AKTUALIZACJA Strona główna Encyklopedia rodzaju wampirzego Wampirza hierarchia Historia kainitów Tradycje Klany Sekty Dyscypliny Więzy krwi Wampir: Maskarada Podręcznik Ventrue Ważni kainici Zarząd Ventrue Teksty różne Konwenty Plotki Sesje Muzyka Twórczość Galeria Opowiadania Wirtualna Biblioteka O mnie Download Księga Gości Ankieta Linki Podziękowania Forum Conclave- chat Blog Ventrue1



pierwowzór naszyjnika Victorii


Amor Vincit Omnia
cz.4






Krople krwi kapały o ziemię wydając monotonny dźwięk. Kap, kap, kap.. Przed oczami pojawiła się jej metalowa trumna, jakieś zmasakrowane ciało, następnie srebrny, mały krzyżyk i Gabriell...
Wybrudziła się bardzo niespokojna. Wizja ze snu, choć niewyraźna i zamazana, prześladowała ją nawet na jawie. Victoria znów zaczęła popadać w przygnębienie. Z odrętwienia wyrwała ją dopiero wizyta ghula.
Kainitka była wówczas w tak paskudnym nastroju, że dla rozrywki postanowiła na niego zapolować. Bawił ją strach chłopaka, gdy uciekał zarówno przed nią jak i cienistymi mackami. Dawno uśpiony sadyzm i żądza dokuczenia komuś budziły się w niej.
Nie potoczyło się to jednak tym torem.
W pewnym momencie ghul powiedział coś, co zainteresowało matuzalemkę, jednocześnie hamując dotychczasowe destrukcyjne zapędy.
Pomimo przerażenia ghul wybąkał kilka ciekawych rzeczy zarówno o metalowej trumnie ze snu, która jak się okazało stoi w podziemiach, o swoim panie, a także jakimś trzecim mężczyźnie, który tylko patrzył jak się ich wszystkich pozbyć.
Victoria poznała także jego smutna historię o tym jak jest traktowany i do czego zmuszany zrobiło jej się przykro. Zlizała wszelkie otwarte rany jakie nosił na ciele, dała nieco biżuterii i kazała uciekać. Wprawdzie odmówił, ale być może dzięki temu jakoś jednak da sobie rade.
Kainitka wypuściła go potem bez ekscesów.


***
Jednak nie długo przyszło jej się cieszyć spokojem.

Seria wystrzałów z karabinu poderwała ją z łóżka na równe nogi. Na korytarzu wybuchło zamieszanie i panika, ktoś cos krzyczał, inni biegali z bronią. Wystrzały powtórzyły się- wyglądało na to, że na powierzchni toczyła się zażarta wojna.

Ledwo wystawiła głowę z sypialni, już dwóch osiłków wpadło na nią przewracając na ziemię. Nikt jednak nie miał czasu zwracać na to uwagi- wszyscy próbowali dostać się na górę.
Pobiegła za nimi, chcąc na własne oczy zobaczyć, cóż się tam wyprawia.

Stanęła jak urzeczona tym, co zobaczyła.
Wokół niej latały kule, biegali kainici i szykowano ciężkiego kalibru kontratak. Ona jednak, nieprzyzwyczajona do tego typu zabaw, stała jakby wrosła w ziemię.
Przed nadlatującym pociskiem uchroniło ją to, że jeden z sabatników (który jak się potem okazało był nikim innym jak Snakiem) przewrócił ją na ziemię. Rozglądała się nerwowo, jak roztoczona wokół domu bariera słabła.
Przypuszczała, że w tym zamieszaniu mogłaby uciec, ale ciągle miała w głowie jedną myśl: jeśli teraz zwieje, to już nigdy nie uda jej się dowiedzieć co to za trumna jest przygotowywana, kto tak naprawdę jest ich wrogiem, co planuje i jaki związek z tym ma Goratrix.
A ona musiała to odkryć, bo jeśli nie ona, to kto?
Czuła wewnętrzny przymus dowiedzenia się co jest grane i zapobiegnięcia ewentualnym kłopotom. Nie mogła dopuścić do tego, by coś się stało Gabriellowi, czy nawet Poloni. W końcu kardynał uratował jej życie i to do czegoś zobowiązywało.

