|
AKTUALIZACJA
Strona główna
Encyklopedia rodzaju wampirzego
Wampirza hierarchia
Historia kainitów
Tradycje
Klany
Sekty
Dyscypliny
Więzy krwi
Wampir: Maskarada
Podręcznik Ventrue
Ważni kainici
Zarząd Ventrue
Teksty różne
Konwenty
Plotki
Sesje
Muzyka
Twórczość
Galeria
Opowiadania
Wirtualna Biblioteka
O mnie
Download
Księga Gości
Ankieta
Linki
Podziękowania
Forum
Conclave- chat
Blog Ventrue1
Amor Vincit Omnia
cz.2
- Ven, obudź się..
Powoli zaczął do niej docierać jakiś głos.. Czuła się wyczerpana, sama nie wiedząc czemu. Jej pamięć była wielką czarną dziurą.
- Ven..
Ostrożnie otworzyła oczy. Nad nią stała zdenerwowana Mlle.
- Uf.. Ven.. Jesteśmy w niebezpieczeństwie... Victoria, poznajesz mnie ?
Półprzytomnie spojrzała na Malkaviankę.
- O cześć Mlle.. Gdzie Snake?? Spakowaliście mnie już? Musze dorwać Polonię...
- Cii, Snake czeka na zewnątrz. Musimy uciec w ciągu minuty.
- Co?? Gdzie??
Ledwo trzymając się na nogach i nic nie rozumiejąc, Ventrue wstała ciężko i chwiejnym krokiem podeszła do drzwi, niemal je otwierając.
- Czekaj !! Nie otwieraj ich!! Chodź tu, wszystko ci wyjaśnię. Polonia tu jest i chce cię mieć na własność, a Gabriella załatwić.
- Polonia?? Tutaj?? Załatwić Gabriella? Mlle, skąd miałby się tu wziąć Polonia? Przecież Gabriell nigdy by nie pozwolił by ten tu wszedł!
- Jesteś słaba, ja tez. Przebierz się szybko w suknię, a ja ci wszystko wyjaśnię.
Victoria krytycznie spojrzała na siebie, na pomięte ubrudzone ubranie, umorusana twarz i rozwiane włosy. Zgodnie z radą Mlle poczęła się przebierać, kiedy do pokoju wpadł Snake. Zastał ja w pół rozpiętej bluzce.
- Gdzie ??!!! Spadaj stąd !!!!
- Ops. Wybaczcie..
- Zjaaaazd !!!!!!!
- Wynocha !!!
Snake wyskoczył z pokoju unikając sukni, którą rzuciła w niego Księżna.
- Ven.. cicho.. Victoria musisz być teraz silną. Udawaj uległą. Polonia chce cię mieć w Sabacie i trzeba wykorzystać jego słabość.
- On chce wiele rzeczy..
- Vi, posłuchaj. Trzeba cos zrobić. Teraz jest doskonały moment żeby go dorwać
- Przecież ci mówiłam, że jutrzejszej nocy zapoluje na niego. Nie masz się co obawiać.
Mlle powoli zaczęła się orientować o co chodzi i co się dzieje z jej przyjaciółka. Wyglądało na to, że pod wpływem traumatycznych przeżyć w jaki sposób wyrzuciła z pamięci wszelkie wspomnienia z ostatnich dwóch nocy i zatrzymała się w momencie, w którym miała wyjść i osobiście rozprawić się z Polonią.
- On tu jest. Za drzwiami. Razem ze Snakiem. Przebieraj się w suknie i właź do łóżka.
- Co?? Gdzie??!! Przecież to siedziba Camarilli. Jak on tu wlazł??
- Ktoś tu zaraz wejdzie, czuje to. Victoria, błagam cię uwierz mi. Polonia nas tu ściągnął by zwabić Twego Ojca.
- W takim razie gdzie jest Gabriell i cała Camarilla? Przecież dom był obstawiony, sama widziałaś. Polonia nie mógł od tak sobie tu wejść i go przejąć nie robiąc hałasu. Musiałabym coś słyszeć.
- Ven, ty byłaś długo nieprzytomna. Wiele się działo przez ten czas. Teraz jednak trzeba myśleć o przyszłości. Przebieraj się i właź do łóżka. Polonia myśli że jesteś już niemal jego, i niech tak myśli nadal. Dorwiesz go. On ci chce zniszczyć nieżycie.
W czasie gdy Mlle w nieskładny sposób tłumaczyła sprawę Polonii, starsza kainitka nawilżającymi chusteczkami umyła twarz i szybko uczesała włosy, doprowadzając je do należytego porządku.
Nadal patrzyła nieco dziwnie na Malkaviankę i nie wierzyła jej zbytnio, jednak nie chcąc robić przykrości spełniła życzenie i położyła się na łożu
Rozległo się pukanie do drzwi.
- I pamiętaj, udawaj słaba i uległą.
Drzwi ostrożnie się otworzyły i wszedł Snake. Spojrzał czule na leząca dziewczynę.
- Miała tylko na tyle siły żeby się przebrać.
- Jest słaba, musi koniecznie cos zjeść.
Brujah podszedł i przysiadł na łóżku Ventrki, obserwując ją z uwagą. Mlle posłała mu mordercze spojrzenie, na co ten tylko się uśmiechnął.
- Snake, co wyście ze mną robili ze taka brudna byłam? I gdzie moja torba?
- Hm.. torba. U mnie w pokoju. Podczas gdy się kąpałaś zrobiłem mały przegląd broni.
- Kapałam? I teraz jestem taka brudna?
- Tak, a potem był trening. Cóż musisz jeszcze trochę poćwiczyć.
- I taka brudna poszłam spać?
- To ty powinnaś wiedzieć. Miałaś się umyć ale znalazłem cię padniętą na łożu. Nie wiem, może Polonia dał o sobie znać albo jak i zasłabłaś.
