobie na tyle krwi, by spokojnie zregenerować ramię, i to też zrobiła. Po chwili jedynym śladem pozostał rozcięty materiał bluzki.
- Strasznie słaba jesteś. Nie nadajesz się nawet na worek treningowy...
Obrócił się, zamachnął mieczem i wykonał kolejny ruch cięcia. Zdążyła odskoczyć; przeturlała się po podłodze i wstała kawałek dalej. Powtórzył cios, tym razem w szybszym tempie. Znów uniknęła.
- No, teraz już znacznie lepiej. Tyle że niewiele ci to pomoże..
Seria szybkich i silnych ataków ponownie powaliła ją na podłogę. Z kącika ust zaczęła płynąc krew..
To był kolejny z licznych treningów Arcybiskupa w ostatnim czasie, a ona służyła mu za przeciwnika. Oprócz standardowej broni często używał też dyscyplin lub własnych rąk, a był naprawdę przerażająco silny. Potrafił kilkoma ciosami zmiażdżyć jej połowę kości, co czasem robił. Zwykle jednak kończyło się na powierzchownych ranach, które w miarę szybko dało się wyleczyć.
Walczyli najczęściej (tak jak teraz ) w hollu jego willi w NY. Było tam dość miejsca na szerokie pole manewru, gdyż samo pomieszczenie miało kształt owalu i to całkiem sporego zresztą. Odchodziły od niego schody prowadzące na górę i trzy pary drzwi: na prawo, na lewo i na wprost, te jednak były nieco wsunięte w głąb i ktoś kto nie wiedział o ich istnieniu nie zauważał ich od razu. Charakterystyczną cechą był tez ogromny, mosiężny żyrandol z mnóstwem małych kryształków wiszący dokładnie nad środkiem areny walki. Jego pręty były ostro zakończone i gdyby spadł, stanowiłby spore zagrożenie..
By nie zabierać cennej przestrzeni wszelkie ozdoby kazał chwilowo poodsuwać, pozostawił sobie tylko szafkę na której trzymał broń. Miał całą kolekcję wszelkiego typu broni: od starej hiszpańskiej szabli, do której miał specyficzny sentyment, przez miecze, sztylety, egzotyczne ostrza aż po wszelkiego rodzaju broń palną.
Podszedł do swej kolekcji, wziął hiszpańską szablę i drugą zwykłą, którą rzucił dziewczynie.
- A teraz zobaczymy jak mi idzie walka tym. Broń się jak możesz, tylko z pasją, z pasją, bo jak nie to posiekam cię jak pietruszkę..
Przerzucił szable z ręki do ręki, zaczekał jak Ventrue się podniesie i zaatakował z półobrotu. Nie zdążyła zatrzymać jego ciosu, ostrze przebiegło jej przez żebra. Złapała się ręką za ranę, ale tym razem nie upadła. Miała wzrok zaszczutego zwierzęcia. Nie lubiła gdy zmuszał ją do walki za pomocą szabli czy mieczy, bo nie była w tym najlepsza, w przeciwieństwie do niego. Czasem udawało jej się znieść jego cios, częściej jednak dostawała kolejne cięcia.
Zregenerowała ranę, dał jej te kilka sekund przewagi by mogła to uczynić, po czym posłał kolejne cięcie, tym razem przeskakując nad nią, lądując z tyłu i prowadząc szablę po plecach. W momencie na jej bluzce pojawiło się długie jak kręgosłup rozcięcie w materiale, które po chwili zabarwiło się szkarłatem krwi.
Zapiszczała cicho i odwróciła przodem do niego, co spowodowało pojawienie się kolejnych ran na ramionach i piersi. Opadła na kolana, spuściła głowę i przystawiła prawą rękę do lewego barku, który bolał najbardziej. Poczuła pod dłonią, że materiał ubrania wisi już w strzępach, a rana ma głębokość 2 -3 cm Schylił się i podniósł klęczącą przed nim kainitkę. Postawił ją naprzeciw siebie.
- Dobra, regeneruj to i wracamy do zabawy.