Wyczuła go gdzieś w pobliżu. Jej Ojciec był tutaj. Wprawdzie dzieliła ich odległość całego pola bitwy, ale mimo wszystko dało się go bez problemu zlokalizować.
Telepatia.
Wbrew jej obawom, choć nadal był zły, to odpowiedział.

- wszystko idzie jak należy... mam nadzieje ze nie jesteś bardzo zły na mnie... - zły? a o cóż to niby?...
- no za ta cala szopkę...
- o to ze mnie zdradziłaś dla jakiego nędznego sabatnika?
- Gabriell...
- o to ze zwyczajnie uciekłaś ode mnie
- ty w to wierzysz... Gabi.. wiec nie mam po co wracać.....??
- nie wiem już w co wierzyć.. sama powiedz .. chyba nie wolisz jakiegoś brudnego sabata?
- Gabriell... przecież wiesz ze cię kocham..: ale ta sprawa tutaj, to nie jest takie proste...
- nie jest proste?.... po co do niego szłaś w ogóle?... zmusił cię do tego?
- wcale.. stara sprawa.. porachunki.. nie załatwione dzieje..: wiesz o co chodzi...
- wiem
- pozostało miedzy nami kilka nie załatwionych spraw...
- ale przecież ci cos mówiłem żebyś to zostawiła dla własnego dobra
- to po co mnie tu przywiozłeś? sam kazałeś mi tu przyjechać by stawić czoła przeszłości i to zrobiłam..
- tak...ale nie w TEN sposób
- tak bardzo cię to boli ze tu jestem? dobrze wiesz jakie mam tu możliwość..
- a jak myślisz? jestem twoim ojcem, a ty moją córką, jak myślisz co mogę czuć?
- Gabriell.. została mi tu jeszcze jedna wielka afera do załatwienia...ale nie wiem jakim kosztem...
- jak znowu? ven...tylko nie zrób kolejnego głupstwa
- Polonia sam nie jest mi zagrożeniem.. raczej... ale jest ktoś inny... jeszcze nie wiem kto
- przybyłem tu by go zniszczyć i cię zabrać i to zrobię
- komuś jesteśmy solą w oku..
- co?
- Gabriell nie ruszysz teraz
- ruszę
- bo to chyba nie tylko Goratrix, choć on tez...: to jest na szerszą skale..
- Etrius i jego uczniowie wiedzą już jak przełamać tą barierę
- nie wiem jak ci to wytłumaczyć..
- lada chwila będzie luka by się wedrzeć
- nie dorwiecie ich... ja wyjdę, ale oni tez znikną.. nie tędy droga.. ich trzeba zniszczyć, a nie przeganiać..
- nie mogę cię wystawiać jako przynęty!
- cóż, jestem jedyna jaka macie, ale nie wiem jaka cenę musiałabym za to wszystko zapłacić..
- ven...co ty pleciesz?!
- tylko ja ich mogę zniszczyć... a oni nas
- schowaj się w bezpiecznym miejscu a zaraz się do ciebie przebije. kto? Goratrix?
- Goratrix.. reszta.. nie wiem
- Etrius już przygotował dla niego niespodziankę
- Polonia to płotka przy nich
- polonia zawsze był płotką.. tylko ze na stanowisku
- hm.. ale stanowisko daje mu władze... i to niezłą.. gdybym zdobyła kontrole nad plotka... to moglibyśmy raz na zawsze załatwić sprawę sabatu.. ale to wymaga czasu Gabriellu... i poświęceń.. ale czy jest inna droga... Goratrix.. czy czort wie kto.. chce zabić nie tylko ciebie.. Polonie tez... razem z tobą.. a może i mnie...
- co?..
- tyle ze na razie oczekuje czegoś innego...
- nie.. Goratrix nie jest chyba....: choć może...
- tego co chciał od początku...
- nie wiem...może być zdolny do wszystkiego
- wiem...i jest.. widziałam to w jego oczach wczorajszej nocy...
- nie zbliżaj się do niego pod żadnym pozorem
- to on zbliża się do mnie... Polonia jest właściwie jedyną barierą która dzieli mnie od wrogów...
- schowaj się w bezpiecznym miejscu
- Gabriell...
- jest niczym w porównaniu z tym jaką barierę ja stanowię
- nie wiem co mam robić... walcz... zobaczymy cóż tego wyjdzie.... ja na razie wracam na dół... nie wiem jeszcze co zrobię.... ale co by się nie stało.. pamiętaj ze do końca cię kochałam...i trzymaj z dala od nich... jeśli ja nie wrócę.....
- nie.. ven.. stój..
- przepraszam ze musze cię ranić.....
- ani mi się waż!

