AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1







Foxen

-Aaaaaaa!!!!! Potwór!!!!- Ileż to już razy słyszałem te słowa? Zbyt wiele......

-Wojtek! Chodź no tu! Ile razy mam Ci powtarzać żebyś nie zadawał się z tym pospólstwem. Oni nie są nas godni.- Tak powiedziała do mnie pani matka kiedy spotkałem pierwszych rówieśników którzy się ze mną bawili. Ale musiałem być posłuszny. Nienawidzę tego. Już w tedy chciałem coś zrobić, sprzeciwić się...ale nie mogłem. I już na zawsze pozostałem sam...

Jakiż to okrutny los sprawił, że moje życzenie śmierci matki ziściło się tka szybko. Kiedy miałem 16 lat. Zostałem naprawdę sam. Nie zrobiło to na mnie różnicy. Żyłem tak jak dawniej. tylko osoba tyrana w domu się zmieniła. A i tak nie na długo. Mój Majordomus miał się opiekować majątkiem (i mną) po śmierci matki. Cóż, zaopiekował się bardzo dobrze. Tak dobrze, że upozorował moja śmierć(wspomniałem chyba, że moja matka była BARDZO bogata). No i tak wylądowałem na bruku. Jakże miło było tak pochodzić ulicami po tych ciemnych, strasznych zaułkach, do których zawsze miałem zakaz chodzić. Było tak fantastycznie. Do czasu. Jak to zwykle bywa poszedłem w nieodpowiedni miejsce. Nie pamiętam za dobrze tamtego spotkania. Wiem, że byłem dość poturbowany. A już zbliżali się następni. Ci wyglądali jeszcze gorzej. Byli głodni. Uciekłem. Ledwo biegłem, jednak strach dodawał mi sił. Musiałem iść gdzieś spać. Wiedziałem, że nie mogę tu zostać bo nie przeżyję nocy. I w tedy odezwał się jeszcze raz los ze swoim nieskończonym okrucieństwem. Wpadłem do kanału. I już po raz kolejny myślałem że to zbawienie. I z początku miałem rację. Pierwszą noc przeżyłem bez problemu. Gorzej z dniem. Musiałem zdobyć pożywienie. I przestałem się dziwić czemu tamci wyglądali na głodnych. To nie była łatwa sztuka. Przez cały dzień nie zdobyłem niczego. Dopiero w nocy udało mi się coś ukraść. Wiedziałem ,ze mogę żyć tylko w nocy. Znalazłem sobie schronienie w kanałach. Poruszałem się po nich całkiem dobrze. Żyłem tak przez rok. To był ciężki rok. Parę razy o mało nie zginąłem. Aż nagle, ni stąd ni z owad spadł mi na głowę człowiek. Wyobraź sobie. Idziesz kanałami. Idziesz po swoim królestwie aż tu spada Ci na głowę człowiek. Z początku prawie go zabiłem... ale nie, nie mogłem zabić człowieka bezbronnego...ach jakiż słaby w tedy byłem. Ale to dziwne. Ta decyzja wyszła mi na dobre. To był taki sam włóczęga jak ja. Ale on znał świat na górze. I ten świat go nie akceptował. Jego jedynym ratunkiem była ucieczka. Dałem mu schronienie. Nakarmiłem, uczyłem. A on nie pozostał mi dłużnym. Nauczył mnie strzelać, bić się, poznał mnie z prawami tego świata. Zżyliśmy się. W tedy dopiero poczułem co to znaczy mieć przyjaciela. Razem robiliśmy wszystko. Zaczęliśmy od małych wyskoków po jedzenie, a skończyliśmy na prawdziwym napadzie. Mieliśmy tyle pieniędzy że kupiliśmy sobie broń. Teraz byliśmy niepokonani. A ja wreszcie nie byłem sam... i jak to zwykle bywa, szybko się to skończyło.