Zaczęła regenerować rany, jednak w pewnym momencie ni stąd, ni zowąd, błyskawicznie podniosła własną broń i przejechała mu od twarzy przez pierś. Zaskoczony odskoczył, przyłożył dłoń do twarzy i poczuł na niej krew. Spojrzał na nią, uśmiechnął się drapieżnie, rana na policzku znikła..
Uderzyła z impetem o ziemię, strzeliła jakaś kość. Nie zdążyła się odsunąć nim solidny kopniak w brzuch przerzucił ją na drugi koniec sali. Zatrzymała się na ścianie i po niej zsunęła na ziemię. Ból przyćmiewał zmysły, niewiele widziała. Poczuła że leci w powietrzu i znów wylądowała na przeciwległej ścianie. Upadła na grunt, miała połamane żebra i stłuczone plecy. Nie miała siły wstać, ledwo się poruszała..
Uderzyła ją fala cierpienia- z impetem postawił nogę na jej poranionej klatce piersiowej i nacisnął. Zasyczała i zrobiło jej się słabo.
- Na co ci to było, hm ???
Podniósł szablę na wysokość jej twarzy, opuścił ostrze i przesunął. Na policzku pojawiła się paskudna, ociekająca krwią szrama. To samo zrobił z drugim. Przykucnął nad nią wzmagając nacisk butem i słodko odgarnął włosy z twarzy. Przesunął dłonią po czole, ustawił palce na luku brwiowym..
- Mam ci teraz wydłubać oczy? Hm?? Teraz już nie jesteś taka silna, co?? Gdyby nie to że mam za dwie godziny audiencję to trochę bym się tobą zabawił...
Zabrał palce z jej oczu, ale w zamian za to wymierzył siarczysty policzek. Gdy otworzyła oczy użył Majestatu.. Patrzyła w swego oprawce jak zauroczona..
Podniósł ją z ziemi, przygarnął do siebie, zlizał krew płynącą po brodzie lecząc przy okazji rany, po czym z uśmiechem przebił swoją szablą. Wciągnęła z sykiem powietrze, wytrzeszczyła na niego oczy i wypluła krew która podeszła jej do ust. Zaśmiał się i rzucił ją na podłogę, wyciągając jednocześnie ostrze.
- Nigdy nie pozwól zwieść się przeciwnikowi, jaki uroczy by nie był. Musi nieźle boleć.. Ładnie jesteś obita.. Nie, nie.. To jeszcze nie koniec moja droga....
Podszedł do szafki, wziął w ręce sztylet i dwie buteleczki.. Robił to powoli, z rozmysłem, tak by ją dodatkowo przestraszyć. Przyćmił za pomocą Obtenebracji światło w pomieszczeniu, wypuścił kilka cienistych macek by ją trzymały po czym wrócił nad jej ciało. Uklęknął, poprawił włosy i rozdarł resztki koszuli. Na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Naciął sztyletem jakieś 5 cm skóry, niespiesznie otworzył jedną z buteleczek po czym zawartą w niej ciecz, choć w minimalnej ilości, wylał na ranę.
- Aaaaaaaaaaaaaaaagggggggggggggggghhhttttttttt !!!!!!!!!!!!!
Wrzask bólu rozległ się gdy tylko ciecz dotknęła ciała i wypaliła dziurę na ranie. Strasznie piekło, jakby żywym ogniem palone. Musiał użyć kwasu. Zrobił następne nacięcie, na drugiej piersi. Szarpała się trzymana przez macki, więc dodatkowo uderzył ją w twarz. Opadła na ziemię, a on zalał drugą ranę kwasem.
- Aaaaagggghhhttt !!!!
Miotała się spętana cieniem, a Polonia tylko śmiał klęcząc nad nią i oglądając z zaciekawieniem buteleczkę. Nie mogła zregenerować zadawanych jej ran, nie miała dość krwi, a tą odrobinę, jaka jej pozostała, wolała zachować na później. Arcybiskup skrupulatnie pilnował by nigdy nie była pojedzona, a vitae dostawała jedynie tyle by moc przetrwać i nie zapaść w letarg.
