AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1



Ranmaru



Karol Banach

Poznań, 2 grudnia 1934

Najdroższa!
Ciężko mi pisać z pełną świadomością, że najprawdopodobniej będzie to mój ostatni list do Ciebie.
Tak wiele zdarzyło się, że nie jestem tego w stanie ogarnąć rozumem. Tak, jest coś czego ja nie pojmuję i niech Cię to nie dziwi. Prawie widzę jak uśmiechasz się znad swojej jedwabnej chusteczki. Moja Mona Lisa. Pamiętam jakby to było dziś. Sad twoich rodziców i jabłoń, pod którą siadaliśmy w upalne dni.
Historia, którą Ci tu opowiem być może wyda Ci się zbyt niewiarygodna by była prawdziwa, lecz zważ, że nie okłamałem Cię nigdy i nie śmiałbym robić tego teraz.
Szczęściem prawdziwym była dla mnie wieść, że Ty i Twoja rodzina uszliście cało z okropieństw Wielkiej Wojny. Ja miałem mniej szczęścia. Choć, uprzedzając Twą troskę, jestem cały, jedynie nie do końca zdrów. Jak pewnie pamiętasz tuż przed tym godnym pożałowania zamachem wyjechałem do Anglii, gdzie dostałem pracę w charakterze asystenta u mego mentora komandora Dennistona.
Szczegółów nie mogę Ci tu wyjawić, ale kiedy tylko dowiedziałem się, że w Ojczyźnie utworzono podobną co w Cambridge, gdzie wtedy pracowałem, placówkę, niezwłocznie poprosiłem o pozwolenie powrotu do kraju. Skłamałbym mówiąc, że było mi lekko gdyż prawie od dwudziestu lat mieszkałem na brytyjskiej ziemi i zdążyłem się zżyć z nią i jej mieszkańcami, a także zyskać paru oddanych przyjaciół. Czymże są jednak życzenia jednostki wobec potrzeb Ojczyzny. Przybyłem do Poznania w wietrzny i deszczowy dzień. Serce mi niemalże z piersi wyskoczyło, na dźwięk polskiej mowy. ...

