|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Kilian
Od kiedy pamiętam była zawsze przy mnie, strzegła mnie, czuwała nade mną, troszczyła się o mnie, spełniała moje prośby, jeśli nas było na to stać... Kochałem ja a ona mnie. Co wieczór opowiadała mi na dobranoc historie o narodzinach i upadkach rodów "Nieludzi", o mocy drzemiącej w każdym z nas, o potędze Pradawnych... Mieszkaliśmy w małym mieszkanku gdzieś na obrzeżach Londynu. Ja i ona, mały chłopiec i prawie dorosła kobieta, brat i siostra. Nikt inny nie był nam potrzebny. Czasami tylko odwiedzała nas jej przyjaciółka Lili, zamykały się wtedy na długie godziny w jednym z pokoi i śpiewały dziwne pieśni w jakimś nieznanym mi wtedy języku. Rodziców prawie nie pamiętam, umarli podczas lokalnej epidemii grypy, gdy miałem dwa lata. Zostawili nam mały majątek, wystarczający aby przeżyć skromnie kilka lat. Nasze szczęście trwało do moich 10 urodzin. Aż trudno uwierzyć iż wszystko, co budowaliśmy razem przez tyle lat, mogło tak szybko zamienić się w nicość... Żądza zemsty zastąpiła miłość, radość zamieniła się w wieczny ból w ciągu zaledwie jednej, pięknej, księżycowej nocy...
- Kilian!!! Kilian, wstawaj!!! Musimy uciekać!!!
- CO.. Co się stało? - usiadłem na skraju lóżka i przetarłem oczy - Dlaczego krzyczysz Margareth??
- Nie ma czasu na rozmowy!! Ubieraj się!! Musimy jak najszybciej stad uciekać!! - z jej oczu wyzierał nieopisany strach - Oni zaraz ty będą! Kilian błagam Cię... pospiesz się...
- Kto będzie?? Marga...
Nie dokończyłem słowa gdyż siostra chwyciła mnie za ramie i pociągnęła za sobą. Biegliśmy. Przedzieraliśmy się przez najgęstrze chyba w okolicy zarośla... Po pewnym czasie krzaki zamieniły się w las. Biegliśmy tak może przez godzinę. W końcu wybiegliśmy na środek dobrze oświetlonej polany. Zza krzewu róży, który rósł opodal, wyłoniła się Lili, ubrana w piękną, podłużysta szatę w kolorze najjaśniejszej bieli.
- Margareth, musimy iść... - mówiąc to wyciągnęła dłoń w kierunku mojej siostry - wiesz ze to nieuniknione.
- Tak wiem... Kilian... - odwróciła się w moim kierunku - Musze iść... Obiecałam... Jeśli cos mi się stanie, idź z Lili... A teraz schowaj się w tamtej jamie - wskazała palcem ledwo widoczne wejście do podziemnej kryjówki. - i pod żadnym pretekstem nie wychodź stamtąd. Rozumiesz?? Choćby nie wiem co się działo... Idź już!!! Oni zaraz tu będą...
Posłusznie wczołgałem się do zagłębienia w ziemi. Przez Otwór którym się dostałem do środka mogłem obserwować rozgrywającą się na polanie scenę, a było co oglądać. Po środku leśnego przejaśnienia stały zwrócone do siebie plecami moja siostra i Lili, śpiewały jedna ze swoich pieśni i rysowały w powietrzu płonące jasnym ogniem znaki. Dookoła nich roiło się od dziwnych istot: pół-ludzi, pół-wilków. Co jakiś czas jeden z nich odrywał się od gromady i rzucał się w ich stronę, jednak po chwili odbijał się od niewidocznej bariery i padał jak rażony piorunem. Po pewnym czasie obie dziewczyny zamilkły, znaki rozbłysły po raz ostatni ogarniając poświatą cala polanę, pozostawiając przy życiu, oprócz dziewczyn, tylko dwa stwory. Powoli czarodziejki osunęły się na ziemie. Ciężko dyszące wilkołaki (jak później się dowiedziałem to były właśnie one) widząc to bez zastanowienia dopadły nieprzytomnie ciała. Jako pierwsze rozszarpały zwłoki mojej siostry. Nieograniczone cierpienie zawładnęło mną całym, chciałem biec, uratować moja siostrę ale cos mnie powstrzymywało, w głowie mi szumiało, nie mogłem wykonać ani jednego kroku. Nagle straszny ból ogarnął moje ciało. Zemdlałem.