Rozmawiali tak parę minut, nie pamiętała już o czym. Dopiero przybycie Gabriella przykuło jej uwagę.
- Gabriell, to ty.. A nie mówiłam że przyjdzie ?
Victoria z lekkim wyrzutem spojrzała na przyjaciół którzy twierdzili , że ponoć jej Ojciec jest zajęty. Zaraz po tym zwinęła się wygodniej na łożu i uśmiechnęła do Gabriella.
- Nie śpisz już?- odwzajemnił uśmiech delikatnie
- Nie, właśnie wstałam
Justicar energicznie podszedł do łoża i przysiadł na brzegu obejmując swego Potomka. Ventrka słodko wtuliła się plecami w jego ciało. W przeciwieństwie do Mlle nie zwróciła uwagi na mały srebrny krzyżyk, który przez chwilę mignął na jego szyi.
- Musisz być głodna moja droga. Przyniosłem ci coś. Dobry rocznik.
Postawił na stole elegancka butelkę; Snake tylko tajemniczo się uśmiechnął a Mlle spojrzała z przestrachem.
- Snake, podaj mi kieliszek..
Brujah posłusznie spełnił polecenie po czym sam zaczął grzebać w barku. W tym czasie Gabriell nalał vitae z butelki i podał Victorii do picia. Nim dziewczyna zdążyła upić choć łyk, Malkavianka błyskawicznym ruchem wytrąciła jej puchar z ręki.
- Mlle, co z Tobą? O co chodzi?
Zachowanie malkavianki zaskoczyło nieco Księżną.
- Pewnie tez głodna- rzucił od niechcenia Snake- może się z nami napijesz?
Z ust dziewczyny dobył się tylko syk nienawiści. Gabriell napełnił kolejny kieliszek i podał Victorii do picia, tym razem uważając by nikt im nie przeszkodził.
- Ven nie pij tego!! To nie jest Gabriell !!!!
Księżna upiła łyk i ze współczuciem spojrzała na przyjaciółkę. Bolało ją, że ta męczy się z toczącym ja szaleństwem. Żałowała jej szczerze.
Siedzący obok kainita tylko skrzyżował wzrok z malkavianką
- Milcz i siadaj !
Dziewczyna sama nie wiedząc dlaczego, automatycznie wypełniła polecenie. Victoria rzuciła okiem na jej osobę, po czym mocniej wtuliła w ramiona Ojca. Jak Mlle mogła w ogóle pomyśleć, ze to nie jest Gabriell- przeszło jej przez myśl.
Zanim zdążyła wypić zawartość kielicha zrobiła się senna. Powoli pokładała się na ramieniu swego Stwórcy.
-Widzę, że Vi jest już śpiąca. Nalegam więc, abyście udali się do swoich pokoi, a ja z nią zostanę i uśpię.
Ostatnie słowa Gabriella słyszała bardzo słabo. Senność ją pokonała. Jakby od niechcenia przytuliła się do piersi mężczyzny i wyciągnęła z nim na łożu.
Kątem oka zauważyła jedynie, że Snake nieco zbyt brutalnie wyprowadził Mlle z pokoju. Mało ją to jednak zainteresowało. Była bardzo, bardzo zmęczona, a Gabriell był tuz przy niej. Niczego nie pragnęła teraz tak mocno, jak jego dotyku i ciepła jego dłoni.
W ciągu minuty zasnęła.
***
Przebudzenia wolałaby nie pamiętać.
Ze snu wyrwały ją głosy.
Nienawidziła pobudek. Wiedziała, że ktoś nad nią rozmawia, ale nie wiedziała kto. Po chwili poczuła dłoń na swojej głowie. Przesunęła się ona po włosach. Raz, drugi..
- Śpij, śpij musisz trochę odpocząć przed naszą dalszą zabawa.. A tatuśkiem się zajmiemy.
Dopiero po chwili dotarło do niej co oznaczają usłyszane słowa. Obróciła się na drugi bok, otworzyła oczy i przeżyła szok. Polonia. Głaskał ja po głowie i patrzył z czułością i dziwnym błyskiem w oku.
Jak poparzona wyskoczyła z łoza i wylądowała przy ścianie, jak najdalej od niego. Zauważyła, że w pokoju prócz nich byli jeszcze Mlle i Snake. A więc Malkavianka nie kłamała- przemknęło jej przez myśl.
Dopiero teraz zaczęła przypominać sobie minione wydarzenia. Faktycznie wybrała się do Polonii, a ten ja złapał.
- Widzę ze się za mną stęskniłaś. Dawno się nie widzieliśmy.
Podszedł bliżej Ventrki, na co ta z miejsce zerwała wiszący na ścianie miecz i wycelowała nim w niego. Uśmiechnął się tylko perfidnie.
- Co, brakuje ci naszych treningów?
Zasyczała tylko nienawistnie, Mlle próbowała się przytulić. Victoria sama nie wiedziała co ma robić.
- Gdzie jest Gabriell? I skąd tu Polonia?
- Gabriell jest na górze. Nie może wejść.
- To po co wychodził?
- Ven, jego tu w ogóle nie było..
- Jak to, przecież..
Słowa malkavianki uświadomiły jej smutną prawdę. Mężczyzna z którym spala wcześniej nie był jej Ojcem. Niemal wpadła w szał na samą myśl o tym, że spała w ramionach Kardynała. Bo tylko on mógł być na tyle bezczelny, by pod postacią Gabriella wślizgnąć się do jej łoza.
- Snake, Mlle. Właźcie do łazienki i nie wychodźcie.
Żadne z nich się nie ruszyło.
- Mlle, chodź do mnie...
Ani drgnęła.
- Więc ty tez jesteś przeciwko mnie. Oboje zdradziliście.