Zmęczona przestała walczyć i posłusznie położyła się na ziemi. Z jej oczu płynęły krwawe łzy bólu. Polał rany resztką substancji; tylko głośniej zapiszczała gdy poczuła ją na skórze. Wiedziała że lepiej już się teraz nie sprzeciwiać, to może skończy się cała sprawa na tym co zaszło do tej pory. Liczyła że Arcybiskup da już sobie spokój z tymi torturami. Zemścił się dostatecznie za jej cios.
Nachylił się, spojrzał spokojnie na umęczoną, chlipiącą kainitkę i zaniechał dalszego używania kwasu. Miała już dość, więcej ran mogłoby wysłać ją w letarg. Delikatnie odchylił jej głowę w ten sposób, by móc spojrzeć w oczy. Było w nich mnóstwo bólu, upokorzenia, zrezygnowania i nieco strachu. Zadane rany były poważne i szpeciły jej idealną urodę. Można było zauważyć, że miała połamane kilka kości. Musiały bardzo boleć skoro zaczęła ustępować. Zawsze była silna i nie dawała po sobie nic poznać. Dzisiejsza sytuacja była dla niej osobistym poniżeniem i pewnie chciałaby szybko o tym zapomnieć.
Powoli, z ogromnym zmęczeniem zamknęła oczy. Była wyczerpana i spojrzenie swego oprawcy to ostatnia rzecz jakiej pożądała.
- Spójrz na mnie.
Próbowała otworzyć oczy ale jej się nie udało. Była zbyt wyczerpana. Ledwo mrugnęła.
Bała się że znów ją za to uderzy, ale nic nie mogła zrobić. Totalnie bezsilna leżała na zimnej podłodze zdana na łaskę kapryśnego Sabatnika.
- Otwórz oczy.
Za wszelką cenę starała się zmusić by zrobić to czego żądał ale nie mogła. Przysunął rękę do jej twarzy, a ona w obawie przed kolejnym uderzeniem całą energię włożyła w uniknięcie go. Mimo dużych chęci ani drgnęła. Wystraszyło ją to mocno, ale cios nie padł. Nadal miała zamknięte oczy i (co niespotykane u kainitów) ciężko oddychała. Połamane żebra musiały przebić płuco. Wprawdzie oddech od dawna nie był jej potrzebny, ale jakoś nie potrafiła go "wyłączyć" . To był stały element i niejako przyzwyczajenie jej osoby.
Ból wywołany kwasem nie był już tak dokuczliwy, powoli przestawała odczuwać cokolwiek.
Zauważył co się z nią dzieje i zmartwił, że jego ulubiona maskotka zaraz wpadnie w letarg.
Ostrożnie położył jej głowę na swoich kolanach, nadgryzł własny nadgarstek i krwawiącą dłoń podał do picia. Na sam zapach vitae wzdrygnęła się lekko i być może chciałaby nawet się opierać, ale nie pozwolił. Przytrzymywał ją a jego życiodajna esencja kapała do jej ust.
Po kilku minutach powolutku zaczęła odzyskiwać siły. Otworzyła oczy i ostrożnie poczęła regenerować zniszczone ciało. Rany od kwasu zaczęły znikać i zabliźniać się, kości również wracały do prawidłowego stanu. Wywoływało to kolejne fale bólu, ale nie miała innego wyjścia. Obserwował ją z nieukrywanym zainteresowaniem. Gdy już w miarę doszła do siebie położył ją z powrotem na ziemi, a sam poszedł zanieść drugą buteleczkę na szafkę. Nie zapomniał jednak o niej. Zaczął bawić się cieniami których pełno było w pomieszczeniu. Na jego polecenie zaczęły przemykać po ścianach, przelewać się przez progi i koncentrować wokół niego dając jego postaci przerażający wygląd. Kilka z cieni podpełzło w kierunku lezącej jeszcze dziewczyny i oplotło się delikatnie wokół jej kostki u nogi i ramienia. Poderwała się energicznie i wyszarpnęła tym samym z uścisku. Patrzyła z lekkim strachem jak cieniste macki oddalają się z powrotem w kierunku właściciela. Stał przy swojej szafce, bawił jednym z mieczy i tylko z nieco przebiegłym uśmieszkiem zerkał czasem w jej stronę.