Obudziłem się w ciemnym pokoju, leżąc na wygodnym materacu. Usłyszałem czyjeś kroki wiec zamknąłem oczy aby ten ktoś pomyślał sobie ze jestem dalej nieprzytomny. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się z hukiem. Przez zmrużone oczy obserwowałem jak czarna postać wkraczała majestatycznym krokiem do środka.
- Kilianie, otwórz oczy, nie udawaj ze nadal spisz. Potrafię czytać w twoich myślach jak w otwartej na oścież księdze.
Niechętnie posłuchałem rozkazu nieznajomej postaci, chroniąc oczy przed światłem wypływającym zza drzwi usiadłem.
- Ki... Kim jesteś?? Gdzie jest Margareth!!!!! - wykrzyknąłem.
- Czyżbyś mnie nie poznawał?? To ja Lili. Obiecałam jej ze się zajmę tobą i twoim wykształceniem. Co do twojej siostry... Ona jest martwa. Poległa w walce ze stadem wilkołaków.
- CO?? TO NIEMOLIWE MARGARETH NIE MOZE... NIE TO JAKAS POMYLKA!! WYPUSC MNIE STAD!!! MARGARETH!!!!! - nagle wszystkie wspomnienia z poprzedniego wieczoru zwaliły się na mnie jak lawina - nie... niee... NIE!!!!! SKORO TY ZYJESZ TO ZNACZY ZE ONA TEZ MUSI!!! KLAMIESZ - łzy pociekły mi po policzkach - GDZIE JEST MARGARETH??!! MOW!! - rzuciłem się z pięściami na Lili jednak nim ja dosięgłem jakaś siła obezwładniła mnie.
- To bezcelowe Kilianie. Musisz przyjąć do wiadomości ze jej już nie ma wśród nas... a teraz wstawaj bo mamy przed sobą długą podróż.
Dni mijały jeden po drugim... Czas dłużył się w nieskończoność. Po około miesiącu podroży zatrzymaliśmy się w jakiejś wiosce. Po wynajęciu pokoju przydrożnym motelu Lili poszła na rynek uzupełnić nasze zapasy. Ja tymczasem postanowiłem zwiedzić miasto. Jako pierwszy cel obrałem sobie stary, gotycki kościół. Z jego wnętrza emanował spokój a zarazem jakiś bliżej nieopisany strach... Dwa sprzeczne uczucia połączone ze sobą. Było w nim cos, co mnie przyciągało... Wpatrzony w świątynię przesiedziałem, nawet nie wiem kiedy, prawie cały dzien. Zbliżał się zmrok, kiedy postanowiłem wejść do środka. Masywne drzwi z zadziwiającą lekkością ustąpiły pod naporem mojej ręki. Widok wnętrza zaparł mi dech w piersi. Wspaniale, oświetlone setkami świec, wnętrze... Witraże, w wysokich, wąskich oknach łapiące ostatnie promienie zachodzącego słońca, zdobione sklepienia, wspaniale figury świętych porozstawiane po katach... wszystko to sprawiło ze musiałem na chwile usiąść. Wtedy zdałem sobie sprawę ze nie jestem sam. Znajomy mi glos nucił jedna z tych niesamowitych pieśni opiewających Moc, pieśni, które ona śpiewała mi czasami... Moja siostra. "Nie to nie może być ona" powtarzałem w myślach "Ona nie żyje...". Z każda chwila glos jakby się zmieniał... Zrobił się wyższy, bardziej dojrzały, pełny głębi... I wtedy ujrzałem ja. To była Lili, jednak różniła się trochę od dziewczyny która znalem, emanowała z niej potęga tak wielka ze niemal mogłem ja zobaczyć. Pomimo braku wiatru jej długie włosy poruszały się, żyjąc jakby swoim własnym życiem... Stała tak pełna mocy i szczęścia. Powoli skierowała wzrok w moja stronę. Odezwała się:
- Podejdź Kilianie.
Posłusznie wstałem i podszedłem do niej.