Łzy napłynęły jej do oczu, ale nie okazała tego. Nie mogła zrozumieć, że Mlle także uczestniczy w sabatniczym spisku. Bolało. Tak samo jak fakt, ze obiecujący jej ochronę i pomoc Snake sprzedał ja jak nic nie warty przedmiot.
A teraz została zdana na łaskę Polonii. Samotna i opuszczona.
- Victoria, nie zdradziłam Cię. Chce tylko twego dobra- Mlle była spokojna, ale smutna.
- Ja też.
- I ja...
Na twarzy Francisca zagościł uśmieszek. Podszedł bliżej, ale nie na tyle na ile by chciał. Gdy tylko ruszył w jej stronę, Victoria wyciągnęła przed siebie miecz.
- Nawet nie próbuj!
- Uspokój się i oddaj to. Wiesz, że twój opór wobec mnie na nic się nie zda.
Rozejrzała się po pokoju. Dwoje drzwi. Na korytarz, które blokował Sabatnik i drugie do łazienki. Skoczyła w ich kierunku z nadzieją na odcięcie się od wszystkich. Nie myślała zbyt logicznie, w przeciwnym razie rozpłynęła by się we mgłę.
Nim dotarła do klamki drogę zagrodziły jej macki. Musiała z nimi walczyć, gdyż zgadnie z wolą swego pana chciały ja pochwycić. Cięła ostrzem na wszystkie strony, ale bardziej automatycznie niż logicznie
Zaczęła tracić nad sobą kontrolę.
Wystraszona sytuacją w jakiej przyszło się jej znaleźć wpadła w rodzaj amoku. Nie wampirzego Szału, ale w stan, w którym instynkt przetrwania i wolności dominuje nad rozumem.
Nie pamiętała zbyt szczegółowo wydarzeń, które później nastąpiły. Kojarzyła, że najpierw Polonia próbował negocjować i uspokoić ją w normalny sposób, ale ona nawet nie dała mu się tknąć. Potem kłocili się o Gabriella, o to kim jest i co ma zamiar zrobić. W końcu obraziła Polonię mówiąc mu, że wolałaby być Pariasem niż jego Potomkiem, a jego krew to krew zabójcy, zdrajcy i kata. To przerwało żelazny spokój byłego Arcybiskupa. Teraz on atakował. Zapamiętała tylko ból i to, że nawet nieźle szła jej walka. Ale to on wygrał.
Kiedy zaczęła dochodzić do siebie na tyle, by kojarzyć co robi i decydować zgodnie ze swa wola, mocno poraniona i na skraju letargu leżała na łożu Polonii, a ten siłą wciskał jej w usta swój nadgarstek.
Chciała się opierać, ale Głód był zbyt potężny, by mogło to przynieść efekt. Przyssała mu się do ręki jak alkoholik do butelki.
Aromatyczna, silna, gorąca vitae pieściła jej gardło i spływała do żołądka. Rany poczęły się regenerować.
Polonia trzymał ja delikatnie a krew była tak potężna. Nie potrafiła przestać pić.
- No patrzcie. Niby jej tak nie smakuje, a patrzcie jak chłepce.
Usłyszała nad głowa szyderczy głos Kardynała. Nie zwróciła na niego uwagi i ssała dalej, aż Sabatnik obawiając się o własne siły, sam wyrwał jej rękę.
Automatycznie rzuciła się za nią; Bestia przejęła kontrolę.
- Nie pij tyle, bo ci jeszcze posmakuje i co będzie?
Zaśmiał się i w ułamku sekundy niespokojną kainitkę ponownie pchnął na łóżko, po czym wskoczył obok i przyciskając ją do materaca zablokował. Nie mogła się nawet ruszyć. Trzymał ja do momentu, kiedy całkiem się nie uspokoiła.
Dopiero wtedy puścił ostrożnie i zszedł z łoza, pozostawiając Victorię samą i zmęczona.
- Ja musze wyjść, ale ty lepiej się prześpij. Jutro będziesz potrzebowała wielu sił.. odpocznij. Malkavianka może z tobą zostać.
- Nie chce tu żadnych zdrajców! Niech się wynosi !
- Jak wolisz. I nie próbuj uciekać. Nasz stary przyjaciel Goratrix zadbał już, byś nie miała takiej możliwości.
Uśmiechnął się tylko przebiegle i przepuszczając w drzwiach Snaka i Mlle sam wyszedł.
***
Nie mogła spać. Usnęła tylko na kilkadziesiąt minut.
Była zbyt zrozpaczona i załamana by móc wypoczywać. W uszach dźwięczał jej głos Gabriella. Skontaktował się z nią telepatycznie i powiedział, że się jej wyrzeka. Nie jest już jego Córka. Nie wybaczy jej zdrady z Sabatnikiem i tego, że sama do niego poszła.
Chciała mu wytłumaczyć jak było naprawdę i ze udała się d Polonii nie z miłości i tęsknoty jak twierdził, ale po t by się zemścić za wszystkie upokorzenia i krzywdy jakie doznała od jego osoby. Gabriell nie zechciał słuchać. Zerwał połączenie dodając na koniec, ze nie chce jej więcej znać.
Spojrzała na siebie krytycznie. Wyglądała okropnie. Brudna z krwi i kurzu, ubranie wisiało na niej w strzępach. Obraz nędzy i rozpaczy.
Poszła do łazienki i zaczęła napuszczać wody do wanny. Ciepła kąpiel powinna pomóc. Przypomniała sobie, że nie wzięła żadnego ubrania na zmianę. Wróciła do pokoju i wygrzebała coś z szafy, nawet nie wiedząc co to jest.
„Wyrzekam się ciebie. Nie jesteś już moim Dzieckiem”
Wybuchnęła płaczem i zwinęła się w kulkę na podłodze w łazience. Jak Ojciec mógł ją tak łatwo odrzucić. Musiał jej nigdy nie kochać
Usłyszała, że ktoś dobija się do drzwi i ja woła, ale wcale jej to nie to nie obchodziło i nie zwróciła uwagi. Chciała zostać sama. Pukanie nasiliło się, a spokojny głos zmienił się w krzyk..