Transmisja urwała się wraz z kolejnym wybuchem. Zastanawiała się nad słowami swego Stwórcy, który kazał jej wracać, ale nie mogła ich usłuchać. Miała tutaj jeszcze coś do zrobienia. Cofnęła się w kierunku domu i miała zamiar zejść do podziemi, gdy nagle obok niej pojawiło się dwóch członków SWAT. Zaskoczyli ją niesamowicie. Nadal w lekkim szoku zaczęła zachowywać się nieco nielogicznie. Chciała im uciec, ale nie wiedziała jak, szczególnie, że ci dwaj byli uzbrojeni. Po chwili szła z nimi w kierunku zaparkowanego Jeepa. Nie mając lepszego pomysłu udała, że upada.
Potem wydarzenia potoczyły się jeszcze szybciej. Wbiegła do domu próbując dostać się na niższe poziomy jednak ci nie odpuszczali jej ani na krok. Osaczyli ją na dole, rozdzielając się.
Jeden gdzieś zniknął, drugi zaś stanął z nią oko w oko.
- Chodź ze mną. Nie chcemy ci nic zrobić. Przysyła nas Justicar. Mamy cię zabrać do domu.
- Rozmawiałam już z Justicarem. Zostawcie mnie.
Patrzył zaskoczony na kainitkę.
- Dostaliśmy rozkaz doprowadzenia cię za wszelką cenę. Chodź.
Wycelował do niej z broni. Nie miała pomysłu co z nim zrobić. Nie chciała zabijać, ale nie mogła tez iść.
Odpięła z szyi łańcuszek od Gabriella. W wyciągniętej ręce podała do żołnierzowi.
- Wracaj na górę i oddaj to memu Ojcu. Ja muszę zostać..
W ułamku sekundy zobaczyła, jak mężczyzna wyciąga rękę po wisiorek, a następnie łapie ją za ramię, rzuca na ścianę i brutalnie skuwa kajdankami. Pisnęła tylko. Nie miała pojęcia, kiedy pojawił się ten trzeci.
Niepokój wzbudziło w niej to, że wywoływany przez radio drugi SWATowiec milczał. Wydało im się to podejrzane.
- Alfa bravo dwa, zgłoś się.. Alfa Bravo...
Po chwili na schodach pojawiła się spadająca jak piłka głowa Alfa Bravo2, a zaraz za nią sylwetka jeszcze jednej osoby.
Po chwili Alfa Bravo1 upadł ciężko, przebity na wylot cienistymi mackami. Victoria naprężyła mięśnie, gotowa do walki. Choć miała skute ręce, nie zamierzała się bezmyślnie poddawać.
Stojące na schodach coś zeszło dwa stopnie niżej. W ciemności zauważyła tylko poszarpany i ubrudzony krwią płaszcz, a po chwili także długie czarne włosy. - Heh, chyba trochę za brutalnie mi to wyszło. Nie chciałem cię wystraszyć Victorio, ale jakoś mnie poniosło jak zobaczyłem, że on do ciebie celuje.. Z otaczającego go mroku wyłonił się Snake. Poobijany, brudny, ale zawsze Snake. Dopiero teraz Vic mogła odetchnąć z ulgą i zrzucić do końca rozerwane chwile wcześniej kajdanki.
Arcybiskup spojrzał na jej poranione od stali nadgarstki i sączącą się krew, po czym skrzywił.
- Kto to widział zakuwać ciebie jak jakiegoś cholernego Giovanni.