- Zamknij oczy i rób to, co Ci powiem. Przypomnij sobie noc, podczas której zginęła twoja siostra. Przypomnij sobie co Ci się wtedy śniło... Postaraj się...
Skoncentrowałem się z całych sil, aby przypomnieć sobie ten sen. Nagle znalazłem się w zupełnie innym miejscu. Stałem na skraju lasu i obserwowałem scenę, która się tam rozgrywała. Na przyleśnej lace znajdowały się dwie postacie. Jedna z nich wydawała mi się dziwnie znajoma. Usłyszałem rozmowę...
- Jesteś przekonany ze tego chcesz??
- Tak.
- A zatem niech się stanie.
Istota w płaszczu rzuciła się na drugiego osobnika i wbiła mu zęby w szyje, po czym zaczęła spijać jego krew. Wtedy ujrzałem dokładnie twarz ofiary... Ogarnął mnie szok. Była to moja twarz. Trochę zmieniona, ale wciąż należała do mnie. Przykryła mnie ciemność. W głowie usłyszałem jedna z piosenek siostry... "Tak kusi Cię, ten żar. Pali Cię tak jak śmierć. Twój sen, to śmierć. Nigdy już nie zbudzisz się z tego snu. Twój los ma kres, kończy się, nigdy nie będziesz wśród żywych. To jest śmierć, To życia koniec, to twoja płynie krew. Tak śmierć. Twoja krew, to śmierć....". Nastała cisza. Obudziłem się w wielkim łożu. Obok lóżka siedziała Lili.
- Dobrze ze już wstałeś. Musimy porozmawiać.
- O czym??
- Hmm... O mnie i twojej siostrze, o wydarzeniach w kościele.... o wielu rzeczach....
- Niechaj i tak będzie...
Przez następne kilka dni Lilia wyjaśniła mi pare spraw. Dowiedziałem się ze ona i Margareth są (a właściwie Margareth była) kapłankami Lilith, matki Mocy. Tamtej nocy, miały za zadanie obronić Londyn przed atakiem jednego z najgroźniejszych plemion łakow. Dobrze wykonały swoje zadanie, jednak moja siostra przypłaciła to życiem... Przed śmiercią Margo przekazała mi mały prezent, cząstkę swych umiejętności odpowiadającą za widzenie przyszłości i prawdopodobnie ujawniła się ona w tamtym śnie objawiając wydarzenia, które maja nastąpić. Przekazała mi tez ostatnia wole mej siostry... Chciała ona abym stal się kimś wielkim i pomścił jej śmierć.
Kilka następnych lat poświęciłem zgłębianiu wiedzy, która miała mi kiedyś pomoc. Nauczyłem się mądrze korzystać z mojego daru jasnowidzenia, przywoływania mocy opiekuńczych oraz paru innych prostych zaklęć. W wieku 16 lat wszystko miało się diametralnie zmienić... Cały mój dotychczasowy świat miał przestać istnieć....
Była to październikowa noc. Pałętałem się po lesie w poszukiwaniu ostatnich tego roku ziół. Nagle usłyszałem czyjś glos a chwile później zobaczyłem jego właścicielkę.
- Niech to... Zgubiłam się... Dziwnym nie jest. Tak to jest jeżeli się słucha paplaniny swojego obiadu... - jej oczy skierowały się na mnie, przeszedł mnie paraliżujący dreszcz - A co ty tu robisz??
- Z- z- zbieram zioła.
- Zbierasz zioła powiadasz... A nie za późno już na to?? - w świetle księżyca ujrzałem jej mlecznobiałe kły - A mnie się wydaje ze szukasz guza... - zbliżyła się do mnie i z masakryczną radością pogładziła mnie po policzku - gdzie tu jest najbliższe wyjście z tego lasu??
- Na- na południe stad...
- Hmmm... a może wyprowadzisz mnie stad, co?? Nie mam najmniejszej ochoty łazić po tych krzakach cala noc.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem...
- Co?? Ty śmiesz mi warunki stawiać?? Czy ty wiesz kim ja jestem??!!
- Prawdopodobnie jesteś wampirzyca - mój strach gdzieś zniknął - a mój warunek brzmi: chce zostać jednym z was.