"Nie chce cię więcej znać"
Drzwi zostały brutalnie wyłamane, a do pomieszczenia wpadł zdenerwowany Polonia, a za nim Mlle i Snake.
Może i chciał na nią nakrzyczeć, ale gdy podniosła wzrok nie odezwał się ani słowa. Jego oczy nieco zmiękły.
Trzęsła się z zimna, smutku i upokorzenia. Woda zaczęła wylewać się z wanny, więc Kardynał ją zakręcił i przysiadł na brzegu. Wlepił wzrok w nieszczęsną Ventrkę.
Nie było w nim złości, bardziej... współczucie? Victoria znów zwinęła się w kłębuszek i przestała patrzeć na pozostałych kainitów. Nie byli jej do niczego potrzebni.
- A nie wygodniej by było w wannie?
Nawet nie zwróciła uwagi na czuły wzrok Francisca.
- On wróci. I to pewnie już niedługo. Ale nie martw się, tu jesteś bezpieczna.
Bezpieczna !? Śmiechu warte ! Ona chce być z Ojcem. Bezpieczna w kręgu Sabatu.. Jasssne..
- Teraz znalazłaś prawdziwą rodzinę. Taka, która nie odda cię w imię potęgi i władzy.
Polonia wyraźnie zmiękł od ich ostatniego spotkania. Widać było, że teraz raczej chciałby ja przytulić niż uderzyć.
- Rodzina? Nie zdradzi? A jaką ona może mieć pewność?
Mlle niemal się zacietrzewiła.. Chyba nie spodobał jej się wykład Sabatnika
- Sama się przekona. Nie będziemy jej do niczego zmuszać.
- Więc przestań jej mydlić oczy i daj samej wybrać!
- Pozwolę jej samej dokonać wyboru, ale ona chyba już wybrała; świadomie bądź mniej świadomie. Zrozumiała, że to nie miało sensu, że On wcześniej czy później i tak by odszedł.
Victoria jeszcze mocniej się opatuliła. Było jej tak strasznie zimno.
Mlle widać to zauważyła, bo przyniosła koc i okryła kainitkę.
- Chyba lepiej będzie położyć ja na łożu..
Polonia podszedł, schylił się i delikatnie podniósł Ventrkę biorąc ją na ręce. Skuliła się przy samym jego dotyku. Czuła do niego emocjonalny wstręt.
Położył ją na łożu, przykrył grubo kołdrą, a następnie przytulił.
„ Nienawidzę Cię. Jesteś zdrajczynią. Nie chce Cię więcej znać ! ”
Niewiadome ułożyła głowę na ramieniu Polonii. Dopiero gdy zaczął ja głaskać po włosach zrozumiała co zrobiła. Poderwała się nagle i uskoczyła do wezgłowia łoża. Była jak wystraszone zwierzątko.
- Nie bój się. Nic ci przecież nie zrobimy. Przytul się.
Mlle wybiegła z pokoju, a Snake spojrzał zmieszany.
- Zostawił mnie- zachlipała niemal bezgłośnie.
- Nie przejmuj się. To musiało się kiedyś stać.
Wtulił ją mocniej w siebie, jakby próbując ogrzać.
„ Nienawidzę Cię Victorio. Zdradziłaś mnie z Sabatnikiem. Nie jesteś już moja Córką, Zniknij z mojego nie-zycia albo Cię zabije!”
Zabije.. Śmierć.. To jedyne rozwiązanie teraz...
„Gabriell mnie nie chce, a dziwka Sabatnika nie mam zamiaru być. Wole zginąć. Promienie słońca oczyszczą me ciało i dusze.” Podczas gdy ona rozmyślała, Kardynał cos tam mówił i ją tulił. Nawet nie wie czy mu odpowiadała cokolwiek czy tez nie. Miała swój plan.
Skoro nie mogła stąd uciec, a Ojciec nie miał zamiaru jej wybaczyć, nie miała powodu by żyć. Teraz tylko musi wyślizgnąć się Polonii gdy będzie spał.
No i musi zmylić ich czujność. Ale jak? Chyba, że..
Zgodnie z życzeniem Polonii zaczęła „przysypiać” w jego ramionach. Kątem oka obserwowała jednak zachowanie zdrajców. Byli zmęczeni i zmieszani, Francisco tez już zasypiał. Niby nieświadomie i przez sen objęła go słodko. To był mistrzowski ruch. Snake i Mlle poczuli się zakłopotani i wyszli; były Arcybiskup w 2 minuty zasnął.
O to jej chodziło. Zaczekała kilka minut, po czym wyślizgnęła się z ramion kainity. Ponownie zwiała do łazienki, a tam zmieniła się we mgłę i wentylacja uciekła.
Zmaterializowała się dopiero u szczytu schodów wychodzących na poziom parteru. Promienie słońca zaczęły wpadać przez grube, szklane witrażyki. Wyszła do hollu. Zaczęło parzyć. Zacisnęła żeby i błyskawicznym ruchem otworzyła drzwi na dwór. Z jej ust wyrwał się przeraźliwy, acz urwany krzyk. Mimo, że słonce paliło jej skore żywym ogniem wyszła na zewnątrz. Z całych sił starała się nie wrzeszczeć z bólu, gdy jej ciało zamieniało się w spieczoną skorupę..
Zajęła się ogniem. Jego języki pełzały po delikatnym ciele Ventraskiej Księżnej.
Ból był nieznośny, ale oczyszczający.
W końcu zemdlała.
***
- Pij! Wiem że jeszcze możesz. Jesteś zbyt silna by załatwiło cię kilka promieni Słońca! Masz żyć do cholery !!!