I tak dalej w podobnym tonie. Karol uśmiechnął się do siebie. Starannie złożył pożółkłą kartkę i schował ją do kieszeni.
Minęło dokładnie siedemdziesiąt lat odkąd rzucił intratną posadę w Bletchley Park i wiedziony poczuciem patriotyzmu wyjechał do Poznania, żeby zatrudnić się w nowopowstałym Biurze Szyfrów pod komendą majora Gwidona Langera. Jakże świat się zmienił od czasów kiedy pisał ten list. Zdawało by się, że siedemndziesiąt lat to wcale nie tak wiele. Praca z najtęższymi umysłami kraju. Enigma. Szwajcarski szyfr. Wtedy zdawało im się, że mogą wszystko. Potem przyszły rozczarowania jedne po drugich. Anglicy chętnie przyjęli wyniki ich badań. Nie odwdzięczyli się jednak podobnym gestem. Współpraca z Francuzami przebiegała równie owocnie. A potem wybuchła wojna...
Druga Wojna Światowa była dla niego jak ciemna plama w życiorysie. Ewakuowano ich do Rumuni rojącej się do niemieckich szpiegów, potem do Francji. Gretz-Armainvillers leżało 40 km na południowy-wschód od Paryża. Siedziba francusko-polskiej komórki wywiadu mieściała się w Chateu Vignoles. Na początku mieli tylko jedną Enigmę, za to pracowali non-stop, na trzy zmiany licząc się z możliwością, że mogą zostać wezwani o dowolnej porze dnia czy nocy. Kiedy on tam przybył komórka działała pełną parą. Nie dało się jednak nieodczuć napięcia pomiędzy trójka officers-in-charge. Majorem Langerem, ze strony polskiej, kapitanem Bertrandem, ze strony francuskiej i angielskim oficerem łącznikowym kapitanem MacFarlanem.
W chaosie, który nastąpił po 10 maja 1940 roku, kiedy Niemcy ominęli linię Maginota i zaatakowali Francję od strony Belgii i Holandii, komórka prawie poszła w rozsypkę. Kilka nieudanych prób ewakuacji. Wreszcie szczęścliwe dotarcie do Algierii. Mimo upływu lat Karol nadal pamiętał dobrze, co wtedy przeszedł. W Algierii wylądował w szpitalu. Zapalenie płuc. Skutkiem czego nie wziął udziału w kolejnej akcji.
Karol podniósł się z krzesła. Ekspres wyłączył się z cichym syknięciem. Postawił filiżankę na kratce i chwilę później pił gorące mocaccino przyglądając się banieczkom spienionego mleka. Nowoczesna technologia to piękna rzecz. W szpitalu w Algierze odnalazł go jego dawny kolega z Bletchley Park, Stanley Hansen. Siedział przy nim kiedy Karol wracał do zdrowia i opowiadał o nowej jednostce utworzonej przez brytyjski wywiad. Ściśle tajnej, ale mającej dostęp do maszyn typu Collossus i prawie nieograniczonych funduszy. Przekonywał, że i tak nie zdoła dołączyć do zespołu "Kadyks" pod Marsylią, więc byłoby nie od rzeczy przydać się gdzie indziej. I tak, mówił, Kadyks raportuje bezpośrednio do Londynu, więc będziesz bliżej najważniejszych informacji i centrum decyzyjnego niż cudowne dziecko Rejewski. Zwłaszcza, że to w Cambridge jest Turing. Alan Matchison Turing. Karol zawsze chciał go poznać. Odkąd tylko o nim usłyszał tuż przed swoim wyjazdem z Wielkiej Brytanii do Polski. Sam Bletchley Park rozrósł się z dwustu osób, które Karol pamiętał z czasów przedwojennych do ponad półtora tysiąca. Komórka zaś, o której opowiadał mu Stanley, mieściła się w Chatham, zajmowała komunikacją Wermachtu i liczyła zaledwie osób dwadzieścia plus dziesięć personelu pomocniczego. Sami starzy znajomi, powiedział Stanley. Dał się wreszcie przekonać i kiedy tylko stan zdrowia mu na to pozwolił, opuścili Algierię udając się do Anglii.
A potem był jeden długi sen. Dwa nierealne lata niczym marzenie. Co potrzeba matematykowi do szczęścia? Żeby go zostawić w spokoju, w miejscu, gdzie nikt nie przeszkadza, zapewnić jedzenie i dach nad głową. W takich warunkach da się pracować. A on miał lepsze. W Chatham zamieszkał w starym dworku razem ze Stanleyem jeszcze dwoma "kandydatami". Kiedy nie pracowali toczyli niekończące się tematy na różne ciekawe tematy. Z nich czterech Stanley zawsze był najlepiej poinformowany o najnowszych ideach i trendach we współczesnej matematyce. On też najczęściej wzywany był do dowództwa. W końcu oznajmił im, że został przyjęty, wyprowadził się i przeniósł do głównej kwatery. Trzy miesiące później Karol został wezwany na rozmowę. Była to najdziwniejsza rozmowa w jego życiu. Poza nim uczestniczył w niej Stanley i zastępca dowódcy komórki Chatham, kapitan Seamus MacPherson. Odkąd zatrudnił się w Bletchley Park, klan go obserwował. Klan Tremere. Nie wierzył wcześniej w wampiry. Nie myślał o takich rzeczach. Ale dotarły do niego logiczne argumenty. I mały pokaz ze strony Seamusa. Dostał i przyjął propozycję, podobnie jak wcześniej Stanley. Nieśmiertelność to mnóstwo czasu...
Cena była wysoka. Bardzo. Ale po okropieństwach dwóch wojen niewiele już mogło go przestraszyć czy zrobić na nim wrażenie.
Karol dokończył kawę. Czasem zdawało mu się, że teraz i tutaj żyje pełniej niż kiedy był jeszcze człowiekiem. Skończyła się wojna. Chathamska chantra przeniosła się do Londynu, a on razem z nimi. Seamus uznał, że byłoby dobrze uzupełnić jego wykształcenie, więc zrobił doktorat w Cambridge, a potem jeszcze habilitację, na Todai w Japonii.