Stanęła na środku pomieszczenia, czujna, z wyostrzonymi zmysłami, czekając kolejnego ataku. Pozornie nie zwracał na nią uwagi.
Następne cienie pojawiły się na ścianie za nią. Bezszelestnie zaczęły sunąc po podłodze w jej kierunku, koncentrować się i ostrożnie wspinać na buty. Poczuła je dopiero na wysokości kolan; zaczęła się szarpać i podskakiwać próbując im uciec. Polonia podniósł wzrok i patrząc na zabawnie podskakującą Ventrue począł śmiać z wielkim rozbawieniem.
Popatrzyła na niego z dezaprobatą, a on śmiejąc się zabrał macki. Światło w pomieszczeniu jeszcze bardziej się przyciemniło; teraz holl wyglądał tak, jakby oświetlony był blaskiem świec.
Czuła że coś będzie nie tak, rozejrzała z uwagą, a gdy przeniosła spojrzenie na Arcybiskupa na jego miejscu zobaczyła tylko gęstniejącą ciemność. Tamta przelewała się, ewoluowała i była niemal namacalna. Po chwili była już tylko giętkim, ogromnym cieniem.
Obtenebracja. Zawsze bała się tej dyscypliny, a Sabatnik był w niej mistrzem. Czasem lubił bawiąc się z nią wzywać do tego cienie, nigdy jednak nie pokazał jej się w formie cienistej zjawy. Nie wiedziała jakie możliwości ma w tej postaci, ale z tego co słyszała to naprawdę spore.
Paradoksalnie im częściej on używał mocy uzyskiwanych z samej Otchłani, tym bardziej ona zaczęła je pojmować... Niedawno zauważyła, że choć nigdy wcześniej tego nie potrafiła, dzięki analizie sposobu w jaki on to robił i własnej woli zaczęła stopniowo kontrolować ciemność we własnej celi. Oczywiście nikomu się do tego nie przyznała, nawet Polonia pozostał nieświadomy faktu, że niechcący stał się jej nauczycielem. Wprawdzie były to lekcje okupowane wielką ceną i cierpieniem, ale były tego warte. Nie znała jednak swego potencjału i nie była pewna na ile potrafi się Strefą Mroku posługiwać w rzeczywistości, a ile efektów było złudnych bądź czysto przypadkowych.
Wielka zjawa, będąca do niedawna Arcybiskupem miasta, śmignęła w kąt gdzie nie można jej było odróżnić od królującej w niej faktycznej ciemności. Cienie w całym pokoju poruszyły się dezorientując Victorię. Nigdzie nie można było jednak zauważyć istoty będącej Polonią.
Obserwowała z uwagą kąt w którym niedawno się ukrył, tym samym porzucając widok za swymi plecami. Starała się wprawdzie jakoś rozdzielać swą uwagę, ale było to mocno skomplikowane na terenie gdzie wszystko tańczyło wokół niej.
Poczuła go o sekundę za późno. Nim zdążyła zareagować objął ją od tyłu, unieruchamiając cienistymi pseudo mackami będącymi częściami jego ciała. Próbowała się wyrywać ale był równie silny jak w rzeczywistości. Usłyszała coś jakby śmiech przy uchu, a potem po ciele rozlała się tylko błoga przyjemność powodowana wampirzym Pocałunkiem.