Przytulił ją lekko i zaprowadził do jej pokoju. Oboje byli poobijani. Pogadali chwilę, po czym postanowili, że jednak czas najwyższy iść się nakarmić, umyć i przebrać. Sabat powoli zbierał się w podziemiach i liczył straty własne. Kiedy Snake wyszedł, Victoria poszła wziąć kąpiel. Wyglądała tragicznie, cała we krwi i błocie. Nie chciała, by tak ją znaleźli powracający do swoich kwater sabatnicy. Już wystarczyło, że gadali po uczcie, na której to ponoć przystąpiła do Sabatu.
Nienawidziła plotek na swój temat.
I bała się, co te plotki zrobią z niej w oczach Camarilli.
Chciała wrócić do domu, kiedy to szaleństwo już się skończy.
Niewiadomo tylko, czy jej dom jeszcze zechce ją przyjąć.
Dla dawnych kompanów była już tylko sabatniczą dziwką niegodną niczego innego, jak tylko zasłużonej śmierci za zdradę. Camarilla nigdy tego nie wybaczała i wybaczyć nie ma zamiaru. Nawet justicarskiej córce, poświęcającej swe ciało i duszę tylko po to, by reszta sekty i jej własny Ojciec mogli nadal żyć.
Goratrix niestety miał wiele racji w tym co powiedział. Ona już właściwie nie ma po co wracać. Zaszła jednak za daleko, by teraz mogła się wycofać. Skoro już nie uciekła stąd kiedy miała ku temu okazję i nie wróciła do Gabriella gdy ją o to prosił, pozostało jej tylko dumnie tkwić przy raz podjętej decyzji i próbować zrealizować wygórowany plan, który pojawił się w jej głowie.
Pokona Sabat jego własną naiwnością i słabością. Nawet, gdyby to miało oznaczać konieczność zbliżenia się do czyniącego jej awanse Poloni.
Nie ważne jak daleko będzie musiała się posunąć w swojej misji i jak daleko oddać Kardynałowi- w każdym bądź razie zdobędzie w końcu informacje, których potrzebuje, a wtedy...

Zanurzyła się po szyję w wodzie i pianie.

Tak, zrealizuje swoje zamierzenia nawet pomimo przeciwności losu. Pierwszy krok na drodze "wierności Sabatowi i jego ideałom" już zrobiła, nie uciekając wtedy, gdy było to możliwe. Teraz czas na dalsze posunięcia.


