|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Amor Vincit Omnia
cz.3
Idąc ciemnym, chłodnym, teraz wyludnionym i jakby martwym korytarzem czuła się strasznie samotna i opuszczona.
To miejsce miało dziwną atmosferę. Jednocześnie odpychało swym zimnem i przyciągało niewytłumaczalną siłą. Tysiące wspomnień zawartych w starych murach zaczęło przepływać przez jej głowę
Weszła do swej sypialni, ale nieprzyjemne uczucia nie minęły, a nawet spotęgowały się. Zbyt wiele przeżyła w tej komnacie, a emocje temu towarzyszące jakby wniknęły w ten pokój.
Nie zapalając światła podeszła do stojących na komodzie bibelotów i w pusty kielich wrzuciła fiolkę wyniesiona z sali na górze.
Przygnębiona klimatem pokoju i tym, co jej zrobił Francisco położyła się na łożu i wpatrywał w sufit. Kryształowy żyrandol był jakiś ponury, ciemny. Wokół panował chłód sprawiający, że uczucie pustki i rezygnacji narastało w niej nieznośnie.
Szelest czegoś podobnego do materiału...
Victoria podniosła się z leża i niespokojnie rozejrzała dookoła. Kolejny szelest. Oślepiające światło i silny dźwięk tłuczonego szkła.
Kiedy jej oczy doszły do normalnego stanu Ventrka zauważyła, ze kielich i kilka stojących obok rzeczy leżało roztrzaskanych na podłodze i mieniło jasnym, tęczowym światłem. Reszta stojących na komodzie ozdób pozostała nienaruszona. Nigdzie jednak nie było podejrzanej fiolki.
Następny szelest...
- Pięknie, jeszcze mi tu tylko duchów i innego skurczysyństwa brakuje.. Świetnie..
Zirytowana i w pewien sposób zaniepokojona kainitka wyszła z pokoju. Źle na nią działał, a to co się stało przed chwila całkiem wyprowadziło ją z równowagi. Powoli popadała w melancholie wywołaną samotnością i bólem. Udała się na dwór.
Powietrze było rześkie, lekko chłodnawe, ale przyjemne. Świat na zewnątrz różnił się od tego w podziemiach willi. Był wolny, nieograniczony, zmieniający się..
Przysiadła na progu wpatrując się w światła miasta. Jego szum i ruch tu jednak w jakiś sposób nie docierały Księżyc świecił nad rozciągającym się za domem ogrodem. Prócz hałasów dochodzących z najwyższego pietra posiadłości na podwórku panował idealny spokój..
Smutek, zimno, ograniczenie, samotność, śmierć...
Victoria przeszła przez trawnik kilka kroków zbliżając się do świateł metropolii. Cos po chwili zaczęło ja spychać z powrotem w głąb domu. Mimo wszystko na siłę szła dalej, choć po plecach biegały jej już dreszcze. Doszła do pewnego miejsca i poczuła, że więcej już nie jest w stanie. Od świata odgradzała ją niewidzialna, ale silna bariera. Zacisnęła zęby i z całej siły postąpiła do przodu. Nie zależało jej na życiu, mogła zginać tu i teraz. Pragnęła wolności i wolała śmierć od niewoli. Poczuła jakby jej ciało rozpadało się na atomy. Nie było bólu, raczej dziwne mrowienie i niezdefiniowane uczucie.
Szarpnięcie.
Gdy otworzyła oczy leżała na wilgotnej trawie. Otrzepała się lekko wstając i w tym samym momencie zauważyła stojącą obok postać. Nie mogła zidentyfikować kim była, spod obszernego kaptura widać było jedynie płonące czerwienią oczy i kły.
Nie bała się go. Nikogo se nie bała. Po chwili postać zrzuciła kaptur i Victoria rozpoznała w niej Luthera, tego samego, który obserwował ją wraz z Goratrixem kiedy byli na sali.
- Witaj Lutherze..
- Witaj. Widzę, że jeszcze pamiętasz kim jestem i rozpoznajesz mnie.
- Trudno by było nie pamiętać. Uczeń Goratrixa i mój główny konkurent. Widzę, ze po moim odejściu nadal robisz karierę..
Rozmawiali przez jakiś czas na temat filozofii i zmieniającego się świata, i oboje zauważyli, że ich poglądy są zbieżne. Był to rodzaj miłego zaskoczenia, kiedyś bowiem nie zgadzali się nigdy.
- A teraz pozwól ze mną Victorio.. Ktoś bardzo chciałby się z Tobą zobaczyć..
Luther poszedł w kierunku willi, ona za nim. Po chwili, nie zauważeni przez nikogo, stali już na poddaszu domu. Strych wydawał się pusty, jednak gdy tylko Luther zamknął za nimi drzwi ściągając kaptury z głów pojawiło się przed nimi kilkanaście postaci. Naczelną z nich był nikt inny jak sam Goratrix.