Stała tak posłuszna, ogarnięta rozkoszą płynącą ze spijania jej vitae przez tego, co sam przed chwilą ją karmił. Ekstazę odczuwała silniej niż każda normalna istota, gdyż już jako śmiertelna należała do typu sensualistów- osób, u których zmysły były szczególnie wyczulone. Mogły to być wszystkie zmysły, mogła być tylko ich cześć, ale uczucie nimi wywoływane stawało się naprawdę potężne. Do tego dochodziło zapamiętywanie tego co ów zmysłami odebrała. Potrafiła z ogromną dokładnością przypomnieć sobie jakiś smak, miejsce w którym poczuła specyficzny zapach czy bodźce spowodowane przez dotyk. Często zdolność ta była bardzo pomocna i pożądana, miała jednak swoją ciemną stronę. Prócz przyjemności silniej odczuwała tez np. ból, ale z tym nauczyła się z czasem walczyć i go ignorować. Dodatkowo pojawiała się też sprawa niejakiego uzależniania się od przyjemnych doznań z jakimi miała kontakt. Posiadała tez dobrze rozwinięta intuicję, którą uznawała za 6 zmysł. Ogólnie, dla własnego dobra, za wszelką cenę starała się ukrywać tą cechę.
Czuła jak macki przesuwają się po jej ciele, ale uścisk w żadnym wypadku nie słabł.
W międzyczasie Arcybiskup przyjął swą normalną postać, ale trzymaną w ramionach kainitkę nadal spijał. Puścił ją dopiero gdy poczuł, że jest na skraju diabolizmu. Wprawdzie jej vitae było silniejsze niż jego własne i mogłoby podnieść mu generację, jednak on chciał czegoś więcej. Chciał ją złamać i sobie podporządkować. W końcu pokolenia to nie wszystko..
Pozbawiona krwi Ventrue osunęła się na podłogę. Jej zmysły wirowały, nie mogła dojść do siebie. Była potwornie osłabiona wcześniejszymi atakami i ranami, a w szczególności tym co jej zrobił przed chwilą.
Pozostawił ją na marmurowej posadzce, a sam spokojnym krokiem podszedł do drzwi i wyjrzał przez witraże na dwór. Wydawało mu się że słyszy warkot silnika, ale podjazd pozostał pusty. Goście jeszcze się nie pojawili.
Odwrócił się energicznie i spojrzał na Victorię. Właśnie próbowała się podnieść.
- Zważywszy, że mamy trochę czasu zanim pojawi się delegacja, a ty jesteś w całkiem niezłej formie, wypróbujemy jeszcze jedną z mych mocy. Być może kiedyś już o niej słyszałaś. Zwie się Cienisty Pasożyt i jest naprawdę... efektywna...
Na słowo "efektywna" uśmiechnął się paskudnie, a ona jakby zbladła. Słyszała o efektach jakie powoduje ta moc. Podobna była do Macek Cienia, jednak tutaj zamiast atakować zewnętrznie, macka dostawała się do wewnątrz ofiary i rozrastając dosłownie rozrywała cel od środka.
- Cóż, obawiam się że to co zrobię może nieco boleć, ale żywię szczera nadzieję, iż wykażesz się dostateczną siłą ciała i ducha, i dumnie to zniesiesz.
W stronę kainitki błyskawicznie wysunęło się kilka macek i pochwyciło ją. Arcybiskup skoncentrował się i wyrzucił przed siebie jeszcze jeden cień, bardziej zwinny, potężniejszy i.. namacalny.
Victoria widząc to wpadła w panikę. Za wszelką cenę starała się wyrwać mackom, jednak na próżno. Walczyła z całych sił kiedy cień podpełzł bliżej. Patrzyła z przerażeniem jak macka "kąsa" ja w nogę i przez utworzona ranę zaczyna wciskać do środka. Jej ciało ogarnęła fala bólu. Pasożyt rósł niszcząc wewnętrzne tkanki. Lasombra obserwował z rosnącym zainteresowaniem efekty swej "pracy". Dziewczyna tylko piszczała i szarpała się próbując uwolnić.
- Spokojnie, nie walcz z tym. Nie jestem mistrzem tej mocy i mógłbym stracić nad nią kontrolę i niechcący coś ci zrobić.. Chyba tego nie chcesz..
W odpowiedzi tylko zasyczała z bólu.