Odzyskując świadomość słyszała głos Polonii. Budził ją i był zrozpaczony.
Czuła jak jego vitae wlewała się w jej usta, ale była zbyt zmasakrowana aby moc przełykać. A może nie chciała?
Robił co mógł by otworzyła oczy, ale ona pragnęła tylko śmierci.
Podali jej inna mocną krew. Nie zareagowała. Czuła, że Francisco niemal płacze nad jej spalonym ciałem.
Do licha, że tez te cholery zdążyły ją zabrać ze słońca nim rozpadła się w proch!
Ciekawe, który był tak odważny by wyjść po świcie na dwór. I to za nią.. Pewnie Polonia. Musiał być przez to solidnie poparzony. Ale dlaczego to zrobił? Czyżby mu jednak na niej zależało?
Nagle usłyszała obok kolejny głos i cos lecącego nad jej głowa. Głos... Znała go. Goratrix !!!
- Wlejcie to do wanny i włóżcie ją do niej całą. Ty tez się przemyj Kardynale. Jesteś cały poparzony.
Coś poderwało ją energicznie i na akceleracji zaniosło do łazienki. Poczuła na zwęglonym ciele przyjemna, letnią wodę. Po chwili potężna dłoń nabrała cieszy i razem z nią przesunęła się po jej twarzy. Czule, delikatnie, z nadzieją...
Jej ciało regenerowało się w zastraszającym tempie.
Gdy otworzyła oczy leżała po szyje w wannie. Zregenerowana. Francisco podtrzymywał ja ostrożnie, Mlle płakała a Snake sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
Dobrze, że wda miała dziwny bordowy kolor; była gęstsza niż zwykła i nie było nic przez nią widać. Czułaby się jeszcze gorzej, gdyby towarzystwo widziało ja w tej sytuacji nagą.
Kardynał spojrzał na nią z mieszanką smutku, ulgi, czułości i zdziwienia.
- Dlaczego?
Nie odpowiedziała.
- Dlaczego chciałaś się zabić?
- Bo on mnie już nie chce. Wyrzekł się mnie. Przez ciebie..
Zaczęła marznąc, woda już wystygła. Sabatnik zdjął bluże i okrył jej ramiona.
- Trzeba ja wyjąć. Zmarzła. Mlle, ubierzesz ja czy sam mam się tym zając?
Malkavianka prychnęła.
-Sama się nią zajmę zboku jeden. Wyjdźcie.
Z ociąganiem się kainici opuścili łazienkę. Mlle poszła po suknię. Nie dostrzegła tej, którą Victoria przyniosła wcześniej.
Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Victoria wyskoczyła z wanny, ekspresowo ubrała po czym zatrzasnęła w pomieszczeniu na zamek.
Pozostała w sypialni ekipa chciała wejść z powrotem, ale miała z tym mały problem. Kiedy już dostali się do łazienki, Ventrka leżała na dywaniku obok wanny i wpatrywała w sufit.
Ich wejście zaburzyło jej spokój. Przynieśli jej puchar krwi do picia, jako ze była solidnie wygłodniała. Początkowo nie chciała go ruszyć, ale potem zdała się na rozsądek.
Krótka rozmowa z Sabatnikami ukazała jej tez bezsens spania na łazienkowym dywaniku, więc zgodnie z radą mężczyzn przeniosła się do pokoju na łoże. Cos tam jeszcze do niej mówili, ale było to tak nieistotne, że teraz już tego nie pamiętała. Zwinęła się wygodnie na ogromnym Kardynalskim łożu i owinęła gruba kołdra. Czekała aż wyjdą, co wkrótce zrobili.
Miała wiele do przemyślenia.
***
Obudziła się w stosie miękkiej pościeli kardynalskiego łoza. Gdy tylko wystawiła głowę spod kołdry poczuła przyjemna rześkość nocnego powietrza. Musiało płynąc z dworu i rzędem korytarzy dostawało się aż tutaj.
Wstała przeciągając się wygodnie. Na brzegu łoza zauważyła przewieszoną czarna, atłasowa suknie. Widać prezent od Francisca.
Szybko załatwiła kwestie wieczornej toalety. W ciągu kilku minut była przebrana i uczesana. Wyszła z łazienki i zaczęła nasłuchiwać. Na korytarzu ktoś rozmawiał. Skoncentrowała się na rozpoznaniu głosów. Pierwszy należał do de Polonii, drugiego nie znała. Nie była w stanie dowiedzieć się o czym mówią, więc szybko porzuciła zainteresowanie sprawą.
Spróbowała połączyć się telepatycznie z Gabriellem, w nadziei, że może największa złość już mu przeszła i pozwoli jej wytłumaczyć jak się sprawa faktycznie ma. Odrzucał połączenie za każdym razem. Nie chciał jej znać.
Posmutniała bardzo i pogrążyła się we własnych myślach. Z zadumy wyrwało ja pukanie do drzwi.
- Proszę.
W drzwiach ukazał się Kardynał w nad wyraz dobrym humorze.
- Widzę, że w końcu się obudziłaś..
- Tak..
Odpowiadała spokojnie i kulturalnie, acz chłodno. Zaczęła bowiem pojmować, że Polonia jest teraz jej jedynym punktem zaczepienia. Gabriell ją wyrzucił, wyrzekł się i obiecał odebrać wszystko co miała. Domy, samochód, firma. Pewnie już położył na nich rękę.
Posiadała tylko tyle, ile znajdowało się w kuferku z biżuterią, teraz rozsypana na łożu. Czyli na dłuższą metę- niewiele.
Teraz była w pełni zdana na łaskę Francisca. Wyglądało na to, że jeśli nie chce zamieszkać pod mostem, jedyna alternatywa jest dla niej przyjęcie jego propozycji i pozostanie w willi, u jego boku.
- I jak się spało w najwspanialszym łozu Nowego Jorku?