- Witaj Dziecię.. Miło Cię znów widzieć..
"To będzie naprawdę ciężka noc"- pomyślała Victoria.
***
Sprzątała właśnie potłuczone szkło z podłogi, gdy do jej sypialni zajrzał Polonia. Była poirytowana, zarówno zachowaniem Kardynała wobec niej na uczcie, jak i rozmową z Goratrixem. Tremere Antitribu za wszelką cenę próbował pozmieniać jej poglądy na własne podobieństw i wykorzystać ja do własnych celów. Mówił też coś o wielkiej mocy w niej drzemiącej, mocy, która chce poznać, pojąc i odpowiednio zastosować. Victorię to złościło. To była JEJ moc jeśli już. Co z tego, że ona nawet nie miała pojęcia jak to działa prócz tego, że dzięki temu szybko się uczyła i miała szerokie zdolności. Moc była jej i koniec.
To ona powinna decydować o jej kształcie i kierunku. Tym bardziej, że w gruncie rzeczy potężny Goratrix też jakby nie miał pojęcia co to jest i z czym igra. Ponadto on buntował ja przeciwko Ojcu, podważał poglądy, krytykował własne zdanie. Nie podobała mu się jej postawa, zrezygnowanie, to , że nie chce d razu ulec jego woli. Nie pozwoliła przyłączyć się do Sabatu, a tym samym wejść pod jego "opiekuńcze" skrzydła.
Goratrix za wszelka cenę pragnął wciągnąć ją w swoją grupę i tam nad nią pracować, jednocześnie czerpać wiedze i doświadczenie z analizy jej działań. Nie na rękę mu było to, ze popadała w melancholie i nie miała najmniejszej ochoty na współprace, ale starał się rozmawiać z nią spokojnie i tak prowadzić konwersację, by skierować Victorię na odpowiednie tory.
Jedynym jego sukcesem stało się to, że wyciągnął ją z rosnącego załamania. Wprawdzie nie przyłączyła się i nie stanęła po stronie Tremere Antitribu, ale obiecała mu zjawić się w laboratoriach i uczestniczyć w badaniach nad przeznaczona dla niej trucizną. Goratrix był nieco zawiedziony, ale tak musiało być.
Polonia wszedł na chwilę do pokoju i spojrzał z zainteresowaniem i ciepłem na obrażona Victorię. Po odbytej uczcie był nawet nieco wstawiony, ale zachowywał się nad wyraz poprawnie.
- Chyba nie obraziłaś się na mnie za to na górze? Kiedyś mi jeszcze za to podziękujesz.. To było dla twojego dobra..
Nic nie odpowiedziała, ale zerknęła nieprzyjemnie.
- Już późno, połóż się spać. Ja tez pójdę do siebie... Chyba że mam zagrzać ci łoże...
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
- Jak wolisz- uśmiechnął się lekko- Twoja strata. Śpij dobrze...
Ukłonił się od niechcenia i wyszedł. Victoria aż wierzgała ze złości.
***
Krople krwi kapały o ziemię wydając monotonny dźwięk. Kap, kap, kap..
Przed oczami pojawiła się jej metalowa trumna, jakieś zmasakrowane ciało, następnie srebrny, mały krzyżyk i Gabriell...
Wybrudziła się bardzo niespokojna. Wizja ze snu, choć niewyraźna i zamazana, prześladowała ją nawet na jawie. Victoria znów zaczęła popadać w przygnębienie.
Z odrętwienia wyrwała ją dopiero wizyta ghula.
Kainitka była wówczas w tak paskudnym nastroju, że dla rozrywki postanowiła na niego zapolować. Bawił ją strach chłopaka, gdy uciekał zarówno przed nią jak i cienistymi mackami. Dawno uśpiony sadyzm i żądza dokuczenia komuś budziły się w niej.
Nie potoczyło się to jednak tym torem.
W pewnym momencie ghul powiedział coś, co zainteresowało matuzalemkę, jednocześnie hamując dotychczasowe destrukcyjne zapędy.
Pomimo przerażenia ghul wybąkał kilka ciekawych rzeczy zarówno o metalowej trumnie ze snu, która jak się okazało stoi w podziemiach, o swoim panie, a także jakimś trzecim mężczyźnie, który tylko patrzył jak się ich wszystkich pozbyć.
Victoria poznała także jego smutna historię o tym jak jest traktowany i do czego zmuszany zrobiło jej się przykro. Zalizała wszelkie otwarte rany jakie nosił na ciele, dała nieco biżuterii i kazała uciekać. Wprawdzie odmówił, ale być może dzięki temu jakoś jednak da sobie rade.
Kainitka wypuściła go potem bez ekscesów.
Cdn...
|
|