*****

Ubawiła ją mina sabatnika, który znalazł ją spokojnie czeszącą włosy w sypialni Kardynała. Biedny chłopak nawet przez sekundę nie pomyślał, ze dziewczyna może nie uciec przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ona jednak potężnie go zaskoczyła.
Chwilę po sabatniku w sypialni zjawił się sam Polonia, również zdziwiony jej ciągłą obecnością w tym miejscu.
- Mam nadzieję, że stąd nie wychodziłaś...
- Ależ jak najbardziej wychodziłam. Byłam na górze i widziałam co się dzieje. - A więc mi się jednak nie wydawało...
- Nie..
Rozmawiali jakiś czas. Francisco był mocno zadziwiony jej postawą i decyzją. Nie potrafił pojąc, jak to ona nie odeszła kiedy mogła i nikt jej nie pilnował. Vic natomiast tylko słodko się do niego wdzięczyła i potwierdzała wysnute przez niego teorie co do powodu jej pozostania w tym miejscu.
Francisco bardzo, ale to bardzo się z tego ucieszył. Czul w ustach smak wygranej, szczególnie po tym, jak Victoria delikatnie przesuwając dłońmi po jego ranach żałowała go i podtykała pod nos własną vitae.
Oczywiście, że nie pogardził tym specjałem tylko z rozkoszą zagłębił zęby w szyi kanitki, a ta jedynie mocniej się na nim wsparła i objęła go. Podobała mu się jej uległość i oddanie. Podobało mu się jej ciało lezące teraz w jego ramionach. A ponad wszystko podobał mu się fakt, że sama mu ta przekąskę zaproponowała, jako zapłatę za kłopot który przez nią miał, a któremu na imię było Camarilla.
Czegóż mógł chcieć więcej niż tego co właśnie od niej dostawał? Z każdą chwilą ona coraz bardziej należała do niego i coraz cudowniej dało się to odczuć. Kto wie, może nawet udałoby się ja namówić na wspólne loże i plany.. A od tego już tylko krok do "zaadoptowania" jej i wspólnej, naprawdę długiej przyszłości, bez Gabriella, Goratrixa i innych przeszkód.
Jeszcze tylko kilka dni, a ona całkiem mu się odda... Był tego niemal pewien.

Victoria czuła się paskudnie, kiedy teraz, kilka dopiero minut po rozmowie z Ojcem tuliła się do Sabatnika. Jednocześnie jednak czuła do niego także niewyjaśniony pociąg i zainteresowanie Nie, nie było jej źle w jego ramionach, tylko jakoś tak.. dziwnie. Nie miała jednak większych oporów przed tym, by ten zgodnie z własnymi zachciankami ją spijał. Właściwie to to było nawet przyjemne. No i do Gabriella też miała gotowe wytłumaczenie.
Nie mówiąc, że już sam sposób w jaki zaczęła przywiązywać do siebie Kardynała był wręcz genialny. Pewnym było, ze tylko kwestią czasu jest, kiedy to ona zacznie wpływać na jego decyzje, a nie odwrotnie. Właściwie było jej to na rękę.

Staliby tak pewnie i pieścili się jeszcze długi czas gdyby nie nagła wizyta młodego sabatnika mającego pilną wiadomość dla Kardynała. Zastał on swego zwierzchnika tulącego drobne ciało ventrki i tulonego przez nią. Jego zszokowaniu nie było końca.
Wprawdzie niespecjalnie tym faktem zadowolony, ale Kardynał musiał się udać na przesłuchanie jeńca z Camarilli, a Victoria postanowiła poleżeć i pomyśleć nad tym co się dzieje i nad dalszą strategią.
Spokój jednak nie był jej dany..


***

Mało pamiętała z odbytej z Tremerem walki.
Energia, pioruny, ładunki przepływające przez przestrzeń wokół niej, trumna w oceanie krwi i przenikliwe oczy Goratrixa chcącego opanować jej umysł. Do tego ten dziwny czerwony kamień i miecz złożony z energii i Woli.
Zażarta bitwa i głos jej dawnego Mistrza mówiący, by poddała się po dobroci. Gabriell, jego wspomnienie, wspomnienie naszyjnika od niego które dawały jej siłę do walki.
I ostateczny, potworny w swej skuteczności cios, po którym z Tremera zostały tylko nędzne szczątki.
Zrujnowane pomieszczenie sypialne, fale powracającej energii i potworna słabość jaka ogarnęła ją po walce.
Poczuła, jak upada w ramiona Ojca, jak delikatnie gładzi on jej twarz i czule się w nią wpatruje. Potem była już tylko ciemność.