Przez rok naszej znajomości działy się rzeczy o których nie mieliśmy bladego pojęcia. Żyliśmy w świecie, który rządzi się swoimi prawami i mają swoich królów. To były kanały Nosferatu. Kiedyś dostrzegł nas pewien wampir. My o niczym nie wiedzieliśmy, jednak jego zaintrygowała obca obecność. Kiedyś wszedł do nas do schronienia kiedy akurat jedliśmy....

- Witajcie - powiedział przybysz. To było tak zaskakujące, jakby nagle wpadła tu policja. Przecież nikt nie wie gdzie jest nasza kryjówka. Nie było czasu na myślenie. Obaj z Tomkiem poderwaliśmy się z krzeseł i już do niego strzelaliśmy. Byliśmy szybcy. Naprawdę byliśmy szybcy. Więc jaki cudem ten przybysz uchylił się od kul i nawet mu przy tym kaptur z głowy nie zleciał!?
- Strzelcie jeszcze raz a pożałujecie - powiedział. Nic już nie mogliśmy zrobić.
- Kim jesteś? - zapytałem natychmiast. To ja musiałem zawsze coś robić. Tomek nigdy nie radził sobie z przewodzeniem.
- A czy to ważne?- odpowiedział- jestem waszym przeznaczeniem. Zostaniecie poddanie próbie. Nie zawiedźcie nas- skończył i odwrócił się. Żadne słowo, żaden gest nie mówił drugiemu co ma robić. Obaj wiedzieliśmy, że przybysz już dawno nie powinien żyć. Powinniśmy naprawić ten błąd. I wpakowaliśmy w niego po całym magazynku. Tym razem nawet nie raczył się uchylać. Wszystkie pociski weszły w jego ciało. Kilka nawet przeszło na wylot. Odwrócił się powoli. Śmiał się cicho, jednak ten śmiech był przerażający.
- Nie zawiedliście mnie- powiedział odchodząc- Gratuluję... i znikł. To było przerażające. I niemożliwe. A jednak znikł. Tomek się przestraszył i rzucił się w przeciwległy kont chronienia. To było głupie. I tak nie mógł uciec. Ale to on właśnie jako pierwszy stracił przytomność. Po prostu coś wstrząsnęła jego ciałem i osunął się. Zdziwienie zawitało na mojej twarzy. A potem był błysk....