- Csssiiii. Wiem że boli, ale wytrzymasz. Nie zabije cię, to by było za proste. Mam co do ciebie inne plany. Pobawię się tylko jeszcze trochę..
Strasznie cierpiała niszczona przez cienistego napastnika. Pomimo bólu starała się wypatrzyć sprawcę swego stanu. Miała nadzieję, że w jakiś sposób złapie z nim kontakt wzrokowy i za pomocą Dominacji zmusi by przestał.
Arcybiskup de Polonia podszedł bliżej, stanął dokładnie pod żyrandolem. Dziewczyna rzuciła na niego okiem i do głowy przyszła jej jedna myśl. Gdyby w jakiś sposób udało jej się uzyskać kontrolę nad cieniami i wypuścić macki, mogłaby odwrócić uwagę sabatnika i zrzucić na niego żyrandol. Za pomocą siły woli zignorowała trawiący ją ból i skoncentrowała na ciemnościach zalegających w pokoju. Po chwili cos jakby drgnęło, kilka cieni przesunęło się na sufit, a potem popełzło do żyrandola. Lasombra nie zauważył tego, skoncentrowany był za bardzo na zmianach zachodzących w ciele kainitki.
Ból stał się nieznośny, zamknęła oczy i zdążyła tylko krzyknąć
- Dość !!!
W tym momencie kołysany przez jej macki żyrandol poleciał w dół. Polonia nie zdążył uniknąć przedmiotu- ogromny mosiężny żyrandol przybił go do podłogi. Pręty i kryształy wbiły się w ciało, tnąc tkanki i sprawiając ból.
Sabatnik zdekoncentrował się i przerwał swój atak. Poraniona Ventrue upadła na ziemie, ale widząc unieruchomionego wampira używając resztek sił wysłała w jego kierunku kilka macek, które zaczęły spijać dla niej jego vitae, kąsając bezwładne ciało. Victoria powoli odzyskiwała siły i dzięki "pitej" krwi regenerowała rany. Rządzący NY członek Miecza Kaina drgnął pod przygniatającą go masą, odwrócił głowę i skrzyżował wzrok z dziewczyną. W jego spojrzeniu widać było zdziwienie i złość. Wstała już zregenerowana, odwołała macki i patrząc na bezbronnego sabatnika wybuchła szyderczym śmiechem.
To był jej błąd. Rozwścieczony Polonia za jednym zamachem poderwał się z ziemi, zrzucił żyrandol na podłogę i wystawiając pazury skoczył na istotę na tyle głupią, że rzuciła mu wyzwanie.
Nawet nie próbowała parować ciosów, był na to zbyt szybki. Pazury raz po raz zagłębiały się w delikatnym ciele Ventrki, rozrywając je na strzępy. Uderzając kolejno o ściany i lądując z impetem na ziemi krzyknęła z bólu. Nie zatrzymało to furii Sabatnika. Nie było w nim już za grosz litości czy współczucia. Wyprowadziła go z równowagi i mścił się teraz za upokorzenie i rany jakie mu zadała. Obawiał się, że nie zdąży ich zaleczyć zanim uda się na audiencję i zmuszony będzie przyznać się że przywaliła mu jakaś suka z Camarilli.
Złapał zmaltretowaną Victorię i zamiótł nią podłogę..

Znęcał się nad nią dopóty, dopóki nie straciła przytomności. Gdy wyglądało że jest martwa bądź w ciężkim letargu kazał zmasakrowaną wrzucić do celi i zakuć w kajdany. Pod żadnym pozorem nikomu nie wolno było do niej wchodzić, a tym bardziej karmić. Sam na szybko regenerował swoje rany, gdyż goście właśnie przybyli.

Holl po małej "zabawie" Arcybiskupa cały zaplamiony był krwią. Miejscami ciekła po ścianach, a na ziemi było wręcz kilka kałuży, w których leżały odłamki kryształów ze stłuczonego żyrandola pomieszanych z drobnymi kawałkami ciała Victorii, wydartymi pazurami podczas walki.
Rekruci sprzątali go dobre parę godzin...