***

Pierwszą rzeczą jaka docierać zaczęła do jej powracającej świadomości był smak vitae w ustach. Choć jeszcze nie nawiązała do końca kontaktu z otaczającą rzeczywistością, machinalnie poruszyła wargami spijając życiodajną esencję. Lekko metaliczny, acz rozkoszny aromat rozpłynął się w niej, zmuszając niejako do powrotu do świadomości.
Bardziej wiedziała niż czuła, że leży na zimnej marmurowej podłodze sypialni, z głową umieszczoną na czyichś kolanach.
Prawie nie kontrolowała własnego ciała, jej zmysły było mocno przytępione. Właściwie nie odczuwała bólu, raczej przeogromne, przytłaczające zmęczenie, inne jednak niż to wywołane zwykłym brakiem krwi. Podobne było do stanu, w którym z każdej komórki składającej się na organizm uszłaby energia. Nie składniki odżywcze, jakimi była niewątpliwie vitae, ale sama czysta energia, być może pochodząca właśnie z niej, a być może będąca raczej czymś mistycznym. Mistycznym.. To słowo skojarzyło jej się z jakąś sprawą, jednak uleciało z głowy tak szybko, jak się pojawiło pozostawiając po sobie jedynie pytanie bez odpowiedzi. Widać to jeszcze nie był odpowiedni czas na analizę wydarzeń minionej nocy.
Im dłużej leżała, tym więcej faktów zaczęła kojarzyć. Stopniowo dochodziła do siebie. Chociaż nadal była potwornie słaba i fakt ten nie ulegał zmianie mimo upływu czasu, sama świadomość i wspomnienia minionych wydarzeń powracały do niej powoli.
Wysiliła znacznie umysł i wolę próbując przypomnieć sobie gdzie jest, jak się tu znalazła i co spowodowało jej obecny stan. Udało się, a wspomnienia wielkimi falami zalewać poczęły jej umysł.
W tym samym czasie słysząc nad sobą czyjś głos nieświadomie otworzyła oczy. Obraz przed nimi był zamazany i niewyraźny, praktycznie widziała tylko światło, cień i zarys kształtu jakiejś postaci. Umęczona przymknęła oczy, by po chwili otworzyć je ciężko z powrotem. Teraz świat dookoła był nieco ostrzejszy. Skoncentrowała się i skupiła wzrok na klęczącej nad nią osobie, na kolanach której znajdowała się jej głowa, a vitae z nadgarstka kapała w usta. Przez chwilę mimo wszystko nie była w stanie określić kim ona jest i skąd ją zna. Po paru sekundach nadeszło jednak zrozumienie, a także skompletowane już wspomnienia z kilku ostatnich nocy, odkąd opuściła bezpieczną przystań sił Camarilli w NY. Jeszcze raz spojrzała na zerkającego na nią kainitę i rozpoznała tym samym jedną osobę.
- Snake..


***

Arcybiskup bardzo się zdenerwował, kiedy drobna kainitka opowiedziała mu to udało się jej zapamiętać.
Nie bardzo jednak wiedział co z tym fantem zrobić i jak jej pomóc. W końcu podjął decyzję, według której zgodnie z planami Polonii Vic powinna stąd wyjechać wraz z Kardynałem. Ventrce ten pomysł może nie za bardzo do gustu przypadł, ale nic na to poradzić nie mogła. Lepszego tez zresztą nie miała. Stanęło na tym, że mają się wraz z Franciskiem jak najszybciej spakować i ruszać. Nikt nie chciał ryzykować ponownego ataku Goratrixa, gdyż w milczeniu wszyscy oni spodziewali się, że kolejny atak będzie już śmiertelny, a w najlepszym wypadku- skuteczny. Nikomu się nie uśmiechała wizja Victorii uwiązanej przez głowę Tremere Antitribu jako jego marionetka i źródło dodatk