Obudziłem się skrępowany. Była noc. Dopiero po chwili zorientowałem się, ze to jest cmentarz. Ale jeszcze później zobaczyłem, że wokół nas stoją zakapturzone postacie. Było ich trzech. A my byliśmy strasznie zmęczeni. - Do dzieła. Są już gotowi - odezwał się jeden z nich. Wszędzie rozpoznam ten zniekształcony głos. To ten sam, który nas ogłuszył. Do Tomka podszedł jeden z zakapturzonych, do mnie natomiast ten tajemniczy przybysz. Uklękli przy nas... i zdjęli kaptury. Ten widok był przerażający. Tego nie da się opisać. Naraz ogarnął mnie tak paniczny strach jak tylko raz w życiu. Kiedy gonili mnie Ci głodni ludzie. Nie, nie mogłem tak spokojnie patrzeć jak ten dziwoląg powoli zbliża się do mojej szyi. Zerwałem się i wbiłem mu w bok nóż, który miałem ukryty w bucie. Zawył przeraźliwie, ale nie puścił mnie. Był strasznie silny. Wgryzł się w moje ciało tak zachłannie, że aż jęknąłem. Tym dziwniejszy okazał się dla mnie fakt, iż już po chwili ten jęk cierpienia przerodził się w spazm rozkoszy, która nagle ogarnęła moje ciało. Jednak wspomnienie "wygłodniałej pogoni" i widoku resztek twarzy tej istoty nadal tkwiły w mojej pamięci. Nie, nie mogę powiedzieć, aby ogarnęła mnie tylko rozkosz. To było cos strasznego.... poczułem się słabo, zamknąłem oczy. Otworzyłem je tylko na chwilę. I zobaczyłem rozcięta dłoń koło mnie. Widziałem krew. "pij" usłyszałem jak przez mgłę... i wypiłem. Czułem się coraz słabiej. Wiedziałem co to za słabość. Tak samo się czułem gdy głodowałem przez tydzień. Wiedziałem, że zaraz umrę. Ale krew którą piłem podziałała na mnie. Z początku była słodka, ciepła. Jednak po chwili zaczęła piec mnie, wprost palić. Wypaliła mi gardło i zaczęła rozlewać się po całym ciele. Pamiętam tylko cierpienie. Pamiętam tylko ból w każdym skrawku swojego ciała. Pamiętam swój krzyk. Pamiętam również, ból, kiedy moje ciało deformowało się. A potem był Głód. To wielkie pragnienie. To jest nie do opisania. Mało z tego pamiętam. Jedyną moją myślą było zaspokojenie tego Głodu. Musiałem się wyrwać. Musiałem. Ale żeby to zrobić musiałem zapanować nad sobą. Już nie raz musiałem walczyć z samym sobą. Opanować się. Matka dała mi świetną szkołę. I teraz również zacząłem myśleć. O ile te krótkie przebłyski świadomości można nazwać myśleniem. Po pierwsze zorientowałem się, że zakopano mnie plecami do góry. Dopiero drugim spostrzeżeniem było, że leżę w trumnie. Musiałem stąd uciec. Całe szczęście Głód był tak silny, że wydostałem się na zewnątrz. Nikogo tam nie było. Tylko obok, nagle, zaczął się burzyć piasek. Najpierw zauważyłem dłoń. Potem całą rękę. Dopiero po chwili Tomek wygramolił się z ziemi. Skąd wiedziałem, że to on? Zgadłem. Ale nie dało się go rozpoznać. Jego twarz była całkowicie odkształcona. To był straszny widok. Nie chciałem mu nic robić. Walczyłem ze swoim Głodem. Ale Tomek tego nie umiał. Rzucił się na mnie. Tego już nie wytrzymałem. Moja Bestia również wyszła na powierzchnię. Starliśmy się w uścisku. Tomek zawsze lepiej się bił ode mnie. Był również silniejszy. Ale nigdy nie myślał zbyt dobrze. Za to ja zawsze potrafiłem się opanować. I tym razem też to uczyniłem. I wiedziałem, że nadludzka siła tamtej istoty wzięła się z tego czym ona była. I już wiedziałem. Krew. To ona musi wszystkim rządzić. To jej pragnę. Skupiłem się i przelałem całą krew do mych rak. To mi wystarczyło podniosłem z ziemi Tomka. Spojrzałem mu prosto w oczy. Były teraz pełne przerażenia. I słusznie. Wbiłem się mu zębami w arterię. Piłem łapczywie... ale było tego mało. Porzuciłem jego ciało i pobiegłem szukać krwi. "Grabarz. Gdzieś tu musi być grabarz" myślałem. I znalazłem go. Dopiero on zaspokoił mój Głód...

Podeszły do mnie te dziwne istoty. Domyśliłem się kim są. - Co mi zrobiliście. Wy Wampiry- warknąłem im w twarz. - Zostałeś wybrany. Spośród wszystkich żyjących to Ty zostaniesz moim synem - powiedział jeden z nich. Ten sam. Jedyny, który stał prawie normalnie. Nie wiem czemu, ale te słowa mnie przeraziły. Jak nic do tej pory...