Kiedy on był w Japonii chantra wróciła do Chatham, ale zaginął Stanley. Później okazało się, że przyłączył się do anarchistów. Seamus kiedy w końcu go znalazł dał mu odczuć jak bardzo się na nim zawiódł. Karol pierwszy raz na dobre się przeraził. Nie wiedzial, nie zauważył, że Seamus i Stanley od jakiegoś czasu nie bardzo się dogadywali. Seamus wymagał bezwzględnego posłuszeństwa, ale Karol był do tego przyzwyczajony. Od studiów związany w ten czy inny sposób z wojskiem, potem z wywiadem, a tam nieposłuszni giną. Nie zdziwiło go to, że Seamus skoro przyjmuje go do siebie i daje mu możliwość takiego, cokolwiek kontrowersyjnego, ale rozwoju, będzie miał wymagania. Był jednak również przywyczajony, że o własnych ludzi się dba. I prędzej się ich ratuje, a nie zabija. I w dodatku z tak wybitnym okrucieństwem. Seamus uważał to za pouczający przykład. Był wręcz zdziwiony i lekko zdegustowany, że Karol tak się sprawą przejmuje. Po to się przecież inwestuje w młodych, żeby później klan miał z nich pożytek. A on najwyraźniej uznał, że będzie z niego jakiś wybitny pożytek, bo nakazał mu natychmiast wracać do Chatham. Więc wrócił. Ostatecznie wyszło mu to na dobre, bo Seamus okazał się bardziej skłonny do dzielenia się wiedzą niż przed incydentem ze Stanleyem. Opowiedział mu historię klanu, jego roli w Camarilli, jego planów na przyszłość. O swoich własnych planach, jakie miał wobec Chatchamskiej Fundacji. Wreszcie zaś opowiedział mu o taumaturgii. Krótko mówiąc narobił mu nadziei. Było jednak już wtedy jasne, że nie mogą się dogadać. Po kolejnych paru latach kiedy Karol wykazywał wobec swego mentora wiele szacunku, ale mało entuzjazmu, Seamus uznał, że należy go przenieść. Wybór padł na Japonię, bo tamtejsi Tremerzy wyrazili zgodę na przyjęcie ucznia z Europy, a ponad to Karol w Japonii już był i dał się im poznać. Pożegnany dobrze, choć nie wylewnie wyjechał. Zaczął od pobytu w Tokio i było mu tak całkiem dobrze kiedy spotkał pana Iwai. Saki Iwai był z Osaki i Karol spotkał go w trakcie swojej habilitacji na Todai. Iwai zaprosił go do siebie, a usłyszawszy pełną wersję jego historii oświadczył, że przedstawi primogenowi propozycję przenosin Karola do Osaki. Primogen nie wyraził sprzeciwu. Tokyo również zaakceptowało ten pomysł, bo choć współpracowało im się dobrze, niespecjalnie się zżyli. Karol wysłał wiadomość do Seamusa o swoich przenosinach i uzyskał aprobatę oraz życzenia powodzenia. Włącznie z nim w Osace było pięciu Tremerów. Primogen Tsuyoshi Okabe, do którego Karol od razu nabrał uprzedzenia. Primogen nie mieszkał w Fundacji. Miał swoją domenę w okolicach lotniska, podczas gdy Fundacja znajdowała się blisko stacji Okamozu. W Fundacji był jeszcze pan Iwai oraz dwóch innych Kimura Suzuki i Ichiro Inoue. Z tą trójką Karol szybko znalazł wspólny język, pomimo dzielących ich lat i różnic kulturowych. Kimura był synem pana Iwai i zaraz po Karolu najmłodszym członkiem chantry stąd dużo czasu spędzali razem. Wciąż jednak Karol pozostawał przede wszystkim gaijinem. Do czasu jednak...
Do czasu kiedy w wyniku nie do końca dla niego zrozumiałych intryg, primogen, pan Okabe, został oskarżony o zdradę klanu i wywieziony na proces do Wiednia. Decyzją Księcia, zgodnie z przewidywaniami, nowym primogenem został pan Iwai. A Fundacja przeszła szczegółową inspekcję z centrali. Pana Iwai bardzo dotknął fakt, przez tak długi czas żaden z nich nie zauważył, że w ich własnej Fundacji dzieje się coś niedobrego. A jak miał zauważyć, stwierdził wtedy Karol do Kimury, skoro pan Okabe był chyba najbardziej skrytą osobą jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi. Nawet nie mieszkał w Fundacji, tylko w swoim hotelu na lotnisku Kansai. Ostatecznie jednak wyszło im to na dobre, bo centrala uznała, że żaden z nich nie współpracował świadomie ze zdracją. Przysłali im jednak obserwatora na czas nieokreślony. I to okazało się być szczególnie miłym zbiegiem okoliczności dla Karola. Obserwator pochodził ze Stanów, konkretnie z Hawajów, wyglądał jak rodowity Japończyk, ale...
Ale zachowywał się jak stu procentowy gaijin, a to dzięki swemu amerykańskiemu wychowaniu. Po japońsku zaś mówił bardzo słabo choć wykazywał chęć nauczenia się języka swoich przodków. No i był młodszy od Karola. To wszystko razem wzięte sprawiło, że Shinza, a właściwie Shinzaburo Anda, miał szansę dostać za chwilę kawę pod nos.
Karol postawił swoją pustą filiżankę na kratkę ekspresu i poszedł szukać kubka dla Shinzy.
Przy młodym sam czuł się jakby miał z pięćdziesiąt lat i dwie wojny mniej. I przy tym wszystkim chłopak był zwyczajnie sympatyczny. Zupełnie bezinteresownie sympatyczny.

Imię: Karol Banach
Gracz: Karolek
Klan: Tremere
Natura:
Postawa:
Pokolenie: 11
Ojciec: Seamus MacPherson
Przemieniona: ok. 1950
Data Urodzenia: ?
Wiek: ?

Pozycja: Archont (j. Nendir), Seneszal (Victorii)

Atrybuty:

Karol prywatnie
Karolek i Victoria na oficjalnym zjeździe