- Dziękuje, dobrze.
- Cieszę się. Śniło ci się cos przyjemnego ?
- Nie, nic mi się nie śniło.
- A mnie się śniło coś miłego. To zabawne. Nigdy nic mi się nie śni a tu zobacz.. Nawet brak mego łoża mi nie przeszkadzał. Widać Twoja obecność dobrze na mnie działa.
Stała odwrócona plecami do ne\iego. Nie chciała by widział je ból.
Tworzył przyniesiona za soba butelkę vitae, nalał do kieliszka i podał do picia.
- Czas na śniadanko.
Wzięła pucharek w ręce i powoli skosztowała zawartości. Dobre.
Objął ja delikatnie w pasie.
- Jak ci się podoba suknia?
- Piękna, dziękuję.
- Sefinroth ma jednak dobry gust. Dziwnym nie jest jak to mawia.
Kiwnęła tylko głowa. Nie mogła zapomnieć o Gabriellu.
Odwrócił ją ostrożnie przodem do siebie. Była ponad 40 cm niższa, więc nie musiała patrzeć mu w oczy. Widział jednak jej smutek.
- Jeśli suknia ci się nie podoba, każe przynieść inną.
- - Nie, suknia jest naprawdę ładna. Nie o nią chodzi.
Uśmiechnął się delikatnie i mocniej przytulił.
- Nadal nie możesz się z tym pogodzić, prawda?
- Z pobytem tutaj?
- On już nie wróci Victorio. Zostawił cie. Nie martw się jednak. Ja dam ci dom. Nie zostawię Cię samej, a o nim zapomnij.
Zwiesiła głowę i nic nie powiedziała. Po prostu nie miała żadnych argumentów. Wziął sukienkę w ręce.
- Może zechcesz ją przymierzyć?
- Później jeśli pozwolisz.
- Oczywiście. Chciałbym jednak, byś potem raczyła przyjść do salonu. Jest tam ktoś, kto bardzo chce cię poznać.
- Kto to?- podniosła wzrok z zainteresowaniem
- To tajemnica. Dowiesz się później. To niespodzianka. Miła niespodzianka.
- Dobrze..
Wypuścił ją z ramion.
- A teraz wybacz na jakiś czas. Obowiązki wzywają. Muszę coś jeszcze załatwić i się przebrać. Ty proszę tez to zrób. I postaraj się wyglądać jeszcze piękniej, niż na Grande Conclave. Jeśli to w ogóle możliwe.
Ukłonił się dworsko w drzwiach i wyszedł.
***
Gdy wrócił siedziała na łóżku.
Jeszcze piękniejsza niż kiedykolwiek dotychczas. Spojrzał z nieukrywanym zachwytem.
Atłasowa, długa czarna suknia miękko spływała wzdłuż jej ciała. Wyszywany bogato kamieniami materiał cudownie układał się na jej idealnym dekolcie, delikatnie opinał piersi, szczupła talie, proporcjonalne biodra i płynąc w dół po zgrabnych nogach, mieniąc się i błyszcząc, owijał wokół nich. Cos błysnęło na kostce. Diamentowa bransoletka. Nieco cieńsza niż ta na nadgarstku i dużo cieńsza od naszyjnika. Wszystko to skrzyło się i błyszczało. Okazały pierścień na palcu pięknie odcinał się od czarnego materiału długich rękawiczek, a krucze włosy, starannie uczesane i upięte ozdobnymi szpilami, okalały okazale jej drobną twarz Ideał..
Polonia ubrany był w elegancki, biały garnitur od Armaniego. Starannie uczesał włosy, ułożył bródkę i nawet założył sygnet.
„To musi być znacznie większa okazja niż mówi”- pomyślała.
Spojrzała a niego delikatnie, słodko, zalotnie. Uśmiechnął się szeroko.
- Widziałeś może moja komórkę? Chciałam zadzwonić.
Na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia.
- Zadzwonić? A po co? Może po pizze?- zażartował by ukryć zaskoczenie.
- Nie, do ghula. Skoro mam tu zostać musze mu wydać kilka dyspozycji, zanim Gabriell odbierze mi wszystko. I musze mu powiedzieć, by to sprzedał, a pieniądze przekazał mnie.
- Nie musisz nic sprzedawać. Dam ci wszystko czego będziesz potrzebować, a także wiele więcej..
- Nie chce. Chce być niezależna finansowo. No i nie chcę, by Gabriell zabrał wszystko i się wzbogacił.
Polonia zaśmiał się.
- No to akurat się chwali, nie powiem.
- Wiec?
Spojrzała pytająco.
Uśmiechnął się lekko i sięgnął do kieszeni marynarki.
- Zadzwoń, ale tylko pod warunkiem, ze będę przy rozmowie.
- Dobrze, sama chciałam ci to zaproponować. Gdybym dzwoniła ze stacjonarnego, mógłbyś nawet podsłuchiwać.
Rozmowa z ghulem zajęła kilka minut. Wydała rozporządzenia, kazała wynieść z domu całą gotówkę, papiery na dom i firmę, a także biżuterię. Day miał jej wszystko, czego nie uda mu się sprzedać, przywieść swej pani do willi Polonii. Kardynał zagwarantował mu nietykalność.
Gdy tylko skończyła rozmawiać, od ręki musiała oddać telefon.
- Dziękuję- uśmiechnęła się słodko do Sabatnika.
- Nie ma za co. Widzę, że w nie najlepszych stosunkach jesteś teraz z Ojcem.
- Wyrzekł się mnie. Nie chce o tym mówić.
Przytulił ją do siebie mocno.
- Jak mam się do Ciebie w ogóle zwracać? Wolisz Kardynale czy Francisco?
Uśmiechnął się cudnie.
- Możesz mi mówić jak tylko zechcesz, Victorio.
Rozległo się pukanie do drzwi. Mlle weszła pokornie, komplementując stroje starszych kainitów.