Potem nastąpiły lata męki. Lata ćwiczeń. Lata cierpień. I lata spoglądania w lustra... Z każdym spojrzeniem było coraz gorzej. Zewnętrznie się nie zmieniałem. Byłem nadal tak samo straszny jak w dniu Przemienienia. Ale widziałem jak z każdym dniem stawałem się Bestią w środku. Nie, nigdy nie wypuściłem mojej Bestii na powierzchnię. Ale widziałem kim się stawałem. Z każdą ofiarą było we mnie coraz mnie z człowieka. Wcześniej myślałem, że jestem nieludzki. Że nic się dla mnie nie liczy. Ale to nie była prawda. Dopiero teraz uświadomiłem sobie ile z człowieka we mnie tkwiło. Ale to się zmieniło. Widziałem jak z każdą nocą jakaś cześć człowieczeństwa uchodziła ze mnie bezpowrotnie... Przyjąłem miano Foxen, aby odrzucić ostatnią więź łączącą mnie ze światem śmiertelnym.

Pewnej nocy mój Ojciec wybrał się ze mną. Pokierował mnie kanałami w stronę w którą nie lubię się zapuszczać. W kierunku innych Braci. Nie lubię na nich patrzeć. Przypominają mi własna brzydotę. Szliśmy bardzo starymi kanałami. W pewnym momencie się zgubiłem i zacząłem się nerwowo rozglądać. Myślę, że tylko na to czekał. Szybko skręcił i już bez kluczenia doszliśmy do komnaty. Dobrze ukrytej komnaty. Nie było tam nikogo, choć ślady świadczyły, że miejsce jest często odwiedzane.

To na razie wszystko co stworzyłem. W reszcie będzie krótki opis jak Bracia mnie zaakceptowali i docenili. Wybrali mnie również, abym pomógł Sabbatowi, aby uwierzył, że Nosferaci popierają Sabbat. Wybrali mnie gdyż byłem dobrym uczniem, jednak nie byłem absolutnie podległy Braciom. Upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. I tak zaczeła się moja przygoda z Sabbatem.

Wygląd: Zawsze w skórzanych butach i w skórzanym płaszczu, który (o dziwo) wygląda bardzo porządnie. Gdyby nie fakt iż chodzę w kapturze można by pomyśleć że jestem kimś szanowanym. Jednak w kapturze wyglądam jak typowy włóczęga.

CYTATY:

"Nie wyobrażasz sobie nawet kim jestem"
"I tak zginiesz"
"Czy to starczy za odpowiedź"? (z reguły ściągając kaptur)
"Myślisz, że wiesz co to strach?"



Imię: Foxen
Gracz: Silny/ Zygfryd
Klan: Nosferatu Antitribu
Natura: Samotnik
Postawa: Przywódca
Pokolenie: 8
Ojciec: ??
Przemieniona: ??
Data Urodzenia: ??
Wiek: ??

Atrybuty:
Fizyczne: Siła 2, Zręczność 2, Wytrzymałość 4
Społeczne: Charyzma 4, Oddziaływanie 1, Wygląd 0
Mentalne: Percepcja 3, Inteligencja 4, Spryt 3

Zdolności:
Talenty: Czujność 1, Bójka 1, Uniki 3, Empatia 3, Zastraszanie 3, wyczucie uliczne 1
Umiejętnosci: Broń palna 4,Walka wręcz 1, Zabezpieczenia 1, Krycie się 5, Sztuka przetrwania 1
Wiedza: Informatyka 1, Lingwistyka 1, Okultyzm 3, Wiedza o kanałach 3, Wiedza o Camarilli 1

Atuty:
Dyscypliny: Niewidocznośc 5, Akceleracja 1
Cechy pozycji: Pokolenie 5
Cechy charakteru: Sumienie 1, Samokontrola 4, Odwaga 5
Ścieżka Kaina: 5
Siła woli: 6
Vinculum: 3
Poziom krwi: ??

WADY
Leń{1}
Piekący czosnek{2}
Ubogi jadłospis- dzieci{1}
Fobia- długa broń biała{3}

Awersje:
- Niezależni
- Tremere
- zdrajcy(szczególnie Nosferaci)

Sympatie:
- brak