- ??!! - wpadła w osłupienie - Hahahaha!! - zaśmiała się - Podobasz mi się... Szczególnie to ze jesteś taki bezczelny. - nastąpiła chwila ciszy - Zgoda. Wyprowadź mnie stad a spełnię twoja prośbę.
Szliśmy znanymi tylko nielicznym ścieżkami prowadzącymi do mojego domu.
- A dlaczego chcesz stać się jednym z nas?? - przerwała milczenie
- To długa historia... - opowiedziałem jej o moim życiu, o śmierci mojej siostry oraz o tym ze chce zostać wampirem po to, aby się zemścić. Znaleźliśmy się na skraju lasu.
- Pora żebyś spełniła złożoną mi obietnice pani.
- Nie martw się... Sadze jednak ze znam kogoś, kto byłby lepszym opiekunem dla ciebie. Za równo rok, ani dnia mniej ani więcej bądź w tym miejscu, przybędzie tu ktoś wysłany przezemnie. Powoła się na moje imię. On zostanie twoim ojcem.
- Ale ja... nie znam twojego imienia...
- Fakt... Jestem Avaria. Dla znajomych Avi. A teraz musze znikać bo świt już niedługo. Zegnaj młody śmiertelniku.
Znikneła. Prawdopodobnie pobiegła gdzieś się ukryć, ale jako śmiertelnik nie mogłem zobaczyć jej ruchów.
Wróciłem do domu. Spotkanie z Kainitką utrzymałem w tajemnicy przed Lili. Rok minął niespodziewanie szybko. Noc zapowiadała się wspaniale, wielki księżyc wzniósł się bardzo wcześnie, jakby chciał mi przypomnieć ze musze się już zbierać. Nad ziemia unosiła się mgła. W krótkim czasie dotarłem na umówione miejsce. Dookoła panowała cisza. Miliardy gwiazd na niebie lśniły jakby tylko dla mnie. Wtedy pojawił się on. Ubrany był w płaszcz sięgający kostek powiewający przy najmniejszych podmuchach wiatru, czarne okulary, spodnie i t-shirt tego samego koloru oraz dwa pierścienie na lewej ręce.
- To ty jesteś Kilian tak??
- Zależy kto pyta...
- Przysyła mnie Avi.
- Tak to ja... Ty masz zostać moim ojcem??
- Nie tak szybko. Najpierw poddam cię paru testom... Jeśli zdasz, staniesz się dumnym członkiem klanu Tremere, jeśli nie... cóż... jeszcze nic nie jadłem dzisiejszej nocy...
- Zgoda.
- A czy ja się pytałem o zgodę?? Nie masz innego wyjścia.
Ściągnął okulary. W blasku księżyca ujrzałem jego czerwone oczy... Wbił we mnie wzrok.
- A wiec zaczynajmy.
Zaczął zadawać mi pytania, jedno za drugim, nie czekając aż skończę odpowiadać do końca.
- Hmm... Wydajesz się być odpowiednim kandydatem, jednak jesteś jeszcze bardzo młody... Jesteś przekonany ze tego chcesz??
- Tak.
- A zatem niech się stanie... - po tych słowach rzucil się na mnie.
Sen... Pieśń... Ta pieśń.... Tak jak przed laty usłyszałem glos mojej siostry... "To nie sen... To jest jawa nie sen, co tylko błądzeniem jest, we mgle. Twoim życiem kieruje przypadek, bezwolny, sam nie wiesz gdzie. Nie śnisz... A sen... To jedyne wytchnienie od losu twojego co piekłem jest. Tak kusi Cię, ten żar. Pali Cię tak jak śmierć. Twój sen, to śmierć. Nigdy już nie zbudzisz się z tego snu. Twój los ma kres, kończy się nigdy nie będziesz wśród żywych. To jest śmierć, To życia koniec, to twoja płynie krew. Tak śmierć. Twoja krew, to śmierć...."
Imię: Kilian
Gracz: Kilian
Klan: Tremere (obecnie Antitribu)
Natura: Wizjoner
Postawa: Dziecko
Pokolenie: 8
Ojciec: Nargoth
Przemieniona: 2004
Data Urodzenia: 1987
Wiek:18
Atrybuty:
|
|