W krótkim czasie od słowa do słowa wszyscy przeszli do rozmowy o Gabriellu. Najbardziej bolało to Ventrkę, gdyż coraz bardziej uświadamiała sobie, że Polonia ma rację. Justicar wcale święty nie jest, a fakt, że tak prosto ją odrzucił potwierdził słowa Francisca, z eon jej nigdy nie kochał. Była dla niego kaprysem, zabawka, niezrealizowana ambicją i największym zawodem w nie-życiu. On chciał cudownego, posłusznego Dziecka, a nie kogoś mającego własne zdanie i pragnienia. Splamiła swoja i jego krew pijąc w Szale vitae Sabatnika. Tego stary Ventrue nie miał zamiaru jej wybaczyć. Stała się wyrzutkiem i zdrajcą Camarilli, którego jedyną faktyczną winą było to, że chciał się zemścić na swym kacie i dopełnić przysięgi.
Nie potrafiła przypomnieć sobie dokładnych słów jakie padały i tego co robiła. Zapamiętała tylko sam koniec, kiedy to Mlle wyszła się spakować, bo pozwolono jej odejść z willi, a ona sama została w towarzystwie Snaka i de Polonii. Przysiadła wówczas smutna na ogromnym łożu, a Kardynał obok niej, po czym objął ramionami i trzęsącą się z zimna przytulił. Spojrzała na niego tak dziwnie, z czułością. Tulił ją jak niegdyś Ojciec, którego już nie miała. Narastał w niej bunt wobec Gabriella, a Francisco jeszcze go podsycał. Skoro Egzekutor tak ja kochał i tak mu zależało, to dlaczego ciągnął tu na sile, wiedząc jaki ból to sprawia. Nie, Sabatnik miał rację. Tu ni chodziło o nią samą, ale o władzę, potęgę i dokuczenie innym chcącym ją przeistoczyć. Więc dlaczego jej ma zależeć na jego opinii?
- Skoro Gabriell już chce się na mnie wściekać, to niech chociaż ma o co..
Objęła Kardynała, wtulając się w niego. Uśmiechnął się z ogromną satysfakcją i wtulił mocno w swoja pierś.
- On nawet nie był Ciebie wart. Zaopiekuje się Tobą znacznie lepiej od niego.
Głaskał ją czule po włosach, a ona chlipała mu w objęciach. Kilka krwawych łez spadło na kołdrę i nieskazitelnie biały garnitur członka Miecza Kaina.
- Przepraszam- podniosła oczy na tulącego ją wampira- oduczę się płakać, potrzebuję tylko trochę czasu.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się.
- Będziesz musiał się przebrać. Masz dwie krwawe plamki na ubraniu...
- Nie szkodzi, nich sobie będą..
Tulił ją jeszcze jakiś czas, a kiedy uspokoiła się na tyle, by móc zostawić ja samą, wyszedł zapowiadając, że wkrótce wróci i udadzą się powitać gości.
Victoria przez ten czas doprowadzała makijaż do porządku.
***
Mimo wszystko się przebrał. Gdy przyszedł po Victorię miał na sobie srebrzysty, elegancki garnitur. Wyglądał w nim nawet lepiej niż w poprzednim.
Zastał ją leząca na łożu i wyczerpaną, choć starała się tego nie okazywać. Uniosła się na łokciach i zapięła teleportowany do dłoni kolczyk. Zgubiła go gdzieś na korytarzu, kiedy pod niewidocznością wybrała się na spacer. Strasznie interesowało ją, co też dzieje się na górze, że takie zamieszanie wybuchło w domu. Wyszła tedy z pokoju i postanowiła się przejść jeszcze w materialnej formie.
Nie upłynęło wiele czasu, gdy wpadła na jakiegoś ghula i ścięła się z nim w niezbyt przyjemnej konwersacji. Puściła to mimo uszu, choć chyba nieco nastraszyła go osoba Kardynała. Głupi bukłak..
Najwyższe piętro podziemi było szczelnie obstawione ochroną. Nawet Black Hand można było tam spotkać. Nie miała jednak czasu, by bliżej mu się przyjrzeć. Na korytarzu pojawił się Polonia, zamienił z ochroniarzem dwa słowa i zaczął schodzić na dół, pewnie do jej sypialni. Na akceleracji i pod Niewidocznością wycięła za nim. Kiedy przeleciała obok spojrzał i uśmiechnął się lekko, całkiem jakby ja zauważył.
Na szczęście wpadła do pokoju na chwilę przed nim.
- Gotowa? – uśmiechnął się przebiegle- Goście już czekają.
- Tak, oczywiście..
Ześlizgnęła się z łoza i stanęła obok niego. Była sporo niższa i drobniejsza, ale nawet pasowali do siebie. Dwa piękne Drapieżniki.
- Pozwolisz?
Nadstawił jej swoje ramie czekając, czy je przyjmie. Wypełniła jego wolę bez słowa. Dziwnie się czuła w tej całej sytuacji. Przepuścił ja w drzwiach i wyprowadził na korytarz.
Szli spokojnie i dostojnie. Na najwyższym piętrze, tam gdzie miało się odbyć zebranie, pilnujący ochroniarze skłonili się z szacunkiem i otworzyli wysokie, zdobione, potężne drzwi do sali. Naprężyła mocniej mięśnie, zerknęła na przebiegłą minę Kardynała i pod ramie z nim wkroczyła na salę.
Głosy z miejsca zamilkły, a spojrzenia wszystkich obróciły się na wchodzącą parę. Poczuła się jak zaszczute zwierzę. Dziesiątki par oczu gapiły się na nią, wtuloną w bok ich przywódcy. Dla nich była wyrzutkiem, nawet jeśli związanym z ich szefem. Choć stwarzali pozory szacunku, wiedziała, że mają go tylko wobec Francisca. Ona jest wyłącznie kaprysem i zagadką dla nich. Nie uznają jej za równą, choćby nie wiadomo co robiła. Nawet jeśli by tu została, szacunek i pozycje musiałaby wziąć sobie siła.
Sabatnicy wstali gdy para postąpiła krok do przodu. Dopiero kiedy Francisco posadził ją za stołem i sam zasiadł obok, reszta wróciła na swoje miejsca.
Victoria zaczęła panikować. Wspominany przez Polonię gość okazał się cała kupą gości. Było ich z osiemdziesięciu, może stu. A może nawet więcej?
Po swojej lewej stronie miała Kardynała, po prawicy- Snaka. Wprawdzie to zdrajca, ale chociaż znajomy. Zaczęła wodzić wzrokiem po sali, czy czasem kogoś nie zna. Rozpoznała dwie osoby i zdrętwiała: Antonio Vallejo i GORATRIX.
Tylko jego tu brakowało.
Siedział przy jednym z podłużnych stołów w otoczeniu swoich nowych uczniów, po tym jak w Meksyku wyrżnięto mu poprzednich Antitribu. Wszyscy ubrani byli w fioletowe szaty, a Goratrix miał nawet takie same okularki. Spoglądał na nią i uśmiechał się nieco szyderczo.
Przeszły ja ciarki i odwrócił wzrok. Z nerwów złapała kawałek kurczaka przeznaczonego dla licznych ghuli i zaczęła niespokojnie obgryzać, wzbudzając tym jeszcze większe zainteresowanie kilku osób. Przepiła sporym łykiem wina. Może to uspokoi nerwy.
Nie potrafiła się skoncentrować na tym co działo się na sali. Czuła na sobie wzrok głównego Tremere Antitribu i jego ucznia. Skądś go znała, próbowała sobie przypomnieć skąd. Ceoris !!!. Tak, przecież to nikt inny jak Luther Black, pupil Goratrixa i jego Syn, o którym niemal nikt nie wiedział. A więc Lutherowi udało się i stal się prawą ręka swego Pana.
„ A pomyśleć, że na tym miejscu mogłam być ja”. Szybko odgoniła ta myśl i na chwile wróciła pamięcią do czasów chantry. Była wówczas pod bezpośrednią opieka Goratrixa, tak samo jak on. Dwóch ulubieńców potężnego kainity. Pod względem nauki szli wtedy łeb w łeb. Jej edukacje przerwał powrót do Ojca ,a Tremere ją nadal kontynuował. Był uparty i silny, musiał daleko zajść. Teraz obserwował ją bacznie, jakby czekając na reakcje.
Zapytała po cichu Francisca o Luthera, ale nie dowiedziała się niczego ponad to, co wiedziała do tej pory. Sabatnik widział jak strasznie spięta jest, rzucił jakiś żart po którym oboje wybuchli śmiechem Goratrix zerknął z dezaprobata, reszta zebranych- wyłącznie z rosnącym zaciekawieniem. Potem sytuacja wróciła do normy.
Siedziała tak i rozmyślała, gdy nagle zauważyła ów znajomego ghula. Patrzył na nią z pogardą, więc robiąc mu na złość przysunęła się bliżej Francisca, ku zadowoleniu samego zainteresowanego. Ghul odszedł.
Po pewnym czasie pojawił się ponownie, tuz przy niej. Zauważyła jakaś podejrzaną fiolkę u pasa jego spodni.
- Wina, Pani?- szyderczy uśmiech.
- Nie, dziękuje....
Z zimnym spokojem i kamiennym wzrokiem odpowiadała mu, jednocześnie ścieżką umysłu pomagając „zgubić” pilnowany przedmiot. Ghul w końcu się wyniósł; fiolka została na ziemi. Podniosła ja niepostrzeżenie i ukryła w sukni.
- Musisz się tu strasznie nudzić. Zaraz wyjdziemy.
Nim zdążyła odpowiedzieć Francisco wstał, podniósł kielich i dał znak by wszyscy zamilkli.
- Żebraliśmy się tu dziś by uczcić nasze zwycięstwo. Miasto jest już niemal w naszych rękach, a Camarilla została w większości wyparta. Ponadto niemożliwe, stało się realne..
Francisco podał dłoń Victorii i tuląc ją do siebie próbował nakłonić do powstania. Napotkał jednak na zimny wzrok i opór, więc z uśmiechem zrezygnował. Victorię oświeciło nagle- ten skurwysyn chce ją przyłączyć do Sabatu !
- Jest wśród nas nasza nowa Siostra, Victoria Esche, Ventrue 6 pokolenia, Dziecko Justicara Gabriella. Stanie się ona dla nas wielka siła i nowa nadzieją Sabatu, i wesprze nasze zwycięstwo nad Camarillą ! Za Sabat !
Uniósł kielich i wychylił do dna, a sala wśród krzyków i wiwatów zrobiła to samo. Tylko Victoria siedziała jak posąg z marmuru.
Sabatnicy wiwatowali jeszcze wtedy, gdy pod ramie Kardynał wyprowadzał ja z sali. Ventrka miała ochotę rozorać mu twarz paznokciami za to co jej zrobił, ale wiedziała że od razu by ja zaatakowano. Nic nie mówiąc i nie umawiając się z nią ogłosił przyłączenie się do Sabatu. Nie wybaczy mu tego.
Ledwo wyszli z sali, a ochrona zamknęła za nimi drzwi, Victoria zdecydowanym ruchem wyrwała mu swoje ramię i bez słowa, acz nie kryjąc niezadowolenia, szybkim krokiem udał się na dół. Sama.
- Ech, kobiety..
Polonia zaśmiał się tylko i wrócił do swoich spraw. Osiągnął zamierzony cel i mógł być z tego dumny. Teraz nie miała już odwrotu.
Cdn...
|
|